Moc słów – Anna Mazurek-Klein

W XVII wieku francuski chirurg Ambroise Paré mówiąc: „Wyleczyć – tylko niekiedy, złagodzić cierpienie – często, pocieszyć – zawsze”, dotknął niezmiernie ważnego zagadnienia relacji lekarz–pacjent. We współczesnej medycynie umiejętność dawania ciężko choremu nadziei, która staje się orężem w pokonywaniu lęku, a nawet rozpaczy, wymaga od lekarzy nie lada maestrii.

REKLAMA

Towarzysząc bliskiej osobie w poczekalni w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku, przyglądałam się i przysłuchiwałam rozmowom pacjentów. Niektórzy siedzieli w bezruchu, ściskając w ręku wyniki ostatnich badań, inni – może chcąc zapomnieć gdzie są – czytali książkę, jeszcze inni wymieniali się swoimi doświadczeniami o sposobie leczenia i opiniami na temat prowadzących ich lekarzy. Nie wszystkie komentarze pod ich adresem były jednak przychylne. Czego najbardziej oczekiwali od swoich lekarzy? Kompetencji, fachowości, kultury osobistej i trochę empatii. A wydawałoby się to  takie proste…

Starsi lekarze przyznają, że rozmawiając z pacjentem, korzystają z własnego doświadczenia zdobywanego latami przy łóżkach chorych, choć nikt ich nie uczył, jak prowadzić rozmowy z terminalnie chorymi. Podkreślają, że albo ma się wrodzone pokłady empatii, albo trzeba sobie jakoś radzić. Jednak eksperci podkreślają, że z komunikacją między lekarzem a pacjentem jest tak, jak z grą na instrumencie – zdolności wrodzone nie wystarczą, trzeba się tego nauczyć i ćwiczyć. Dziś uczelnie medyczne oferują to młodym adeptom lekarskiego zawodu. Na ile skorzystają z tego przyszli lekarze?

Lekarz to też psycholog

Magdalena Mikulska, psychonkolog z puckiego hospicjum, prowadzi warsztaty dla studentów ostatnich lat medycyny. Realizuje projekt stworzony przez dra Piotra Szeląga i ks. Jana Kaczkowskiego, który ma pomóc przyszłym lekarzom w komunikacji z pacjentem. – Warsztaty te mają nauczyć przekazywania przez lekarza  trudnych informacji pacjentom. Niełatwo jest bowiem przekazywać traumatyczną informację bez zdolności empatycznego patrzenia na pacjenta i jego rodzinę. Niezmiernie ważna jest tzw. uważność lekarza, rozpoznawanie swojego pacjenta, zdolność widzenia w pacjencie nie tylko jednostki chorobowej, ale człowieka, który w pewnym momencie życia przychodzi do gabinetu lekarskiego z konkretną chorobą, przychodzi też z ogromną swoją historią, z wszystkimi zależnościami rodzinnymi, materialnymi, swoimi przekonaniami, lękami. I tak naprawdę przed lekarzem podczas kilkunastominutowej wizyty nie stoi człowiek – „wycinek choroby”, ale człowiek z bagażem doświadczeń życiowych. I właśnie ten bagaż ma wpływ na to, jak przebiegnie ta rozmowa. Taki zdolny, uważny lekarz, który potrafi wychwycić lęk skrywany przez pacjenta, będzie umiał z nim rozmawiać. Nie ma gotowych schematów rozmowy, nie można jednakowo rozmawiać ze wszystkimi pacjentami, trzeba po prostu zobaczyć człowieka w swoim pacjencie – mówi psychoonkolog. 

– Na każdym etapie życia chorego człowieka musimy nauczyć się przekazywać mu trudne informacje. Inaczej będziemy rozmawiali z dzieckiem, osobą w średnim wieku, a inaczej z osobą starszą, bowiem informację należy przekazać zgodnie z tym, co chory jest w stanie przyjąć. Dużo zależy od naszego wyczucia i wiedzy na temat danego pacjenta – mówi dr Katarzyna Żak-Jasińska, pediatra i onkohematolog dziecięcy, lekarz z hospicjum dla dzieci „Bursztynowa Przystań” w Gdyni.

Uważna semantyka

Bywa i tak, że lekarz obcesowo przekazuje pacjentowi komunikat o chorobie, odbierając mu tym samym resztki nadziei na dalsze leczenie. Czy jest to zgodne z lekarską etyką?

– Lekarz może powiedzieć pacjentowi, że nie jest już w stanie mu pomóc, ale musi wskazać, kto tej dalszej pomocy może udzielić, bo to, że ja nie mogę już pomóc i kończą się moje możliwości terapeutyczne – to jedno, a wskazanie konkretnego miejsca i konkretnej osoby, która pomoże dalej – to drugie – mówi dr Żak-Jasińska.

Są różni pacjenci, tacy którzy chcą znać całą prawdę, i tacy, którzy boją się ją usłyszeć. – Lekarzowi nie wolno oszukiwać pacjenta. Jeżeli pacjent się boi, to należy odnaleźć przyczynę tego lęku. Strach bowiem nie uchroni go przed tym, co się dzieje. Ja czasem próbuję prowadzić rozmowę w ten sposób, żeby dowiedzieć się, co pacjent chce usłyszeć. Dobrze przeprowadzona rozmowa pozwoli choremu z większym spokojem opuścić gabinet lekarski – mówi dr Żak-Jasińska. 

Z racji swojej specjalizacji rozmawia Pani na trudne tematy również z dziećmi i ich rodzicami. – Jeżeli jest gotowość i otwartość dziecka na rozmowę, to tak, zresztą to ono samo steruje wszystkim, dziecko wie czasami dużo więcej niż my wszyscy razem wzięci. Pojmuje świat w swojej przestrzeni, która jest zupełnie inna niż nasza. Jest niczym zaczarowany ogród. Jeśli dziecko pozwoli nam wejść do niego, to możemy z nim porozmawiać o wszystkim, jeśli nie, to nie mamy wstępu. Z rodzicami rozmawiam bardzo otwarcie, dlatego że posiadając wiedzę na temat stanu zdrowia dziecka, mają możliwość wykorzystania czasu, który im pozostał, aby mogli ten czas przeżyć z dzieckiem jak najlepiej tylko potrafią. Aby „tu i teraz” było najważniejsze na świecie, nie można tego czasu zalać tylko bólem i płaczem – mówi dr Żak-Jasińska.

Rak zawsze zaskakuje. Myślimy, że przytrafia się komuś, gdzieś. Historia znajomego, ale nie moja. Kiedy staje się „moja”, jest szok, niedowierzanie, bunt, dopiero potem – choć nie zawsze przychodzi – pogodzenie się z zaistniałą sytuacją. – Zgoda, są pacjenci pozostający na etapie buntu. Znałam kiedyś chłopca, którego ostatnimi słowami, które wypowiedział przed śmiercią, było: „Wszystko jest do d…” – dopowiada lekarka.

– W hospicjum rzeczywiście  spotykamy się z różnymi reakcjami chorych. I choć nie każdy ma obowiązek korzystania z pomocy psychologicznej, to ja mam w zasadzie kontakt ze wszystkimi pacjentami, choć jakość tego kontaktu jest różna. Niekiedy jest to zwykła ludzka pogawędka, ale są też rozmowy bardzo głębokie, a czasami nastawić się trzeba tylko na słuchanie. Niektórzy pacjenci chcą się przygotować do swojego umierania i rzeczywiście umierają godnie, spokojnie, z uśmiechem na twarzy. Są pacjenci, z którymi można rozmawiać, balansując na granicy życia i śmierci – mówi psychoonkolg Magdalena Mikulska.

Dr Katarzyna Żak-Jasińska dopowiada, że nawet jeśli lekarz uświadomi sobie, że ma do przekazania informację o niepowodzeniu leczenia i zbliżającej się śmierci, to nie zamyka drogi do uzdrowienia pacjenta. Przez to „uzdrowienie” rozumie w pewnym sensie pomoc duchową. – Pacjent może umrzeć niewyleczony, ale uzdrowiony. Jeżeli odkryjemy w medycynie, że poza leczeniem jest też „uzdrawianie”, to pomimo że nie uda się nam wyleczyć chorego, to będziemy potrafili pomóc w tym, aby człowiek umierający obok nas był wyciszony, aby jego lęk nie był tak wszechogarniający, aby miał do nas zaufanie i patrzył spokojne tam, gdzie nasz wzrok już nie sięga.

Anna Mazurek-Klein

„Pielgrzym” 2018, nr 3 (736), s. 20-21

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *