Zmartwychwstał i pozostał dzieckiem – Wincenty Łaszewski

On zmartwychwstał! Nie, nie będę kolejną osobą, która o tym opowiada. Zrobię coś innego: pochylę się nad jednym z „ciągów dalszych” zmartwychwstania. Powiem: Jezus zmartwychwstał, a potem przychodzi do nas w objawieniach – najczęściej jako dziecko. Dziwne?

REKLAMA

Jezus objawia się jako dziecko? Podobnie jest na ikonach: naucza (z nieba), siedząc na kolanach Matki, które są Jego tronem. Czasem bywa to trudne do zrozumienia nawet dla uczonych.

Dawno temu studiowałem teologię w Niemczech. Niewiele pamiętam z tamtych wykładów, ale jeden epizod pozostał we mnie jak wykuty w kamieniu. Pewien profesor dogmatyki zadał na wykładzie pytanie: „Jak to możliwe, że w wielu objawieniach pojawia się Dzieciątko Jezus? Przecież Jezus umarł i zmartwychwstał jako dorosły człowiek! Jest w niebie jako dorosły, a nie jako dziecko. Więc niemożliwe jest, aby przychodził do nas jako dziecko”. Na sali zapadła cisza. Studenci piszący swoje doktoraty (sic!) milczeli. Czy miałem wstać i kaleką niemczyzną wytłumaczyć, że odpowiedź jest oczywista?

To nie koniec świata!

„Jak brzmi odpowiedź?” – zapytacie. Ano tak: Jezus się „tylko objawia”, a nie „zstępuje z nieba”. Objawienie to nie koniec świata, kiedy tak właśnie się stanie, kiedy Zmartwychwstały powróci! Teraz pojawia się wśród nas w formie objawienia, czyli znaku. Nie jest to „niebieska kopia fotograficzna”. Wszystko jest tu tylko i aż znakiem. Znakiem, który ma pokazać nam drogę do zbawienia! Dlatego celowo ukazuje się nam w postaci dziecka. Dziecka na ramionach czy kolanach swej Matki. To, że Jezus ukazuje się w postaci Dzieciątka, nigdy nie jest przypadkowe. To dany nam znak, celowy znak. W tym obrazie kryje się ważna dla nas tajemnica objawieniowa. Choćby taka: otrzymujemy znak, że do końca świata jeszcze daleko.

„Dziewięćdziesiąt procent”

Zanim wyjaśnię ostatnie zdanie, napiszę coś jeszcze. Jezus wypełnił swoją misję i zwieńczył ją zmartwychwstaniem. Żył wśród nas trzydzieści trzy lata. Tu też wszystko było znakiem, wszystko było celowe. Na przykład to, że dziewięćdziesiąt procent swego życia w doczesności spędził z Maryją w ukryciu Nazaretu. Żył jako ktoś nieważny, nieznany – jeden z wielu. W małym galilejskim miasteczku przeżył trzydzieści lat podobnych do wszystkich życiorysów wokół. Jakby chciał pokazać, że ta nasza szarość ma wymiar zbawczy. Św. Ludwik de Montfort zapewniał, że w tym czasie Jezus więcej zrobił dla naszego zbawienia niż podczas wszystkich lat swojej działalności publicznej. I stąd te proporcje…

Nie rozwijajmy jednak tego wątku, powiedzmy za to o dwóch rzeczach. Po pierwsze, objawienia Maryi z Jezusem jako Dzieciątkiem mówią o świętości szarego ludzkiego życia – lat nierejestrowanych przez wielką historię, a jednak wykuwających Boże Królestwo. Po drugie, podkreślają one znaczenie budowania w naszym życiu dziecięcej zależności od Matki Jezusa. To też znak! Mamy żyć w „środowisku Maryi”. Tak Jezus spędził dziewięćdziesiąt procent swego życia. A potem, w decydującym momencie, którym była Jego męka i zmartwychwstanie, znów Zbawiciel znajdzie się w tej relacji, więcej – da Ją nam w swoim testamencie.

W objawieniach Jezus przychodzi jako dziecko, bo chce nam pokazać, że Jego relacja do Maryi jest „niebieską stałą”. Co tłumaczyłoby, dlaczego tak wiele łask otrzymujemy właśnie przez Jej wstawiennictwo. Jest Matką Boga. Czy dziwi, że bł. Stefan Wyszyński nazywał Ją „Wszechmocą Błagającą”?

Tajemnicza rzeźba

Pozwólcie, że w okresie, w którym nadprzyrodzoność niemal wypycha z naszego czasu wszystko, co przyziemne, opowiem o pewnym doświadczeniu, które stało się moim udziałem we francuskim opactwie Fontgombault, gdzie przed laty, właśnie przed Wielkanocą, odprawiałem kilkudniowe rekolekcje.

Wiele godzin spędziłem tam, siedząc pod murem klasztornym. To był wysoki mur, za którym kłębił się świat. Wcale nie chciałem go przejść, nie kusiła mnie doczesność. Tym bardziej, że po mojej stronie stała Matka Boska. Patrzyła w przyszłość, uśmiechając się delikatnie. Na głowie nosiła królewską koronę średniowiecznych władców, w ręku trzymała berło. Było ono jak napoczęty pokarm, który poda głodnym. Przypominał owoc nieznany, obrany od góry, tak, że jego gruba skóra rozkładała się na boki jak cztery płatki kwiatu. Stałem przed Królową Karmicielką, Królową Ocalenia, Królową Nadziei.

Władca nieukoronowany

W jednym ręku pożywienie, a w drugim? Na lewej ręce Maryi zasiadło Dzieciątko. „Dziwne – pomyślałem. – Jezus nie ma korony jak Jego Matka. Jakby czas nie dojrzał jeszcze do zbawczego panowania Chrystusa. Czy dlatego w Jego lewej dłoni wciąż jeszcze odpoczywa gołąb – znak pokoju? Czy Jezus czeka, by na znak Maryi przekazać go światu? A może wciąż jeszcze wraca jak do arki? Jeszcze nie czas…”.

A czym jest przedmiot znajdujący się w prawej dłoni Dzieciątka? Przypomina zwinięty liść, a może skrawek papieru, na którym Bóg wypisał swoje wyroki. Patrzę: owo narzędzie kary lub ocalenia Jezus położył na sercu swej Matki. Skoro spoczywa na Jej Niepokalanym Sercu, jest to z pewnością jakieś dobro dla nas, dobro serdeczne.

To, co leży w prawej dłoni Zbawiciela, okazuje się zwiniętym płatkiem lilii, znakiem czystości. Źródłem czystości. Ma z niego wypłynąć woda życia.

Obok pokarmu w ręku Matki jest i napój w ręku Syna. Ale owoc nie jest jeszcze obrany, zaś źródło pozostaje wciąż suche. Jeszcze nie czas. Wszystko na coś czeka.

Wciąż dziecko

Pomyślałem: „Kiedy Jezus zejdzie ostatecznie z rąk matczynych, stanie przy Niej jako dorosły mąż. Wówczas Maryja zdejmie koronę, by położyć Mu ją na skronie”.

Nie wiem, kiedy to nastąpi według ziemskiego czasu. Marzyłem, by zostać przy Niej, po tej stronie muru, czekając na dzień, kiedy Jezus wypuści gołębia z rąk i stanie wśród nas jako Król Pokoju. Ciekawe – nie siedzi tak, jakby na długo umościł sobie miejsce na ręku Maryi. Prawa noga już jest opuszczona w dół, jakby Zbawiciel klęczał na jednym kolanie i za moment miał zsunąć się w dół… by zmienić świat według Bożego planu.

Patronka mojej nadziei

Jeden ze współczesnych prawosławnych mistyków tak opisuje swoje doświadczenie spotkania się z Bogiem w świętej ikonie: „To doświadczenie jest przekazywane z pokolenia na pokolenie przez tych, którzy «widzieli», począwszy od Apostołów… Kiedy więc mówię, że mój Chrystus to «Chrystus ikon», chcę powiedzieć, że jest On dla mnie dostępny nie przez jakieś naukowe studia, ale przez bezpośredniość wiary i medytacji”.

Gdy celebruję zmartwychwstanie Chrystusa, a Jego tajemnica dziś – w tych czasach powszechnego zamętu i zagubienia – lśni inaczej, myślę o tym, że powstanie z martwych Zbawiciela stanowi początek (zadanego nam) procesu oddawania władzy Bogu. Dlatego patronem tych dni jest dla mnie Madonna z Fontgombault.

Mógłbym powiedzieć: „Mój Chrystus to Chrystus z Fontgombault”. Inaczej kładę akcent – nie podkreślam wiary rozumowej, ale doświadczenie wiary. Jezus zmartwychwstał, a ja zaczynam żyć Nadzieją! Próbuję się uczyć Jego „niebieskiej stałej” i zadaję sobie pytanie: jak przyspieszyć czas panowania Zmartwychwstałego Zbawiciela?


Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [2 i 9 kwietnia 2023 R. XXXIV Nr 7 (870)], str. 26-27

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *