Wielki przegrany – ks. Wiesław Felski

Co by się stało, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej? Gdyby Herod wybrał się z mędrcami, aby ujrzeć nowonarodzonego Króla? Niezależnie od tego, czy spotkanie z Jezusem byłoby dla niego trwałym doświadczeniem czy ulotnym wrażeniem, z pewnością Bóg dał mu okazję do otrzymania wielkiej łaski.

REKLAMA

Kiedy czytamy fragment Mateuszowej ewangelii o przybyciu do Betlejem mędrców ze Wschodu, nasuwają się nam co najmniej dwa pytania: kim byli owi wędrowcy i czym faktycznie była gwiazda, która ich prowadziła? Można jeszcze spytać: jaki był sens ich spotkania z Herodem? Opis rzezi niewiniątek niewiele przecież straciłby ze swojej dramaturgii, gdyby ewangelista poprzedził go jedynie skrótowym wprowadzeniem. Jednak Mateusz daje nam dosyć rozbudowany opis rozmowy Heroda z uczonymi w Piśmie, a potem jego spotkania z mędrcami. Mało tego – chcąc zaspokoić ludzką ciekawość, która domaga się rozstrzygnięcia podstawowych kwestii: kto?, co?, kiedy? i gdzie?, sugeruje, że do opisywanego wydarzenia mogło dojść w Jerozolimie albo w jej okolicach. I rzeczywiście, najbardziej prawdopodobna lokalizacja ewangelicznych wypadków to Herodion – zbudowany przez Heroda ufortyfikowany pałac, położony między Jerozolimą a Betlejem. Tam mogłaby się rozgrywać relacjonowana przez Mateusza rozmowa króla z żydowskimi nauczycielami oraz potajemne spotkanie z mędrcami.

„Gdzie jest nowonarodzony król Żydów?” – z tym pytaniem przywędrowali dostojni przybysze ze Wschodu. Byli oni z jednej strony poszukującymi, a z drugiej, dzięki poprawnie odczytanemu znakowi gwiazdy, stali się niejako posłańcami samego Boga – mieli zanieść dobrą nowinę do tego, który wówczas sprawował władzę królewską nad narodem wybranym. Niezależnie od tego, jakby się oceniało Heroda, jednak i jemu przysługuje prawo do łaski, do otuchy, do pokrzepienia. Jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia. W kluczowym momencie historii znalazł się między młotem a kowadłem: między Rzymem, z którego nadania został ustanowiony królem, a swoimi poddanymi, którzy pogardzali nim jako obcym. A mimo to był sprawnym władcą i skutecznym zarządcą powierzonego mu królestwa. Bóg zatem posyła do niego posłańców, w osobach mędrców, aby oznajmili mu radosną wieść: jego wyzwolenie z tego politycznego klinczu jest bliskie, bo narodził się prawowity pasterz Izraela. Herod jednak zamiast się ucieszyć, potraktował tę wiadomość jako zagrożenie. Sparaliżował go chorobliwy lęk. Umierał w całkowitym opuszczeniu i osamotnieniu, cierpiąc przy tym bardzo. Jak pisze Flawiusz w „Wojnie żydowskiej”: „[…] odczuwał wprost niemożliwe do zniesienia swędzenie i nieustanne bóle we wnętrznościach, a na nogach miał obrzęki jak przy puchlinie wodnej. Dostał także zapalenia w dolnej części brzucha, a na wstydliwym miejscu utworzył się ropiejący wrzód i lęgły się tam robaki”.

Do dziś można podziwiać ruiny monumentalnych budowli, jakie polecił wykonać Herod Wielki. Można zwiedzać pozostałości pałacu Herodion, gdzie prawdopodobnie zmarł i gdzie odbyły się główne uroczystości pogrzebowe. Podobno tam również znajduje się jego grób, ale badania archeologiczne, jak dotychczas, nie potwierdzają tego. Jadąc z Jerozolimy w stronę Betlejem po lewej stronie widać stożkowe wzgórze, na którego szczycie znajdował się pałac (miejsce spotkania z mędrcami ze Wschodu). Mimo że to tak blisko, że po drodze – praktycznie nikt tam nie zagląda. Pusto i głucho. Kilka kilometrów dalej znajduje się miejsce, gdzie codziennie przewijają się tysiące ludzi. Grota narodzenia Króla, którego tak bał się Herod, a do którego dziś przybywają tłumy, pragnące choć przez chwilę dotknąć tego szczególnego, niemego świadka niezgłębionej tajemnicy: Bóg narodził się jako człowiek. Jakże kontrastuje ze sobą zgiełk Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem z pustynnym, oschłym krajobrazem twierdzy Herodion.

Co by się stało, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej? Gdyby Herod wybrał się z mędrcami, aby ujrzeć nowonarodzonego Króla? Św. Mateusz pisze, że przybysze ze Wschodu „inną drogą” (Mt 2,12) wrócili do siebie. Można również rzec, że wrócili jako inni, odmienieni, bo każde doświadczenie obecności Boga coś zmienia w człowieku. Czy takiej zmiany doświadczyłby i Herod? Niezależnie od tego, czy spotkanie z Jezusem byłoby dla niego trwałym doświadczeniem czy ulotnym wrażeniem, z pewnością Bóg dał mu okazję do otrzymania wielkiej łaski.

Może Heroda motywowały tylko utylitarne pobudki, jednak ostateczny efekt można postrzegać w Bożych kategoriach. Po co władca aż z takim rozmachem rozbudował świątynię? Była to ta budowla, spośród jego wielu projektów architektonicznych, którą określano jako imponującą. Mówiono o niej w kategoriach cudu ówczesnej cywilizacji. Świadczy o tym również zapisana w Talmudzie wzmianka: „Ten, kto nigdy nie widział świątyni Heroda, nigdy w swym życiu nie widział wspaniałej budowli”. Wszystko to było w zamyśle Ojca niebieskiego, który chciał dla swego Syna przygotować dostojne miejsce. Herod mógł się o tym przekonać osobiście, gdyby odważył się, wraz z mędrcami, udać do nowonarodzonego Jezusa.

Nawet jeśli nie oddałby Mu pokłonu, to przynajmniej spojrzałby na tego, dla którego, może nieświadomie, ale wzniósł wspaniałą świątynię, aby mógł do niej wkroczyć prawdziwy Król Chwały (zob. Ps 24).

ks. Wiesław Felski

„Pielgrzym” 2017, nr 1 (707), s. 18-19

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *