Moje uwielbienie dla tej prostej potrawy wróciło dzięki włoskiemu kamuflażowi.
Bo czymże innym są italskie gnocchi, jak nie kopytkami?
Dawno, dawno temu w Londynie pewien pan o imieniu Karol skończył pisać swoje wielkie dzieło. Uśmiechnął się i potargał gęstą brodę. Był zadowolony. Pan Karol właśnie napisał o tym, że własność prywatna jest złem, religia to opium dla mas, że wszyscy powinni pracować dla państwa – nie dla siebie – i że wszystko powinno być wspólne. Potem zgraja bandytów, której szefem był pan Włodzimierz, stwierdziła, że dyrdymały pana Karola świetnie nadają się do szwindlu o nazwie rewolucja. Po niej, zamiast ludu, rządziły zbiry, ludzkie życie było bez wartości i wszystko było wspólne, czyli niczyje. I nie było co jeść. (…)