Szósty wiersz – Wincenty Łaszewski

Czy to możliwe, że nie wszystkie pokusy pochodzą od diabła, bo jest jeszcze inny Kusiciel, a jest nim… sam Bóg? Pewnie się zdziwicie, ale przy tym pytaniu potakuje wielu, wielu ludzi. Zaraz przytoczę ich ciężki argument, ale nie mogę wcześniej nie zawołać: To absurd! Czyżby Stwórca chciał, byśmy od Niego odchodzili, byśmy wybierali zło, robili kolejne kroki w stronę piekła?

REKLAMA

Bóg jest wszechmogący, ale tego akurat nie może. Bo to logiczna, wewnętrzna sprzeczność. Jak słynny kamień, który w swej wszechmocy powinien móc stworzyć Bóg, a miałby być on taki, by Boski Twórca nie był w stanie go podnieść. Jeśli jest wszechmogący, to jest w stanie podnieść wszystko, prawda?

Ale z kuszeniem to co innego… Podobno sam Jezus o tym nauczał. Kiedy? Słyszę, że jest o tym mowa w Modlitwie Pańskiej, bo Zbawiciel kazał nam prosić Boga Ojca: „Nie wódź nas na pokuszenie”. A z tej prośby wynika, że jednak Bóg nas kusi!

Przykład biblijnej pułapki

Pułapek w Piśmie jest mnóstwo. Warto wiedzieć, że większość z nich to skutek wadliwego przekładu. Ten akurat nie jest natchniony, może więc być niedoskonały. Mogę podać jeden przykład? W Pierwszym Liście do Tymoteusza św. Paweł tak pisze o kobiecie: „Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem.” (1 Tym 2,15).

Odkryłem ten dziwny tekst przed laty, a że staram się czytać ze zrozumieniem, zatrzymałem się przy nim i zacząłem się drapać po głowie. Jestem ze starej szkoły: miałem w podstawówce lekcje zwalczające bezmyślne czytanie i pamiętam, jak pani nauczycielka co jakiś czas pisała kredą na tablicy temat lekcji, który brzmiał właśnie tak: „Czytanie ze zrozumieniem”. Czytam więc powyższy werset i myślę sobie, że… kobiety mają łatwiej. Bo mają trwać w wierze i w miłości tylko z umiarem, podobnie w umiarkowany sposób mają się uświęcać. Na ich chrześcijańskiej drodze pojawia się uwaga: uświęcać się, ale „bez przesady”, zabiegać o doskonałość, ale „tylko trochę, nie za dużo”. Żadnego szaleństwa i radykalizmu. Cnoty należy praktykować z umiarem!

Cóż, pomyślałem, nam, mężczyznom, taka droga nie jest pisana. Mamy praktykować cnoty w stopniu heroicznym. Paniom łatwiej.

Kiedy jednak zajrzałem do greckiego oryginału, wszystko się wyjaśniło! Słowo meta sofrosynes przetłumaczono na polski jako „z umiarem”, ale ów „umiar” ma synonimy, na przykład „skromność”. I tłumacz powinien wybrać nie pierwsze, ale drugie słowo! Bo pierwsze, wyrwane z kontekstu, kieruje nasze myślenie w niewłaściwą, nienatchnioną przez Boga, stronę.

Pokusa czy próba?

Podobna pułapka wiąże się z szóstą prośbą z Modlitwy Pańskiej. W oryginale jest prośba skierowana do Ojca w niebie: „Nie wódź nas na peirasmos”. A po polsku? Kłopot w tym, że znowu musimy wybierać jedno ze znaczeń greckiego słowa. A termin peirasmos, może oznaczać „pokusę”, ale też „próbę”.

Nie, Bóg nas nie kusi, ale może wystawiać ludzi na próbę. Może postawić ich przed prawdą – niech zobaczą, jaka jest ich wiara i jak daleko sięga ich posłuszeństwo. Tak właśnie Pan wystawił na próbę ojca naszej wiary – Abrahama, gdy kazał mu złożyć w ofierze Izaaka, jedynego syna. „Bóg wystawił Abrahama na próbę” – czytamy (Rdz 22,1). I Abraham próbę zaliczył… Wykonał wszystko, czego chciał Pan.

Nie był kuszony do zła. Był próbowany w dobru. Dodajmy, że to dobro okazało się wielką łaską dopiero po okazaniu przez Abrahama pełnego posłuszeństwa Bogu.

Nie jestem Abrahamem

Dlaczego Jezus poleca nam prosić Boga, by nie wystawiał nas na próbę? Odpowiedź wydaje mi się prosta: Jezus zna prawdę o nas, i wie, że jesteśmy słabi, i… że nie zaliczymy próby. Może dlatego Zbawiciel poleca nam wołać do mojego Ojca w niebie: „Nie wódź nas na pokuszenie!”. Innymi słowy modlę się: „Nie wystawiaj mnie na próbę, jak Abrahama, bo ja takiego egzaminu nie zdam. Abraham miał wielką wiarę, on był przed Twoją wolą jak z kamienia… ja mam wiarę słabą i na pewno nie wykonałbym żadnej trudnej rzeczy, której byś ode mnie zażądał, z pewnością nie złożyłbym Ci w ofierze czegoś cennego, nie mówiąc o ofierze z mojego dziecka. Więc nie wystawiaj mnie na próbę, której nie podołam!”.

Ten szósty wiersz jest przyznaniem się przed Bogiem i przed sobą samym do swej bezdennej marności.

Właściwie o tym samym mówimy w piątej prośba zanoszonej do Ojca niebieskiego. Jest w niej przede wszystkim przyznanie się do tego, że popełniamy mnóstwo grzechów! Prosimy Ojca niebieskiego: „I odpuść nam nasze winy”. Czyli… mamy je. Nie jesteśmy niewinni, nie jesteśmy mocni w wierze, nie umiemy Bogu zaufać, a szatan jest silniejszy od nas.

Potwierdzamy to zresztą na początku każdej mszy świętej, kiedy mówimy, że zgrzeszyliśmy – i to bardzo! – na wszelki możliwy sposób. Przyznajemy się przed Bogiem i stojącymi wokół ludźmi, że popełniliśmy zło myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. I jeszcze dodajemy: „Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Nie tłumaczymy się, że nie dało się inaczej, że ktoś nas namówił, że diabeł nas podszedł. Nie, to nasza wina.

Logiczne, że kolejna – i ostatnia – prośba z „Ojcze nasz” jest właśnie wołaniem o ocalenie nas od zła! Bo sami sobie z nim nie poradzimy.

Jeśli rzeczywiście modlitwa, której nauczył nas Jezus Chrystus jest esencją chrześcijaństwa, to wszystko układa się mi w spójną całość. Potrzebuję zbawienia – sam się nie uratuję.

Jak modlił się Jezus

Bibliści powiedzieliby więcej i lepiej, więc ja po prostu robię sobie rachunek sumienia… Odliczam, że w Modlitwie Pańskiej znajduje się siedem próśb. To w nich ma się ukrywać, jak uczył Tertulian, cała prawda Ewangelii. Czyli… jeśli zrozumiałem treść tych wezwań, pojąłem istotę chrześcijaństwa! Chyba daleko mi do tego… Dla zwykłych zjadaczy „chleba naszego powszedniego” nie wszystko jest tu jasne, niejeden wiersz – jak tytułowy szósty – jest nawet kontrowersyjny. Pomyślmy tylko: Co to na przykład znaczy, że imię Ojca, który jest w niebie, ma „się święcić”? Szczerze? Nie bardzo wiem, co to znaczy. Nie wiem też, czy przyjście „królestwa Ojca” to przywoływanie końca świata, czy może zapewnienie, że świat wcale nie musi wyglądać jak wygląda, że może naprawdę być Boży, że mamy się na niego otworzyć, a on przyjdzie! A czy to, że prosimy Boga o chleb powszedni – i to tylko na dziś! – oznacza, że bogacenie się jest złem? A może chodzi tu o coś zupełnie innego? W greckim oryginale Mateuszowej Ewangelii jest słowo, które św. Hieronim przełożył dosłownie jako chleba supersubstantialem (Mt 6,11) czyli „nadnaturalnego”. Jest tu mowa o chlebie nadprzyrodzonym – o Eucharystii. Czyli w końcu o którym chlebie tu mowa?

Zmysł wiary zwykłych „nas”

W jednym z komentarzy przeczytałem: „Nie mów «nie wódź nas na pokuszenie»… jeśli masz zamiar trwać w grzechu. Nie mów «zbaw nas od złego»… jeśli nie chcesz przeciwstawić się złu. Nie mów «Amen»… jeśli nie bierzesz serio słów Modlitwy Pańskiej.”

Tak, chcę zrozumieć tę modlitwę i chcę kierować ją do Ojca w niebie w duchu Jezusa. Ten „duch Jezusa” to klucz do wysłuchania moich próśb, które właściwie nie są moimi. To są prośby, na które wskazał mi Jezus – ja się tylko do nich dołączam. Bo chcę być z Nim jednym duchem.

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [25 czerwca i 2 lipca 2023 R. XXXIV Nr 13 (876)], s. 26-27

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *