Bóg, wszechmocny i nieskończony w swej istocie, narodził się niegdyś w zwykłej pasterskiej stajni. Przyszedł na ten świat właśnie tam, abyśmy wśród różnych doczesnych dróg nie upadali w dążeniu do Niego, nie zbłądzili na trudnej i wymagającej drodze do nieba.
Powoli odkładam na półkę nieprzeczytaną książkę, gaszę światło i zamykam zmęczone powieki. Wszystko wokół traci swe barwy i kształty, przestaje istnieć, otulone płaszczem wszechobecnej nocy. Sam na sam ze sobą. Z dziecięcą radością zwracam ku Tobie nieuporządkowane i nieuśpione jeszcze myśli, niezdarnie poskładane w najprostszą, ufną modlitwę. Wsłuchuję się w pozornie tylko cichy głos sumienia – rwący potok wydarzeń, niewypowiedzianych tęsknot, ludzkich oczekiwań, usłyszanych słów. Jakiś cień kolejnego dnia, niczym niespodziewany gość, spoczął w głębi duszy. Staram się zapomnieć… Ze spokojnym uśmiechem spoglądam na misternie splecione ludzką dłonią, pachnące zielonym, skąpanym w letnim deszczu lasem, gałązki świerkowe. Cztery na wpół wypalone adwentowe świece przypominają, że jesteś tak blisko. (…)