Dobrze, że hucznie i w międzynarodowym towarzystwie obchodziliśmy rocznicę wybuchu II wojny światowej.
Osobiście zaimponował mi abp Józef Michalik, który przywołując bolesne wydarzenia rozpoczęte 1 września, nie omieszkał przypomnieć innej ważnej daty tamtego czasu – 17 września. Można rzec – ta pierwsza data to początek międzynarodowej wojny, druga – to kres II Rzeczpospolitej. A przecież ta wyśniona przez kilka pokoleń Najjaśniejsza, odrodziła się z wielkim bólem po 123 latach niewoli. Wykształciła pokolenie polskich Kolumbów, zbudowała Gdynię, COP, Mościska, Stalową Wolę, polską marynarkę, słynące z punktualności polskie koleje, czy bardzo rozbudowany system szkolnictwa. Ten ostatni chyba nadal jest słabo doceniony, a przecież polskie szkoły, rzec można z niczego, z niebytu, powstały na najbardziej nawet odległych rubieżach odrodzonej Polski. Przedwojenny nauczyciel to naprawdę był ktoś, nie tylko pedagog, nie tylko fachowiec, ale pracownik państwowy wcale dobrze opłacany przez to państwo.
17 września ten świat ostatecznie się zawalił, dobity sowieckim uderzeniem. Przez wiele lat wspomniana data skazana była w PRL na zapomnienie. Pamiętali o niej jednak ludzie i kaznodzieje, jak choćby ks. Jan Zieja, który w warszawskiej katedrze św. Jana 17 września 1974 roku wygłosił słynne wówczas kazanie. Przypomniał datę, ale jednocześnie namawiał do pojednania polsko-rosyjskiego, upominając się przy tym o prawa do samostanowienia dla Białorusinów, Litwinów, Ukraińców i innych. To wówczas wymagało nie tylko dalekowzroczności, ale i heroizmu. Warto pamiętać zatem o mniej czczonej dacie, jak również o ludziach, którzy nigdy nie zapomnieli.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” 2009, nr 19 (517), s. 23