Ludzie pilnie szukają proroctw. Chcą zajrzeć za zasłonę jutra. Tym razem chyba już nie z ciekawości, ale ze strachu. Boją się przyszłości, a powodów mają setki. Polityka jest niebezpieczna, klimat rozbujany, moralność odwrócona, roboty wymykają się spod kontroli. Dlatego ludzie szukają znaków nadziei, że nie będzie jednak źle, bo Bóg coś zapisał w swej księdze i to jest na pewno dobre!
W tym kontekście zapytam: czy ktoś z Czytelników zna proroctwo biskupa Rudolfa Grabera?
Hmm, a kto to jest Graber, prawda? To zmarły trzydzieści lat temu w opinii świętości biskup Ratyzbony. Jeśli ktoś nie jest prymusem z geografii, dodam, że to miasto w Niemczech, położne między Norymbergą a Monachium. Graber to pasterz jak ze złotych wieków Kościoła – głęboko pobożny, świetnie wykształcony, taki, co nie jadał książęcych dań i nie spoufalał się z bogatymi. Wygłosił on kilka proroctw. Znam dwa, ale w kontekście naszego tematu przywołam jedno – to o Europie.
Maryjne znamię
Co zapowiadał Graber? Kto chce się dowiedzieć, niech czyta dalej. Może przy okazji sprawdzić swoją wiedzę o ważnych sanktuariach. Na wakacje jak znalazł.
„Maryjne Magnificat wyśpiewują w Europie niezliczone świątynie i sanktuaria pielgrzymkowe. Cudowny obraz z hiszpańskiej Montserrat śle pozdrowienie Bogurodzicy z polskiej Częstochowy. Bawarskie sanktuarium narodowe w Altötting, serce dawnego królestwa, jest ściśle związane z «Magna Mater Austriae» w Marianzell. Luksemburg i Kevelaer wzajemnie przynależą do siebie. Chartres i Le Puy obwieszczają miłość maryjnej Francji, tak jak «Matka Dobrej Rady» w Genazzano i Maryja zwana «Salus Populi Romani» są wyrazem włoskiej pobożności. Nie zapominajmy też o znów ożywionym angielskim Walsingham i sanktuarium Matki Bożej w Eisiedeln w Szwajcarii. Do tych wiekowych świątyń maryjnych, do których zaliczyć można tysiące pomniejszych kościołów, w chóralnym Magnificat dochodzą nowe miejsca objawień, którymi Matka Boża nakreśliła nad Europą «M» – pierwszą literę swojego imienia, poczynając od portugalskiej Fatimy, poprzez Lourdes, do Paryża, sanktuarium Cudownego Medalika, następnie prowadząc linię w dół – do La Salette, potem znów podnosząc ją do belgijskich miejsc pielgrzymkowych w Beauraing i w Banneux, i kończąc na dole w Syrakuzach. Zachód nosi na sobie znamię maryjności”.
Maryjne znamię, pieczęć, stygmat to coś, czego żadna liberalna szczotka ani ateistyczny wybielacz nie usuną z tożsamości Europy. Graber był pewien, że maryjny wyróżnik pozostanie obecny w przyszłych dziejach naszego kontynentu i dokona rewolucji. Prędzej czy później te ziemie wrócą pod dominium Maryi.
Model z Gietrzwałdu
Być może o historii Unii Europejskiej mówi nam coś nasz Gietrzwałd. Znamy wiele objawień, które usiłował przechwycić szatan. Najbardziej widoczna próba miała miejsce właśnie pod Olsztynem, gdzie diabeł przyjął postać Matki Bożej i próbował zmusić wizjonerki do przyjęcia jego orędzia. Na szczęście chytra sztuczka władcy piekieł spaliła na panewce.
Czy nie widzimy tu pewnej analogii do Unii Europejskiej? Jej początek był pójściem drogą Bożego natchnienia, teraz szatan próbuje zawładnąć tym dziełem. Wie, że „gdy Bóg ginie, wszystko jest możliwe”. Te słowa Dostojewskiego okazują się dziś przerażająco prawdziwe. Gdy Bóg przestaje być obecny w krajach Europy, odcina ona swe korzenie, doprowadzając do samobójstwa swej kultury i zniszczenia tożsamości.
Ale według proroctw dusza Starego Kontynentu nie zostanie przejęta przez szatana! Ostatecznie jego trud okaże się daremny. We współczesnej historii powtórzy raz jeszcze „Gietrzwałd”: szatan zostanie wyparty i Unia Europejska stanie się unią maryjną – tak jak chciał tego Bóg i współpracujący z Nim twórcy zjednoczonej Europy.
Flaga Europy
Czyżby Bóg miał wobec Unii Europejskiej jakieś plany? Przypomnijmy jej początki, choć pewnie większości z nas są one doskonale znane. W latach pięćdziesiątych XX wieku trwały spory nad kształtem flagi Europy. Wszystkie pomysły były odrzucane. Aż któregoś dnia przewodniczący działu kultury Rady Europy, Paul Lévy, Belg żydowskiego pochodzenia, który nawrócił się na katolicyzm, przechodził obok figury Matki Bożej ozdobionej koroną z dwunastu gwiazd i pomyślał, że właśnie Bóg ukazał mu symbol nowej Europy. Lévy zatrzymał się przed figurą przedstawiającą Matkę Najświętszą z Cudownego Medalika. Złote gwiazdy pięknie wyglądały tamtego dnia na tle głębokiego błękitu nieba.
Gołąb i wąż
Lévy wpadł na chytry plan. By zaznaczyć Europę symbolem przywołującym Boże błogosławieństwo, postanowił działać zgodnie ze wskazówkami Jezusa: być jak gołąb i wąż (Mt 10,16). Przebiegłość tego ostatniego kazała mu postąpić tak, by nikt nie zauważył, że europejski sztandar nabiera charakteru religijnego.
Kiedy na rozstrzygającym posiedzeniu referent zaproponował, aby na fladze umieścić dwanaście gwiazd, tylko jeden uczestnik postawił pytanie, dlaczego wieniec ma być złożony akurat z takiej liczby ciał niebieskich. Padła odpowiedź, że chodzi o względy estetyczne. I maryjna flaga Europy została bez dalszych dyskusji przyjęta. Wszyscy obecni – protestanci, żydzi, mahometanie, ateiści, socjaliści i liberałowie – głosowali bezwiednie za symbolem maryjnym. Uczynił to nawet przedstawiciel Turcji, zaciekle broniący się przed jakimkolwiek odwołaniem do chrześcijaństwa. Tak oto maryjne znamię Europy znalazło się nawet na jej sztandarze!
Proroczy witraż
Wspomnijmy o jeszcze jednym wydarzeniu związanym z powstaniem „europejskiego symbolu”, a zdaniem wielu będącym znakiem proroczym. Na przełomie 1953 i 1954 roku Rada Europy rozpisała konkurs na wypełnienie pustego miejsca po witrażu zniszczonym w 1944 roku podczas bombardowania Strasburga. Nowy miał nawiązywać do XII-wiecznego przedstawienia Dziewicy, której postać przez długi czas widniała na fladze tego miasta. Najwyższe uznanie zdobył projekt Maxa Ingranda, który przedstawiał siedzącą Matkę Boską z Dzieciątkiem na kolanach z rozłożonymi ramionami, a nad jej głową umieszczone zostało niebieskie koło z dwunastoma złotymi gwiazdami.
Kiedy w dniu 21 października 1956 roku spadła niebieska zasłona (oczywiście z dwunastoma gwiazdami), oczom zebranych ukazał się witraż, na którym emblemat Europy znajdował się w najodpowiedniejszym dla niego miejscu – na szczycie maryjnego wizerunku.
Nie czekać w fotelu
Ludzie szukają znaków nadziei… Ale objawienia gietrzwałdzkie pokazują, że nawet zapowiedzi z nieba mogą być jak cienki lód. Cóż, trzeba im pomóc, nie pozostawać widzem siedzącym w fotelu i czekającym na interwencję nadprzyrodzoną, bo ta może przyjść z nieoczekiwanej strony – z piekła. Może więc warto podczas wakacji, gdy w naszych podróżach nawiedzamy wiele kościołów i katedr, przywoływać opiekę Maryi nad naszą historią. A może pojawi się okazja, by zachować się jak Lévy i przemycić do naszych wypraw i spotkań coś z chrześcijańskiego piękna? Bo to my jesteśmy współtwórcami proroctw…
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” [9 i 16 lipca 2023 R. XXXIV Nr 14 (877)], s. 26-27
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.