Podobno to ksiądz postanowił nauczyć tubylców naszej najważniejszej sztuki narodowej, czyli pędzenia. A żeby nie pędzić na głodniaka, nauczył ich także gotowania fasolki.
Niedawno w pewnym bistro zauważyłem w karcie fasolkę po bretońsku. Uśmiechnąłem się. Wszyscy już doskonale wiedzą, że te „zagraniczne” dania w polskiej kuchni często nie pochodzą wcale z danego kraju. A mimo to wciąż są popularne. Ba, nowiutkie lokale, prowadzone przez młodych ludzi, od czasu do czasu powracają do tej peerelowskiej klasyki. Mocno wrosły one w naszą kulturę i, jestem tego pewien, pozostaną w niej jeszcze długo. Zastanawiam się, skąd wzięły się te dania? Skąd wzięły się ich nazwy? (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze Pielgrzyma (7/2019)