Boża służba Jana Sebastiana Bacha – ks. Antoni Dunajski

„Myślałem, że ta sztuka już umarła, teraz widzę, iż żyje ona znowu w tobie” – powiedział 97-letni mistrz Reinken, gdy sławny już organista i kompozytor Jan Sebastian Bach stanął do konkursu na stanowisko organisty w kościele św. Jakuba w Hamburgu. Jednak nawet ta znakomita rekomendacja nie wystarczyła. Stanowisko to objął ktoś inny. Tak bywało wcześniej, i tak zdarzało się potem.

REKLAMA

Uznawany przez wielu za największego geniusza muzyki organowej, a nawet za „absolutnie największego kompozytora wszystkich czasów”, Bach nie miał szczęścia do chlebodawców. A przecież wymagali od niego niemało. Gdy obejmował swoją pierwszą posadę organisty i kantora w kościele w Arnstadt, w kontrakcie między innymi zapisano, że „ma dbać o organy, żyć w bojaźni Bożej, wstrzemięźliwości i pokoju”.

To życie w bojaźni Bożej było nie tylko jego „obowiązkiem zawodowym”, ale także figurą jego chrześcijańskiej egzystencji. Ponad powołanie artystyczne i zawodowe stawiał małżeństwo i rodzinę, dając piękne świadectwo wzorowego męża i ojca rodziny, pomimo że właśnie tu los nie oszczędził mu bolesnych doświadczeń. Przedwcześnie zmarła jego pierwsza żona Maria Barbara, pozostawiając go z czwórką dzieci. Po kilkunastu miesiącach zawarł więc drugie, równie szczęśliwe małżeństwo z Anną Magdaleną, z której przyszły na świat kolejne dzieci. Bach odczytał to jako szczególny przejaw Bożego błogosławieństwa, czemu dał wyraz w osobistych zapiskach, rojących się od biblijnych odniesień.

Wychowany w kręgu religii i kultury protestanckiej, ze swoim typem wrażliwości religijnej nie do końca się w niej mieścił. Zresztą w czasie, gdy zaczął tworzyć, w samym protestantyzmie zarysowywały się dwie tendencje, dwa różne podejścia do religii, i – co za tym idzie – dwie różne interpretacje roli sztuki (a więc i muzyki kościelnej) w doświadczeniu religijnym. W konsekwencji Bach był słuchany i recenzowany przez dwa różne kręgi odbiorców. Pierwsi z nich, pietyści, akcentowali bardziej wewnętrzne, kontemplatywne i uczuciowe aspekty życia religijnego. Uważali, że muzyka kościelna odznaczająca się jakimiś szczególnymi wartościami artystycznymi może ten bezpośredni, intymny kontakt z Chrystusem utrudniać. Drudzy – luteranie – uważali natomiast, że dany przez Stwórcę talent zobowiązuje i powinien się wyrażać także w sferze kultu religijnego: im wspanialsza pod względem artystycznym kompozycja, tym większa chwała Boża. Pogłębiona wewnętrznie religijność Bacha ciągnęła go w stronę pietystów. Jego dusza artystyczna była bliższa luterańskiemu pojmowaniu sztuki sakralnej. Chciał zadowolić i pomóc jednym i drugim. W praktyce jedni i drudzy nie szczędzili mu krytycznych uwag. Odpowiedzią Bacha na tę krytykę było większe zainteresowanie literaturą teologiczną, a zwłaszcza Biblią. Liczne podkreślenia i uwagi na marginesie Pisma Świętego świadczą, że kompozytor – jako człowiek głębokiej wiary – starał się rozwiązywać nurtujące go problemy u samego źródła prawdy objawionej.

Jedni dostrzegali w religijnej muzyce Bacha, w jego mszach, pasjach, a zwłaszcza kantatach, odzwierciedlenie zachodzącego w świecie procesu sekularyzacji. Inni zwrócili uwagę, że muzyka ta, choć niewątpliwie wiąże kompozytora ze światem, to jednak – jak mało która muzyka – pomaga mu i nam wszystkim zbliżać się ku niebu, ku wartościom sakralnym. Była to w pełnym tego słowa znaczeniu służba Boża, służba dla Kościoła.

Dotyczy to również (wzbudzających u ówczesnych słuchaczy kontrowersje), licznych kantat, w których religijna dusza poety odnalazła najbardziej autentyczną i zarazem najprostszą formę muzycznej wypowiedzi. „Tu jest jego modlitwa, jego «służba» i jego «teatr religijny» – zauważa Bohdan Pociej. Tutaj religijność codziennie doświadcza się, realizuje i sprawdza w muzyce i poprzez muzykę. Tutaj właśnie wszystkie ziemskie troski, ciężary i smutki Bacha, jego tak liczne, że już niemal zwyczajne «doświadczenia śmierci» (zwłaszcza licznych zgonów własnych dzieci) – tu, w kantatach przechodzą jakby pierwszy stopień sublimacji. I dopiero na tej kantatowej glebie wyrastają formy inne, dokonuje się drugi i trzeci stopień sublimacji. Rozgrywa się się dramat Odkupienia i wznosi Świątynia Chwały Bożej”.

ks. Antoni Dunajski

„Pielgrzym” 1999, nr 2 (238), s. 18

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *