Nie widząc dla siebie szans w przestrzeni politycznej, a może z faktycznej pobożności, udał się do Loretto we Włoszech, gdzie rozpoczął nowicjat w zakonie jezuitów.
Ostatecznie jednak – z konieczności – został królem Polski.
Z góry przewidując, że nie ma szans na królewską elekcję, Jan Kazimierz z rodu Wazów (1609–1672) szukał szczęścia za granicą. W roku 1638 wybrał się w podróż do Hiszpanii, aby objąć obiecane mu tam stanowisko wicekróla Portugalii. Po drodze został jednak aresztowany na polecenie francuskiego kardynała Richelieu, który podejrzewał, że jest on szpiegiem na rzecz Habsburgów. Mimo że upominali się o niego brat (król Władysław IV) oraz ówczesny prymas Lipski, zwolniono go z „aresztu” dopiero po dwóch latach.
Nie widząc dla siebie szans w przestrzeni politycznej, a może z faktycznej pobożności, udał się do Loretto we Włoszech, gdzie rozpoczął nowicjat w zakonie jezuitów. Po trzech latach formacji pojechał
do Rzymu, gdzie z rąk papieża Innocentego III otrzymał nominację na kardynała diakona, czego oznaką stał się kapelusz kardynalski. Ponoć wyglądał w nim dostojnie, ale nie lubił, gdy zwracano się do niego: „Eminencjo”. Wolał, by nadal mówiono do niego: „Wasza Najjaśniejsza Wysokość”. Gdy nie chciał się
do tego dostosować papież, Jan Kazimierz w roku 1646 „zrzucił kardynalską purpurę” i wrócił do Polski.
Tu znowu miał „pod górkę”. (…)