Przeżywamy wyjątkowy czas, w którym żyjemy Jezusowym zmartwychwstaniem, a ja proponuję w nim żeglarską opowieść szytą na miarę chrześcijańskiej przypowieści. Nie tracąc czasu na zbędne wprowadzenia, od razu przejdę do rzeczy, czyli do ratunkowej kamizelki.
Całą młodość spędziłem na wodzie, wśród białych żagli, w moim ukochanym klubie żeglarskim. Zgodnie z przepisami regatowymi zawsze miałem w łódce kapok. Istniała bezdyskusyjna zasada, która nakazywała wrzucić do kokpitu to nielubione ubranko. Kiedy mocno wiało i robiło się niebezpiecznie, a na łodzi sędziowskiej wciągano specjalną flagę, wszyscy mieliśmy obowiązek założyć swoje kamizelki ratunkowe. Wiadomo – mogą ocalić życie.
Zżymaliśmy się na ten przepis, przecież każdy z nas doskonale pływał! Kapoków nie cierpieliśmy – krępowały ruchy, odbierały wolność, wyglądaliśmy w nich jak lądowe szczury, co boją się wody. Ale wyjścia nie było: albo masz kapok i siedzisz w łódce, albo go nie masz i moczysz nogi na pomoście. Kapok to żeglarski dogmat. (…)
Wincenty Łaszewski
Więcej przeczytasz w 8. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [14 i 21 kwietnia 2024 R. XXXV Nr 8 (897)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.