Radykalne braterstwo – Piotr Wojciechowski

Kiedy martwią nas te dwa plemiona w jednym narodzie, które zamiast się szanować – warczą na siebie, szukamy dróg do jedności. Czy uda się nam otwieranie trudnej codzienności na wielki wiatr Ducha, Dawcy Pokoju? Maj to miesiąc Maryi. Prośmy więc Królową Pokoju, aby jej matczyna dłoń kierowała nas na drogę braterstwa. 

REKLAMA

Ucieszyłem się z zaproszenia na uroczystości z okazji sześćdziesięciopięciolecia „Więzi”. Pisywałem kiedyś stały felieton do tego katolickiego miesięcznika, który od paru lat wychodzi jako kwartalnik. Świętowaliśmy jubileusz „na roboczo”, był prezentowany raport socjologiczny „Twarze polskiej radykalizacji”. Temat taki, jak trzeba – dwa plemiona w jednym narodzie, a zamiast się szanować – warczą na siebie. Potwierdzono wszystko, co mnie gniecie, ale zabrakło propozycji co do ścieżki wychodzenia ze społecznych podziałów. Nie przybyło mi nadziei także w trakcie lektury raportu. Jako terapię na dwubiegunową radykalizację zaproponowano „wzmacnianie kultury zaufania”. Brzmi obiecująco, tym bardziej że cele szczegółowe i metody ich osiągania opisano na dwudziestu stronach druku. Nie jestem socjologiem, ale zgadzam się, że nad poziomem zaufania należy pracować. Widzę jednak problem z przechodzeniem od rozpoznania do akcji – kto i za jakie pieniądze ma to robić. Najsmutniejsze, że nic o tym nie usłyszałem, nie przeczytałem w tekście drukowanym także nic o tym, że wzajemną ufność można budować w oparciu o Ewangelię i posługę Kościoła. A przecież jest szansa na trzeci radykalizm, omijający pole bitwy, jaką żarliwi obrońcy Kościoła toczą z tymi, którzy atakują Kościół i Jana Pawła II. Czy im wszystkim nie jest dana jedna Matka – Bogurodzica? A więc możliwe jest radykalne braterstwo, radykalne umiłowanie pokoju, radykalne otwieranie szarej i trudnej codzienności na wielki wiatr Ducha, Dawcy Pokoju. W tym wietrze starzy czują się młodzi, a młodzi czują się posłani.

Mimo zastrzeżeń gorąco polecam te ziarenka nadziei, jakie sypnięto w raporcie. Sam szukam jednak nadziei w innej książce. Chesterton, brytyjski pisarz nawrócony na katolicyzm, zachwycił się Franciszkiem z Asyżu i napisał książkę o świętym Biedaczynie. Czytam w niej: „On pożerał post, jak inni ludzie pożerają pożywienie. On się nurzał w ubóstwie tak, jak ludzie dokopywali się szaleńczo złota. I właśnie ta pozytywna i namiętna cecha jego osobowości jest wyzwaniem rzuconym umysłowi współczesnemu goniącemu za przyjemnością”. Chesterton przeżył wstrząs, poznając duchowość Franciszka. Wygodne mieszczańskie życie w kupieckiej kulturze Anglii było po drugiej stronie przepaści. Pisarz musiał odpowiedzieć książką – medytacją, poematem. Myślę, że wielu z nas, pobożnych i zacnych katolików, patrzy dziś na propozycje papieża Franciszka, jezuity również zakochanego w Biedaczynie z Asyżu, jakby patrzyli ponad przepaścią.

Odkładam raport i widzę, że ratunkiem jest przyłączenie się do zachwytu Chestertona, przyjęcie programów z encyklik Franciszka. Uleczyć rozdarcie można, ruszając z miejsca, „wstając z kanapy” – jak woła papież. Nasza wiara nie jest po to, by wmontować ją w życie bezpieczne, przyjemne i bierne. To raczej nasze życie jest po to, aby napełnić je wiarą braterską i radosną, czynną i misyjną.

Piotr Wojciechowski

„Pielgrzym” [14 i 21 maja 2023 R. XXXIV Nr 10 (873)], str. 4

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *