Bóg się zatroszczy

Chcąc zrozumieć duchowość franciszkańską warto powrócić do czasów św. Franciszka z Asyżu. Jego życie ukazuje bowiem całą „Regułę franciszkańską”. Można podziwiać, że normy ustanowione 800 lat temu  są do dzisiaj aktualne i zachwycają wielu zwolenników tego skromnego człowieka.

REKLAMA


Okres, w którym urodził się św. Franciszek z Asyżu, tj. XII wiek, przepełniony był licznymi konfliktami i walkami o wolność miast, silnym handlem, krucjatami oraz ambicjami rycerskimi. Handlem zajmowała się rodzina Franciszka. Jego ojciec – Pietro Bernardone był dobrze usytuowanym kupcem, handlującym tkaninami. Był także znanym człowiekiem w Asyżu. W pracy pomagał mu, jako dwudziestolatek, jego syn – Franciszek. Był człowiekiem uśmiechniętym, pełnym humoru, potrafił doradzić kupującym. Ojciec był pewny, że handel poprowadzi w przyszłości Franciszek. Nie wiedział jednak o tym, że jego syn poszukiwał   czegoś więcej. Kiedy brał udział w wojnie pod Perugią, trafił do niewoli. Będąc w więzieniu wspierał i dodawał otuchy swoim uwięzionym towarzyszom.

W poszukiwaniu celu życia
Po wyjściu na wolność św. Franciszek za wszelką cenę chciał zostać rycerzem. Uzbrojony dołączył do innych, którzy gromadzili się na wojnę przeciw Puglii. Jednak celu swojego nie zrealizował. W Spoletto urzekł go pewien sen, podczas którego usłyszał: „Franciszku, wolisz służyć Panu czy niewolnikowi?”. Odpowiedział: „Panu”. „To dlaczego porzuciłeś Pana i chcesz służyć niewolnikowi?”. Po tym śnie Franciszek powrócił do Asyżu, co też się spotkało z pogardą wielu mieszkańców. Franciszek nie przejmował się, ale chciał zrozumieć, o co dokładnie chodziło tajemniczemu głosowi we śnie. W swoim testamencie na początku zapisał: „Bóg wyszedł mu na spotkanie w osobie trędowatego brata”. Podczas jednej z medytacji, którą odbywał przechadzając się w odosobnieniu, w pewnej chwili stanął przed nim człowiek trędowaty. Franciszek uciekł szybko od niego, ale niespodziewanie zrozumiał, że to Bóg daje mu odpowiedź na pytanie związane ze snem. Wrócił zatem do trędowatego i ucałował go oraz przekazał mu jałmużnę. Ten pocałunek dał mu do zrozumienia, że można żyć Ewangelią. Od tej chwili zaczął w trędowatych dostrzegać twarz Chrystusa. Odwiedzał ich przytułki, aby dzielić się  jałmużną, a przede wszystkim, aby dostrzec oblicze Pana Jezusa. Aby zdobywać siły na tego typu działalność potrzebował częstej modlitwy, która skłaniała go do działania. Modląc się wstąpił któregoś dnia do zrujnowanej kaplicy św. Damiana. Wpatrując się w swój ulubiony wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego usłyszał kolejny głos od Pana: „Idź i napraw mój dom, który popada w ruinę”. Istotnie Franciszek zaczyna zbierać pieniądze na odbudowę „swojego” kościoła. Sprzedaje konia, kilka belek drogiej tkaniny. Swoimi siłami zaczyna odbudowywać kaplicę św. Damiana. Rozwścieczony ojciec, który zaczął poszukiwać Franciszka, nakazał mu powrót do domu. Ten z lęku ukrył się. W kryjówce opodal św. Damiana modlił się i płakał, szukając rozsądnej decyzji. Słowa Ewangelii: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37)   przekonały go o decyzji życiowej. Udając się do Ojca został skrzyczany i uderzony oraz wrzucony do ciemnego pomieszczenia. Po kilku dniach Franciszek uciekł z aresztu. Ojciec jego podał go do sądu biskupiego,  który i tak nic nie mógł uczynić. Franciszek stojąc przed biskupem zrozumiał, że musi oddać wszystko, co otrzymał od swego ojca. Jednym ruchem zdarł z siebie ubranie mówiąc: „masz zwracam Ci wszystko, co twoje. Od tej pory będę mógł mówić: „«Ojcze nasz, któryś jest w niebie»”.

Wspólnota
Franciszek pomagał w klasztorze Gubbio, pracował także w dalszym ciągu na rzecz trędowatych, odbudowywał nadal kościół św. Damiana. Odnowił kolejne kościoły, także na równinie pod Asyżem Porcjunkulę. Po jej odbudowaniu poprosił księdza o odprawienie w niej Mszy św. Słysząc słowa Ewangelii: „Nie noście złota ani srebra, ani pieniędzy w swoich trzosach. Nie bierzcie na drogę torby, ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski” zrozumiał ponownie, że to wskazania dla jego życia. Wielu, którzy go znali, myślało, że Franciszek zwariował, ale byli też i tacy, którzy zafascynowali się jego nawróceniem. Poszedł za nim dawny jego przyjaciel Bernard oraz inni. W celu uzyskania odpowiedzi na pytanie, które sami sobie zadawali: – Co mamy robić?, udali się do kościoła, aby przeczytać fragmenty Ewangelii. „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mt 19,21); „Nie bierzcie nic na drogę”; „jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,3.23). Te fragmenty Ewangelii wytyczyły plan działania wspólnocie Franciszka. Gdy liczyła ona dwanaście osób, Franciszek stwierdził, że musi udać się do papieża, aby została ona zatwierdzona. Wiosną 1209 roku wspólnota Franciszka stanęła przed pałacem laterańskim, gdzie rezydował papież Innocenty III. Podczas audiencji, po wysłuchaniu Franciszka papież wyraził zgodę na życie wspólnoty zgodnie z Ewangelią. Po powrocie z Rzymu towarzysze Franciszka zaczynają się umacniać, żyć według myśli założyciela: przyjmować Ewangelię w ubóstwie, tzn. nie przywłaszczając sobie niczego, być wdzięcznym Bogu za dary każdego dnia, radować się i kochać braci, i taką postawą zachęcać wszystkich do uwielbiania Pana Boga. Franciszek misjonował przede wszystkim muzułmanów. W świecie chrześcijańskim umacniał dzieło budowania pokoju. Odnosił je także do wszystkich stworzeń, nie tylko do ludzi, ale do świata zwierząt oraz całego stworzenia.
Dwa ostatnie lata swojej misji tu na ziemi Franciszek przeżył, nosząc na swoim ciele stygmaty. One bardzo wpłynęły na oddawanie mu czci przez wszystkich, których napotykał. Umierając mówił: „Przyjdź siostro, śmierci!”. W sobotni wieczór, 3 października 1226 roku przyszła ona do Franciszka, który znajdował się przy kościele Porcjunkuli. Dwa lata po śmierci został kanonizowany. Jego świętość fascynuje do dzisiaj wiele współczesnych osób.

ks. Wojciech Węckowski



Św. Franciszek, Asyż


„Pielgrzym” 2009, nr 20 (518), s. 14-15

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *