To pytanie towarzyszyło mi przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy chciałam wrzucić pocztówki z życzeniami do charakterystycznej czerwonej skrzynki i nagle zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu brakuje ich w okolicznym krajobrazie.
Okazuje się, że zniknięcie skrzynek pozostaje w związku z redukcją zatrudnienia w Poczcie Polskiej. Decyzją władz tej firmy skrzynki można znaleźć już tylko w pobliżu placówek pocztowych, ale również stamtąd mają zostać usunięte. Poprzez takie działania firma oszczędza na pracownikach, którzy byli zatrudnieni do wybierania listów ze skrzynek. Oszczędność ta nie znajduje jednak zrozumienia wśród klientów, którzy przyzwyczajeni do tego, że skrzynki na listy były „od zawsze”, traktują wprowadzone zmiany jako pogorszenie dostępności usług Poczty Polskiej i spore utrudnienie, zwłaszcza dla osób starszych, rzadziej korzystających z poczty elektronicznej i komunikacji internetowej.
Tradycyjny wizerunek tej szacownej instytucji narusza także rodzaj asortymentu, którym od jakiegoś czasu handlują placówki pocztowe. Można tu znaleźć przysłowiowe „mydło i powidło” – ręczniki, książki, maskotki, kosmetyki, portfele, gry planszowe, fartuszki kuchenne, puszki z herbatą i mnóstwo innych rzeczy, z którymi zupełnie nie kojarzy się poczta.
Czy to ruch w dobrą stronę? Czy rzeczywiście szukając drobiazgu dla dziecka skierujemy się na pocztę zamiast do sklepu z zabawkami? Śmiem wątpić. Ktoś jednak wpadł na taki pomysł marketingowy i teraz zbieramy owoce tej radosnej twórczości.
Znaki czasu? Być może. Jednak po cichu marzy mi się, by instytucja użyteczności publicznej, jaką jest Poczta Polska, zachowywała pewien poziom i prestiż, przyciągając jakością usług, a nie jarmarczną krzykliwością. 458 lat tradycji zobowiązuje.
Zofia Pomirska
„Pielgrzym” 2017, nr 2 (708), s. 32