Gwiazdka sprzed stu lat – rozmowa z Aleksandrą Zaprutko-Janicką

Dziś przygotowania do świąt Bożego Narodzenia zaczynają się w listopadzie, a my i tak uważamy, że to zdecydowanie za szybko. Co miały jednak powiedzieć nasze prababcie, które pierwsze przymiarki do świąt rozpoczynały już w sierpniu? O przedświątecznej gorączce sprzed stu lat opowiada Aleksandra Zaprutko-Janicka, historyczka i publicystka, autorka książki „Dwudziestolecie od kuchni”. Rozmawia Maja Sitkiewicz.

REKLAMA


– W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku przygotowania do świąt Bożego Narodzenia rozpoczynały się na długo przed pierwszą gwiazdką…
– To prawda. Właściwie już pod koniec lata gromadzono konkretne składniki z myślą o Bożym Narodzeniu. Dziś niemal przez cały rok mamy dostęp do wszystkiego, czego tylko dusza zapragnie. Przed wojną wyglądało to zupełnie inaczej. Jeśli w Wigilię chciało się pić kompot z suszu czy wykorzystać jakiekolwiek owoce lub warzywa, które wyrosły w ogrodzie latem, trzeba było je starannie zebrać i odpowiednio zakonserwować. Przechowywano więc orzechy, jabłka, gruszki, śliwki, ziarno. W zamożniejszych domach odpowiednio wcześnie obowiązkowo musiało odbyć się świniobicie. Mięso chowało się w beczkach, zalewało smalcem i zasalało, aby przetrwało jak najdłużej. Dzięki temu w czasie świąt na stole pojawiały się przepyszne domowe wędliny, pasztety, salcesony. Srogie grudniowe mrozy pozwalały na bezpieczne i długie przechowywanie mięsa bez obaw, że się ono zepsuje. (…)


Więcej przeczytasz w najnowszym numerze dwutygodnika „Pielgrzym” (25/2019).

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *