Emerytka w podróży

REKLAMA

Marzenia o podróżach są jak ziarna z biblijnej przypowieści – u jednych kiełkują natychmiast, gdy pojawia się okazja, by wyruszyć w świat, inni mają w głowie upragnioną wyprawę i latami się do niej przygotowują, u jeszcze innych pomysły na wyjazd na zawsze pozostają w sferze marzeń.

 

Jak było ze mną? Gdy miałam dziesięć lat, napisałam wypracowanie o tym, że kiedyś będę podróżniczką. W świat ciągnęło mnie od dziecka… ale przez kolejnych trzydzieści lat nic z tym marzeniem nie zrobiłam.

Po raz pierwszy w podróż – tak naprawdę, a nie turystycznie –pojechałam w 1999 roku dzięki moim przyjaciołom, którzy byli już doświadczonymi backpakerami i przejechali wiele kilometrów z plecakiem na plecach. Pewnego wiosennego dnia Elżbieta i Adam – goście mojej podróżniczej audycji w Radiu Koszalin – zapytali, czy nie pojechałabym z nimi do Syrii. Na podjęcie decyzji miałam zaledwie dwa dni, ponieważ Adam jechał do Warszawy po wizy syryjskie. Wiedziałam, że chcieli wyruszyć z Polski pociągiem na Ukrainę, a potem – jak Bóg da – przez Rumunię, Bułgarię i Turcję do Syrii. Zakomunikowali, że jeśli się zdecyduję, mam przygotować paszport, który od niedawna leżał w mojej szufladzie, około pięciuset dolarów na podstawowe wydatki, kilka najpotrzebniejszych rzeczy i parę nierzucających się w oczy ciuszków. Moi przyjaciele nie mieli żadnego planu podróży, żadnej trasy ani nawet miejsc „must see”, nie mieli też żadnych obaw. Poczułam przygodę i nie wahałam się ani chwili! (…)

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *