Świta. Poranek wita mnie ptasim koncertem. Odgłosy natury są tak intensywne, że słychać je pomimo zamkniętych okien. Podnoszę się z łóżka, żeby uchylić jedno z nich, do pokoju wpada pachnące leśne powietrze. Nic dziwnego – jestem w Borach Tucholskich, a tutaj włada potężny, nieujarzmiony las.
Zatrzymałam się w Bielskiej Strudze, w szachulcowym domu zaadaptowanym na pensjonat. Jego historia sięga XIX wieku – to właśnie wtedy zamieszkiwał w nim zarządca budowanych nieopodal kanałów. Dom stoi na polanie, w samym sercu lasu. W nocy nie widać tutaj nic, za to pachnie żywicą i słychać świerszcze. A jeśli dobrze się wsłuchać, to i szum wody – nieopodal swoje źródło ma rzeka Stążka. Rzuca się tu w oczy potęga natury. Bory Tucholskie tworzą prawdziwe ostępy, niemające przed zamieszkującymi je zwierzętami żadnych tajemnic. Czasami ma się wrażenie, że człowiek jest tutaj tylko gościem.
Po zaczerpnięciu świeżego powietrza zabieram się za śniadanie przyniesione przez gospodarza w wiklinowym koszu. (…)