Trzeba przyznać, że unikałem tego sojowego twarożku jak ognia. Nie ufałem mu. Ale zmieniłem zdanie i teraz twierdzę, że tofu wcale nie jest „tfu, tfu”.
Skąd się wzięła moja niechęć do tofu? Cóż, prawda jest taka, że z czytania książek. I oglądania programów naukowych. Obie te czynności nie tylko poszerzają horyzonty, uczą i bawią, ale też wzbudzają nieufność, podejrzliwość, a czasami i otwartą wrogość. Żeby się do czegoś zniechęcić, wcale nie trzeba sięgać po dzieła towarzysza Uljanowa (bandycki pseudonim: Lenin) o przewodniej roli proletariatu. Wystarczy obejrzeć jeden z wielu filmów o produkcji żywności na świecie.
Dowiedziałem się z niego, że 80% produkcji soi w Ameryce Południowej wysyła się do Europy. Soja ta w większości jest soją zmodyfikowaną genetycznie, bo tylko taką daje się uprawiać na terenach po wykarczowanej dżungli. Dla mnie sygnał był prosty. Nie jedz soi, bo nie wiesz, u diabła, ile tam przy niej majstrowano. (…)