Czy to dziwne, że w maju myślę o Józefie? Chyba nie, przecież to miesiąc Maryjny. A Józef jest jak maj – cały poświęcony Matce Bożej. I z pewnością, gdy z lotu anioła oglądało go niebo, był najpiękniejszy. Znowu jak maj.
Przyznajmy, że trochę się nam św. Józef zgubił. Może jest tak właśnie dlatego, że nie umiemy dziś patrzeć na świat z lotu anioła. Kiedyś Józefowi poświęcony był każdy środkowy dzień tygodnia. W środę poszczono, odmawiano więcej modlitw. Jakby Kościół zapraszał do naśladowania jego stylu życia. Tego dnia uczono się „być Józefem”. Wspaniała, cicha szkoła, w której modlitwa i post, celebrowane podczas zwykłego dnia, miały pomóc nam w wejściu na jego ścieżki.
Popychać historię
Józef to człowiek w tle. „Tylko tyle? Tylko w tle?” – zapyta ktoś. Owszem, jego miejsce nie było na scenie. Ale przecież bez niego nie wydarzyłaby się nasza zbawcza historia! To on stworzył dla Maryi i Jezusa miejsce, w którym mogły się do końca pisać święte dzieje zbawienia. A historię chyba pisze się gdzie indziej niż na estradzie, w blasku świateł.
My historię zbawienia zawdzięczamy człowiekowi z dalekiego planu. Nie zawsze pierwsze miejsca są najważniejsze; może jest właśnie odwrotnie. Bożą historię trzeba popychać, czyli stanąć na końcu. Znaleźć się zupełnie z tyłu.
Józef to dziwny człowiek. Tworzył historię, pchał ją do przodu nieznany, niewidoczny. Był na samym końcu. Czy to źle? Może to najlepsze z miejsc, jakie można sobie wymarzyć.
Robię mentalny eksperyment: choć na moment próbuję przestać zaglądać do przodu. Prezydenci, premierzy, generałowie, szefowie partii, znane figury z parlamentów, gwiazdy, gwiazdeczki i ich odpryski, kierownik z pracy, majętna ciotka, dziennikarze z mediów… Zapominam o nich wszystkich. Nie będę stać z nimi. Idę do tyłu.
Uścisk wymaga dwóch dłoni
Nikt nie jest „po nic”; każdy ma w życiu coś do zrobienia. Bóg każdemu dał zadanie. Józef też miał do odegrania swoją własną rolę – i nie zawiódł swego Stwórcy. Środowy patron powiedziałby nam, że to była nie jego zasługa. Skoro Bóg prowadził go tak silną ręką – wystarczyło wyciągnąć swoją.
Zaczynam mu zazdrościć. Pan go prowadził, chwycił za rękę… Było mu łatwiej.
A może wcale nie mam racji? Może trzeba by powiedzieć, że „Józef miał lepiej”, bo wielu ludzi nie wyciąga ręki do Boga i Bóg nie może jej chwycić i pociągnąć do siebie? To ich głupota, a Jezus mówi, że „głupota to grzech” (Mk 7,22). Ludziom się wydaje, że świętość jest niełatwa, że zrealizowanie swojego powołania to niebotycznie trudna rzecz. Zapominają, że Bóg nikogo z nas nie zostawił samemu sobie, że od początku jest przy każdym z nas. Jest blisko. Właśnie na wyciągnięcie swej silnej ręki. Czy to Jego wina, że nie chcemy jej chwycić? Wystarczy poczytać życiorysy świętych. Wielu z nich opowiada, że Pan prowadził ich od dzieciństwa i pomógł im trwać zawsze w kręgu łaski i światła. Wiedzą o tym, bo – to takie proste – od początku trzymali Boga za rękę.
Nie zakładajmy, że świat jest zły, że diabeł potężny, że trudno zachować normy Ewangelii, że być dobrym czy świętym to dziś niemożliwe zadanie. Z łaską możemy wszystko, a łaski Bóg nigdy nam nie odmówi. Może nasz uścisk jest słaby, ale On trzyma nas mocno. Musielibyśmy szarpnąć z całej siły, by się wyrwać z Jego uścisku.
Tylko po co? Gdy trzymamy Boga za rękę, świat okazuje się piękny.
Właściwie i logicznie, czyli… źle
Gdy człowiek nie trzyma się kurczowo dłoni Boga, w jego życiu nie dzieje się tak, jak chce Bóg. A co jest ważniejsze niż to, czego chce Pan? Świat ma się toczyć Bożymi koleinami. Wtedy wszystko znajduje się na swoim miejscu, a wokół jest Boże Królestwo!
Scenariusz, jaki napisał Bóg jest najlepszy. Nasze ingerencje w Jego plany zawsze budzą przerażenie. Pomyślmy tylko, co by się stało z Maryją i Jej Dzieciątkiem, gdyby Józef postąpił inaczej niż chciał tego Bóg. Pamiętamy Józefowe rozterki, gdy spostrzegł, że Maryja jest brzemienna. Niewiele brakowało, a naprawdę postąpiłby inaczej niż chciał tego Bóg. Czyli jak? Mógł zachować się zgodnie ze społecznymi standardami. Mógł pójść za głosem rozsądku. Co zdumiewające, mógł pobłądzić i zniweczyć Boże plany, idąc za głosem swojego sumienia! Zły wybór był jak najbardziej możliwy. Józef nie wiedział, jak postąpić. Rozmyślał, nie spał wiele nocy. Gdy wreszcie znalazł rozwiązanie, postanowił oddalić Maryję, całą winę zrzucając na siebie. Tamtej nocy w końcu mógł zasnąć. I wtedy… Wtedy przyśnił mu się anioł Pański.
Bóg pomógł. Gdy wszystko zawiodło i Józef już chciał dokonać najlepszego z możliwych wyborów, okazało się, że istnieje jeszcze jedno rozwiązanie. Nawet przez chwilę nie pojawiło się ono w jego sercu, potrzebna więc była interwencja Boga.
Czy Józef był człowiekiem omylnym, błądzącym, a jego logika i rozsądek mogły go zwieść? Owszem. Oblubieniec Maryi jest dowodem na to, że Bóg radzi sobie nawet z naszą rozumową poprawnością. Wystarczy, że trzymamy Go za rękę!
Gdyby nie jego oddanie – myślę z podziwem – pojawiłaby się jakaś ciemna, alternatywna historia. Gdyby nie było w niej „św. Józefa i Bożej dłoni”, „św. Józefa i anioła”, wszystko byłoby na opak.
Być jak maj
Każdy z nas ma swoje miejsce w historii i swoje własne zadanie. Jeśli więc będziemy wypełniali polecenia Boże, historia, którą współtworzymy, potoczy się tak, jak ją zaplanował odwiecznie Bóg. Tylko tyle.
To jest nasz wspólny cel – wszystko ma stać się tak, jak wymarzył sobie Pan. Celem nie są cudowności, charyzmaty, duchowe pociechy, morze łask. Nie muszą nam towarzyszyć objawienia i znaki. Nie musimy spotykać proroków i wizjonerów. Wcale nie musimy żyć wśród świętych i mocnych w duchu. Właściwie wystarczy jedno – wiem to, gdy patrzę na Józefa. Być jak maj, być poświęconym Maryi, dla której chcesz żyć i umierać.
Jeśli wszystko jest dla nas zbyt skomplikowane, wystarczy to jedno: Matka Najświętsza. Tam, gdzie jest Ona, wszystko odnajduje swoje Boże miejsce. Wtedy pojawia się niebieskie prowadzenie. Wtedy pragniemy okazać posłuszeństwo Bożemu Prawu. Wtedy otwieramy serce na głos, który w nas rozbrzmiewa. Chcemy trwać w zjednoczeniu z Bogiem.
Warto być „majowym”. Gdy jesteś cały poświęcony Maryi, wtedy stajesz się człowiekiem wolnym, to znaczy nieprzywiązanym do swego planu. Skoro twoje serce należy do Matki Najświętszej, przywiązany jesteś tylko do tego, co pochodzi od Boga.
Coś mi się wydaje, że Boże drogi wcale nie są takie trudne i nadzwyczajne, jak ludzie sądzą. Wyciągam więc rękę jak Józef. Boże, chwyć mnie swoją silną dłonią i prowadź. Wtedy będę szedł w tłumie świętych. Na uprzywilejowanym końcu.
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” [26 maja i 2 czerwca 2024 R. XXXV Nr 11 (900)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.