Czasem spieram się z Bogiem

REKLAMA

Po wielu latach milczenia powraca z nową, jubileuszową płytą, zatytułowaną „Nowy album”. W ten sposób zapowiada powrót do aktywnego życia zawodowego. Wycofał się z niego na długi czas z powodu ciężkiej choroby żony. Ze Sławomirem Łosowskim, założycielem zespołu KOMBI, rozmawia Iwona Demska.

 

– Zespół KOMBI świętuje właśnie czterdziestolecie swojego istnienia. Tymczasem można odnieść wrażenie, że są dwie grupy o tej samej nazwie, tylko jedna z nich pisana jest przez dwa „i”. Jak to wytłumaczyć?

– To jest rzeczywistość, na którą nie mam wpływu. Wszystko zaczęło się w 1992 roku, kiedy z mojego zespołu odeszło dwóch muzyków, Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk. Grzegorz w ciągu ostatnich kilku lat grania w KOMBI planował już swoją karierę solową, gdzie dużą rolę miała odgrywać gitara. Zespół, który założyłem w 1969 roku pod nazwą „Akcenty”, a zmieniłem w 1976 roku jego nazwę na KOMBI, był moim artystycznym projektem. Więc jako grający na klawiszach lider, chciałem, żeby te instrumenty wyznaczały charakterystyczne brzmienie zespołu, co zaowocowało własnym i rozpoznawalnym stylem KOMBI. Decyzja o odejściu tych muzyków była więc dla mnie zrozumiała. W tej sytuacji należało uzupełnić skład zespołu KOMBI i kontynuować granie według dotychczasowego pomysłu. Ale w tym samym czasie moja żona Łucja, która chorowała od początku lat osiemdziesiątych na stwardnienie rozsiane, była niestety w coraz gorszym stanie. Muszę jeszcze wspomnieć, że początek lat dziewięćdziesiątych był też trudnym okresem w branży – rozsypka starych struktur medialno-płytowych i powstawanie nowych. Żeby z nowym składem nagrać i wypromować płytę, musiałbym praktycznie przeprowadzić się do Warszawy. W związku z tym był to sprzyjający moment, biorąc pod uwagę moją sytuację rodzinną, żeby zawiesić działalność zespołu i zająć się czymś, co było wtedy dla mnie najważniejsze.

– W Twoim zawodzie wycofanie się życia artystycznego oznacza praktycznie niebyt. A jednak podjąłeś taką decyzję.

– Przyznaję, że to nie było łatwe, ale nie miałem wątpliwości. Byłem też zmęczony ostatnimi latami pracy, ponieważ w tym czasie musiałem zajmować się praktycznie wszystkim, nie tylko muzyką zespołu i jej nagrywaniem, ale też promocją, organizacją koncertów itp. Musiałem częściowo zastąpić mojego menadżera, który w tym czasie skupiony był na innych ważnych dla niego zajęciach. (…)

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *