Pamiętam, że kiedy dowiedziałem się o wyborze Wojtyły na papieża, wybuchła we mnie tak wielka radość, że wypadłem z domu, jak stałem. Pognałem przed siebie, niosła mnie jakąś nieznana energia. Wybiegłem daleko za miasto, pędziłem dalej i dalej… Przebiegłem niemal pół maratonu! Ja, który nim pokonałem kilometr, ledwo łapałem powietrze.

Pomyliły mi się daty? Mamy październik? Nie, tak źle jeszcze ze mną nie jest. Wiem, że mamy wiosnę i że świętujemy czas wielkanocny. Myślę dziś o Maryi – o tej pierwszej, która usłyszała nowinę nieskończenie bardziej radosną niż ta z 1978 roku. Wyobraziłem sobie, że Matka Najświętsza od tamtego poranka zawsze już „biegała”. Rozpierała Ją radość, wypełniała niespożyta energia. „Biegła” nie tylko przez następne pięćdziesiąt dni okresu wielkanocnego. Wciąż „biegła”, „biegła” nawet w ostatnim dniu swego życia i weszła „biegiem” do nieba.
Dlaczego ja „nie biegam”?
A czemu ja „nie biegam”? Czyżby Wielkanoc była dla mnie nie tak znowu ważnym wydarzeniem? Czy wybór Polaka na papieża był czymś większym niż zmartwychwstanie Pańskie?
Zrobiłem rachunek sumienia. Może mój Bóg jest daleki, może odszedłem od Niego spory kawał drogi, więc i zmartwychwstanie Jezusa jest na tyle dalekie, że nawet nie widzę błysku… W konsekwencji, mimo że jestem chrześcijaninem, nie chce mi się „biec”. Niedobrze.
Idę więc do Maryi, Wielkanocnej Pani, która pierwsza „Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała”. Wiem, że zmartwychwstanie Jezusa dokonało w Niej – w Niej jako pierwszej – nieodwracalnej reakcji podobnej do ścięcia białka. Nic już nie będzie jak dawniej…
Tak właśnie zmartwychwstanie Chrystusa przemieniało apostołów. Na zawsze. Do śmierci. Z tchórzów, z karierowiczów, z ludzi zajętych sobą zrobiło świętych. Podziwiamy ich odwagę, ich zapomnienie o sobie, ich wzgardzenie jakąkolwiek ziemską chwałą. Światło Wielkiej Nocy zmieniło w nich wszystko.
Otwarte oczy
Trzeba mi zobaczyć ten blask. Ten, kogo On dotknie, już nie będzie błądził, już nie zwątpi, już nie będzie zawracać z błędnej ścieżki. Zobaczy rzeczy, których inni nie widzą. Może na tym polega niebo: święci mają otwarte szeroko oczy i widzą uszczęśliwiający blask Bożej obecności. Są jak Maryja, pierwsza z nas, która widziała zmartwychwstanie! Tymczasem ludzie zamykają oczy, by nie widzieć. Bo ich razi Boże światło, bo nie chcą nic w życiu zmienić. Tak, oni nic nie widzą. Nie ma w nich ani radości, ani mocy. Nawet gdyby znaleźli się w niebie, skoro oczy mają zamknięte, będzie tam dla nich tylko pustka i ciemność.
Wybiórcza Ewangelia
Mówimy, że Maryja widziała ów blask Jezusa, że zmartwychwstały Jezus się Jej ukazał. Skąd o tym wiemy? Na ten temat Pismo milczy, co jednak wcale nie oznacza, że to wydarzenie nie miało miejsca. Przypomnijmy sobie świadectwo św. Jana: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21,25).
Ewangeliści dokonali wyboru słów i czynów Jezusa. Jakie kryterium wybrali, dokonując takiej, a nie innej selekcji tematów? Znamy odpowiedź: pisali o tym, co jest nam potrzebne do zbawienia. Zwróćmy uwagę na przyjęte założenie: ważne jest nie tyle to, co ciekawe i zajmujące, ale co jest pomocne w osiągnięciu nieba!
Oto dlaczego Ewangeliści nie wspomnieli słowem o tak „fascynującym” temacie.
Dwie opcje
Kościół zna dwie różne odpowiedzi na pytanie o to, czy Chrystus najpierw ukazał się swojej Matce. Jeśli się ukazał ‒ uczą teologowie ‒ to po to, by dać Maryi udział w swojej chwalebnej radości. Jeśli jednak to spotkanie nie miało miejsca, stało się tak dlatego, że było niepotrzebne. Maryja nie potrzebowała znaków, Jej wiara była tak potężna, że „wiedziała”, iż Syn powstanie z martwych.
Brak tego objawienia byłby więc największą pochwałą wiary Matki Najświętszej.
Jaką opcję wybieramy? Chrześcijańska tradycja skłania się ku pierwszej odpowiedzi. Zdają się być o tym przekonane pierwsze pokolenia uczniów. Ich wiarę wyraził św. Ambroży z Mediolanu (zm. 397), który nauczał: „Ona była pierwszą, która to ujrzała! Maryja ujrzała zmartwychwstanie Pańskie!”.
Zwróćmy uwagę, że słyszymy, iż Matka Najświętsza „ujrzała zmartwychwstanie”, a nie – „ujrzała Zmartwychwstałego”. Czyżby takie było przekonanie pierwszego Kościoła?
Za chwilę powrócimy do tego wątku.
Nauczanie Jana Pawła
Podobnie twierdził św. Jan Paweł II. Uczył, że po złożeniu Jezusa do grobu Maryja jako jedyna „podtrzymuje płomień wiary, przygotowując się na przyjęcie radosnego i niespodziewanego orędzia Zmartwychwstania”, a „oczekiwanie, które wypełniło Wielką Sobotę, jest jednym z najwznioślejszych momentów w dziejach wiary Matki Bożej”. Mówił: „Istnieją (…) wszelkie powody, by przypuszczać, iż Matka była pierwszą osobą, której zmartwychwstały Jezus się ukazał”. Dlaczego należy mówić o objawieniu się Jezusa swej Matce? Ojciec Święty wyjaśnia: „Nieobecność Maryi w grupie kobiet, które o świcie poszły do grobu, mogłaby wskazywać na to, że spotkała Ona Jezusa już wcześniej”.
Świadectwo Ignacego Loyoli
Ciekawe informacje przynosi nam świadectwo związane z powstaniem słynnych Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli: sama Matka Najświętsza miała mu pomagać w ich pisaniu. A Loyola wprost daje świadectwo wierze w ukazanie się Jezusa swojej Matce. W czwartym tygodniu ćwiczeń w jednej z medytacji poleca rozważać, jak Pan „zmartwychwstając, ukazał się ciałem i duszą swojej błogosławionej Matce”.
Ciekawe, że Loyola użył słowa „zmartwychwstając” – mamy tu stwierdzenie podobne do słów, których użył św. Ambroży.
Objawienie w Zmartwychwstaniu
W wypowiedzi św. Ambrożego, a później św. Ignacego słyszymy o szczególnym objawieniu się Jezusa Maryi. Tradycja zdaje się podkreślać, że spotkanie Jezusa z Maryją miało miejsce nie „po” zmartwychwstaniu, ale „w momencie” zmartwychwstania. W pewnym sensie Maryja byłaby świadkiem samego zmartwychwstania! Jak gdyby w chwili, gdy Jezus powstał z martwych, powrócił On do życia w swym ciele chwalebnym tam, gdzie przybywała Najświętsza Maryja Panna. Tam bowiem było jedyne miejsce, gdzie przetrwała w nienaruszonym stanie wiara w Jego Bóstwo.
Święci uczą, że wiara człowieka była potrzebna do Wcielenia i że tak samo wiara człowieka była potrzebna do zmartwychwstania. W poranek wielkanocny Jezus raz jeszcze przyszedł na świat: znowu przy Maryi i znowu w ciele ‒ teraz w ciele chwalebnym.
Trzecie przyjście w ciele
To dlatego wielu uważa, że ostatnie przyjście Jezusa ‒ jako Pana dziejów, na końcu czasów ‒ też dokona się przy Maryi: tam, gdzie będzie zachowana wiara. Tak uczył św. Jan Paweł II, wzywając Kościół, by stał się „jak Maryja” ‒ by był miejscem niezachwianej wiary. Wtedy – znowu przy Maryi, tym razem otoczonej swymi naśladowcami ‒ zstąpi Chrystus Sędzia.
Piękne to, prawda? Warto być więc tam, gdzie Ona. Warto uczyć się od Niej zaufania i wiary bez granic. I tych oczu otwartych, by ujrzeć blask. A potem już będziemy „biec” – szczęśliwi, bez obaw, pragnąc cały świat przyprowadzić do Jezusa.
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” [31 marca i 7 kwietnia 2024 R. XXXV Nr 7 (896)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.