Sobota to taki dzień, kiedy mogę sobie z rana pofolgować. Mam tempo, jak średniej wielkości leniwiec. No i poświęcam bardzo dużo czasu na śniadanie.
Udało się. Dorwałem w sklepie pęczek zielonych szparagów. Kupiłbym więcej, ale ten był ostatni. Nie wiem dlaczego, ale jak na razie krucho u nas z tym warzywem. A przecież już powinien trwać na niego sezon. Ani się nie obejrzymy, a przyjdzie połowa czerwca i szparagi będą już wspomnieniem.
Mógłbym kupić jeszcze białe, ale kupcy handlujący na słynnej Hali Targowej w Gdyni postanowili wybić mi ten pomysł z głowy. Oczywiście ceną. No dobrze, skoro miałem tylko jeden pęczek, to musiałem go bardzo dobrze wykorzystać. Tylko co wybrać? Część szparagów postanowiłem zostawić na obiad, a pozostałe… na cudowne śniadanie.
Sobota to taki dzień, kiedy mogę sobie z rana pofolgować. Generalnie mam tempo, jak średniej wielkości leniwiec. Nic zatem dziwnego, że przygotowanie śniadania traktuję podobnie. Nie śpieszę się, tylko celebruję. (…)