Historia z happy endem

Iza i Karina – dwie siostry, które długo nie wiedziały o swoim istnieniu. Spotkały się po latach. Teraz mają sobie wiele do opowiedzenia.

REKLAMA

Siedzę z Izą w jej przytulnym mieszkaniu. Popijamy aromatyczną kawę. Łza kręci mi się w oku, kiedy słucham niesamowitej opowieści o życiu obydwu sióstr.

Iza – Kiedy moja mama mnie urodziła, nie widziała sensu w tym, aby się mną opiekować, wychowywać. Zostawiła mnie ot tak, po prostu u dziadków, a sama wyjechała i postanowiła budować swoje szczęśliwe życie u boku nowego mężczyzny w innej miejscowości, oddalonej o sto kilometrów od rodzinnego domu. W ogóle się mną nie interesowała, czasami tylko otrzymywałam od mamy jakiś list, ale nawet jak przyjeżdżała, nie było to komfortowe zarówno dla niej, jak i dla mnie. Nigdy nie zapytała, czy mi dobrze u dziadków, do jakiej szkoły chodzę, jak się uczę. Dlatego nie czułam się z nią związana. Moim domem był dziadek, babcia i wujek, brat mamy, który również się mną zajmował – mówi Izabela.  
Gdy Iza miała osiem lat, jej babcia doznała udaru mózgu i przez pięć lat leżała sparaliżowana. Mała Izunia po powrocie ze szkoły musiała się nią zajmować, dziadek wówczas pracował jeszcze zawodowo. Nie zawsze było łatwo, ale o domu, który stworzyli jej dziadkowie, mówi z rozrzewnieniem. Niestety, babcia umarła i pozostał tylko dziadek. Wspaniały dziadek – jak mówi Iza. Bardzo troskliwy, bogobojny i serdeczny, którego bardzo kocha. (…)

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *