Walka modlitwy (III) – ks. Rafał Barciński

To już trzecie nasze spotkanie z tematem dotyczącym duchowej walki na modlitwie. Skoro Katechizm poświęca temu tyle uwagi, to znaczy, że to bardzo ważny temat i dlatego my też musimy się zatrzymać w takim rozważaniu. Kiedy modlimy się – zwłaszcza prosząc o coś – nasza dziecięca, synowska ufność wystawiana jest na próbę (por. KKK 2734). Nie zawsze bowiem zostajemy wysłuchani tak, jak się tego spodziewamy.

REKLAMA


Warto postawić sobie najpierw pytanie: „Dlaczego uważamy, że nasza prośba nie została wysłuchana?” (KKK 2734). Ciekawe jest to, że „gdy chwalimy Boga lub składamy Mu dziękczynienie (…), nie troszczymy się o to, by wiedzieć, czy nasza modlitwa jest Mu miła. Chcemy natomiast zobaczyć wynik naszej prośby” (KKK 2735). Przypomina to trochę egoistyczne dziecko, które za wszelką cenę chce dostać to, co sobie upatrzyło, i wcale nie zważa w tym momencie na miłość swoich rodziców. Bóg nie jest „środkiem do wykorzystania”, ale „Ojcem naszego Pana Jezusa Chrystusa” (KKK 2735) i naszym Ojcem. Jak ważne jest, by w naszej modlitwie nie stracić z oczu i z serca tej świadomości i tego doświadczenia, że Pan Bóg nie chce nigdy naszej zguby, ale zawsze troszczy się o nasze dobro, a ponadto widzi dalej, wiedząc, co będzie lepsze dla większej naszej miłości, naszego całościowego rozwoju i ostatecznie, byśmy mogli osiągnąć niebo. Tymczasem można się obrażać, odchodzić zasmuconym, złym, oskarżać Boga, że jest niesprawiedliwy, okrutny, bo… nie uczynił tak, jak chciałem. Czasami sprawy, o które się modlimy są naprawdę wielkie, ważne, a nieotrzymanie tego, o co się prosiło, może rodzić wprost proporcjonalny gniew, złość i wręcz nienawiść do Boga. Tak się dzieje, kiedy zagubimy to doświadczenie, tę świadomość Boga, który nie może przestać nas kochać; kiedy zaczynamy o Nim źle myśleć; kiedy patrzymy na Niego jak na złego. Ile w nas jest troski o poznanie woli, pragnień i marzeń Tego, który nas kocha? Czy może bardziej nie jest w nas obecne myślenie: „Przecież ja wiem lepiej, co jest dla mnie dobre, więc Ty mi pobłogosław na tę drogę. A jak nie pobłogosławisz, to Ty jesteś zły, nie moja droga czy moje życie, moje pragnienia”. Trudno się nawracać w tym myśleniu, jeśli nie przyjmie się Boga, który naprawdę kocha człowieka. Św. Jakub napisze: „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk 4,2–3). Bóg, który kocha nas jak swoje dzieci, zawsze chce naszego dobra i będzie tak wszystko układał, by nas doprowadzić do wiecznego szczęścia. Czasami na tej drodze wiele Mu przeszkadzamy, a On musi naprawiać to, co zepsuliśmy, i zawracać nas z dalekich dróg. Te naprawy i te powroty nie zawsze są miłe dla nas samych, ale często są konsekwencją naszych wcześniejszych wyborów, wcale nie Bożego zamysłu. Dlatego też warto ciągle walczyć o serce jednoznaczne, niepodzielone: serce, w którym jeden jest Pan i Król – Jezus. Inaczej staje się ono sercem cudzołożnym (por. Jk 4,4) i wówczas nie powinien nas dziwić fakt, że Bóg nas nie wysłuchuje tak, jak prosimy. Jak może wysłuchać kogoś, kto ma wielu bogów obok Niego. Będzie robił wszystko, abyśmy – do Niego wróciwszy – odkryli, co jest dla nas dobre. Zastanówmy się jeszcze chwilę nad skutecznością modlitwy. Otóż „jeśli nasza modlitwa jest mocno złączona z modlitwą Jezusa w zaufaniu i synowskiej śmiałości, otrzymujemy wszystko, o co prosimy w Jego imię, a nawet o wiele więcej niż to: otrzymujemy samego Ducha Świętego, który posiada wszelkie dary” (KKK 2741). Modlitwa zawsze zmierza do jedności z Bogiem, do zjednoczenia z Nim, do przyjęcia od Niego Jego samego, do ufnego odkrywania dobrej, bezpiecznej i rozwojowej drogi dla nas. Tak rozumiana winna być naszą radością, że w ogóle możemy z Bogiem rozmawiać i mówić do Niego „Ojcze”.

ks. Rafał Barciński



„Pielgrzym” 2017, nr 13 (719), s. 9

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *