Nie mogę przestać zachwycać się przełomem wiosny i lata. Nie mogę przestać kupować nowalijek. Nie mogę się powstrzymać! Jestem uzależniony!
I– niestety – nie mogę stać się trzeźwym nowalijkożercą, albowiem kuszony jestem z każdej strony. Już rano, gdy pomykam do pracy na swoim rowerze, zaledwie dwa kilometry od domu mijam stragan. Z dorodnymi truskawkami. A wczoraj pojawiły się na nim czereśnie i maliny… To dlatego spóźniłem się do pracy! Kilometr dalej mijam rynek. No tak, akurat widzę cieniutkie młode pory, wciąż jeszcze niezbyt popularne na naszych stołach. Zatem kupuję. Jeśli przyzwyczailiście się do porów grubych jak rury kanalizacyjne, spróbujcie kiedyś młodych, podgotowanych, polanych musztardowym winegretem i posypanych jajkiem na twardo. Nie będziecie chcieli jeść innych.
Nawet takie trywialne, zdawałoby się, młode ziemniaki wytrącają mnie z równowagi i usiłują odciągnąć zarówno od pisania tego felietonu, jak i od oglądania mistrzostw królowej gier zespołowych, czyli piłki kopanej. (…)