Druga strona objawień – Wincenty Łaszewski

Powiadają, że w Kościele nudno i wciąż to samo, gdy tymczasem wokół objawień jest jak w ulu! Głośno i kolorowo, atrakcji i nowości bez liku. Tu jest ciekawie. Nic dziwnego, że wokół objawieniowego ula i towarzyszących mu cudowności gromadzą się zafascynowane tłumy. Ale czy ktoś stawia pytanie, co to za pszczoły buczą wokół nas?

REKLAMA

Nie będę generalizował, ale wiele osób fascynujących się zjawiskami nadprzyrodzonymi nie ma pojęcia, że może ktoś je mami. Albo, co gorsza,  przygotowuje na przyjęcie Antychrysta. Ostro powiedziane? Owszem. Tu jest naprawdę kolorowo i cudownie! Chromy tańczy, z nieba spada deszcz różanych płatków, wizjonerzy przepowiadają przyszłość… Jak się tam nie znaleźć albo przynajmniej nie czytać, nie wypytywać, o tym nie rozmawiać?

Cóż, zadajmy pytanie o to, czy te wizje, cuda i proroctwa na pewno zawsze pochodzą z nieba. Od razu odpowiem: nie zawsze.

Tu pachnie pieniądz

Dodajmy zupełnie na marginesie, że to niezły interes. Gdy kilka lat temu pewnej amerykańskiej parafii groziło bankructwo z powodu długów, proboszcz „sprawił”, że obraz w jego kościele zaczął płakać. Efekt był piorunujący. Miejsce stało się sławne na pół świata, a kasa w oka mgnieniu wypełniła się trzy razy większą ilością dolarów niż było proboszczowi potrzeba. Wtedy ów kapłan z pieniędzmi po prostu zniknął, a cud się skończył. Zabrakło jego producenta.

Argument z objawień

Chyba widzimy, do czego to wszystko prowadzi. Ludzie fascynują się cudownościami, a gdy coraz więcej się o nich mówi, fascynują się nimi jeszcze bardziej. Efekt? Jak poniżej.

Mam przyjaciela, który przebywa za granicą, a że nie ma zamiaru zmieniać polskiej skóry na obcą, co niedziela pilnie uczęszcza do polskiego kościoła. W wolnym czasie dba o trawnik wokół świątyni, czasem pomoże w organizacji spotkania. No i proboszcz go sobie wypatrzył na nadzwyczajnego szafarza Komunii św. Mój znajomy nie chciał podjąć się tego zadania (mniejsza o powody), więc umówił się na rozmowę z proboszczem i wyłuszczył mu wszystkie argumenty. Kapłan ustąpił, ale w następną niedzielę kazał ministrantowi wyciągnąć go z ławki, by pomagał w udzielaniu Komunii.

Mój przyjaciel (w tym miejscu użyjmy słowa jeszcze cenzuralnego) się wściekł. Postanowił raz jeszcze udać się do proboszcza. Przygotował się jak maturzyści na maturę, przeczytał wszystkie stosowne dokumenty kościelne. Nagle… dowiedział się, że w jakichś objawieniach Pan Jezus miał powiedzieć, że nie podoba mu się, iż Komunię rozdają świeccy. I niebywałe, ale na czele listy argumentów, które miał przedstawić księdzu, znalazła się ta szemrana informacja objawieniowa. I to jako argument największy i rozstrzygający. Ponad autorytetem Kościoła znalazł się autorytet objawień.

Cóż, nawet gdyby te ostatnie były uznane przez Kościół, pozostałyby argumentem posiłkowym.

Pytanie o źródło

Objawienia, manifestacje, cuda… Wystarczy sięgnąć do historii, by zobaczyć, że tam, gdzie są Boże znaki, tam pojawiają się próby udawania ich przez człowieka, a często i diabła. Stąd Kościół był i jest wobec nich ostrożny. Powody są dwa.

Po pierwsze, Kościół patrzy na owoce objawień i cudów. Na życie sakramentalne tych, którzy „połknęli przynętę objawień”, na ich nawrócenie, na życie modlitwy, na podjęcie pokuty, na miłość do bliźnich. Jeśli cuda i objawienia budzą ciekawość, a nie budzą nawrócenia, jeśli rodzą strach, a nie ufność, można powątpiewać w ich pochodzenie od Boga.

Jest i po drugie. Absolutna większość „cudów” nie przechodzi pozytywnie surowych testów wymaganych do uznania ich prawdziwości. Okazują się one zupełnie nienadprzyrodzone.

Jest jednak coś jeszcze, może to najważniejsze? Otóż mogą się one okazać nadprzyrodzone, ale… istnieją cuda i znaki nadprzyrodzone, które przychodzą od strony ciemnej nadprzyrodzoności. To zazwyczaj umyka naszej uwadze. Wydaje nam się, że jeśli coś jest nadprzyrodzone, to na pewno jest niebieskie.

Otóż nadprzyrodzoność nie jest tylko niebieska. Bywa też czarna. Podobnie łaski i dary, nawet charyzmaty, nie są tylko niebieskie; istnieją też czarne łaski, czarne dary i takież charyzmaty. Co więcej, niekoniecznie to, co ma w naszych oczach kolor niebieski, jest z nieba! Szatan to wspaniały aktor. Wcieli się w postać każdego: nawet Niepokalanej Maryi i Chrystusa.

Diabeł ubrał się w postać Maryi

Niech wystarczy jeden przykład, nasz polski. Diabeł umiał ukazać się wizjonerkom w Gietrzwałdzie w postaci identycznej do prawdziwej Matki Bożej. Niewiele brakowało, a przejąłby tamte objawienia. I stałoby się tak, gdyby nie wspomniany na początku „nudny” Kościół. Tamtejszy proboszcz kazał dzieciom powrócić na miejsce pierwszych spotkań z Maryją, więcej – zapytać, co to było. I Matka Najświętsza odpowiedziała: „To było od diabła”.

Gdyby nie roztropność kapłana, pewnie ludzie za chwilę wsłuchaliby się w słowa „Matki Bożej”, która chce nas odciągnąć od Boga! Diabeł przebrany za Maryję pewnie dalej zachęcałby nas do różańca i do pokuty, ale przy okazji zacząłby na przykład z wolna podważać autorytet znienawidzonego Kościoła. A my? Bylibyśmy pobożni, ale już poza Kościołem – miejscem zbawienia. I nasze różańce i uczynki pokutne byłyby na nic bez zasług.

Pułapka

Mnożą się wśród nas objawienia i wszelkie cudowności. Niekoniecznie pochodzą one od Boga. Spójrzmy na w pierwszej chwili szokującą logikę, którą przedstawił pewien prawosławny teolog. Ostrzegł on, że fascynacja tego rodzaju zjawiskami prowadzi do bardzo niebezpiecznego „uzależnienia wiary od cudów”. Jeżeli nie ma cudów, apel z nieba nie ma dla ludzi żadnego znaczenia.

Co jeszcze bardziej przerażające, ludzie „poprzez poszukiwanie ziemskich dóbr i znaków, zaakceptują Antychrysta, który będzie dokonywać niesamowitych cudów”. To prawda! Uzależnieni od cudowności, w sposób oczywisty zachwycimy się tym, kto będzie czynił wielkie i mnogie cuda. A że nie znamy rozróżnienia: źródło z nieba – źródło z piekła, oddamy cześć Antychrystowi! Bo będzie wspaniałym cudotwórcą. Wokół niego będzie jak w ulu. My, przyzwyczajeni do gonienia za cudami, przyjmiemy go entuzjastycznie.

Głos świętych

Jeden ze świętych napisał: „Nie chcemy wierzyć Ewangeliom i nie chcemy słuchać Ojców naszej wiary, dlatego gonimy za cudami. Cuda wydają się nam ostatecznym dowodem w wierze. Czyżbyśmy zapomnieli, że chociaż osioł Balaama przemawiał ludzkim głosem (niebywały cud, prawda?) nie uczyniło go to bardziej świętym”.

Pamiętam, jak innemu ze świętych w konsekrowanej Hostii ukazał się Chrystus w postaci Dzieciątka. Święty zamknął oczy i zaczął błagać, by Pan nie pozbawiał go zasługi, jaką daje wiara w Jego obecność w Eucharystii. Dla mnie to niezwykła lekcja. Fundamentem chrześcijaństwa jest wiara! Wierzę w Boga bez względu na to, czy są wokół cuda, czy nie. Wierzę w Boga, a nie w cuda! Gdy więc przybędzie Antychryst z sakwą pełną zdumiewających mirakulów, wzruszę tylko ramionami. Czekam na Tego, kto przyjdzie z Bogiem!

A jeśli Kościół jest nudny? Może ta nuda jest potrzebna, bo to test mojej wiary? Mam wierzyć mimo… nudy?

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [28 maja i 4 czerwca 2023 R. XXXIV Nr 11 (874)], str. 26-27

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *