Zbliża się kolejna rocznica narodzin Pana Jezusa. Trwają przygotowania do Świąt. O tym, gdzie i kiedy urodził się Zbawiciel oraz w jaki sposób ustalono termin Bożego Narodzenia, Patrycja Michońska-Dynek rozmawia z ks. prof. Józefem Naumowiczem, patrologiem, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
– Czy dzisiaj rzeczywiście możemy być pewni, jak to wszystko wyglądało dwa tysiące lat temu?
– Na początku chciałbym podkreślić, że Boże Narodzenie każdemu z nas jest bliskie. Jeśli dobrze przygotujemy się do tego święta – przeżyjemy je lepiej, głębiej i radośniej, a jeśli gorzej – to sami na tym tracimy, bo wtedy ślizgamy się jak po powierzchni wody i nie wchodzimy w głębię. Boże Narodzenie „narodziło się” w pierwszych wiekach, a dokładnie na początku IV wieku. Lansuję nową tezę, że Boże Narodzenie narodziło się tam, gdzie narodził się Jezus – nie w Rzymie, Italii czy Hiszpanii, tylko w Betlejem. W pierwszych wiekach Wcielenie Chrystusa świętowano przy okazji Wielkanocy. Na początku
IV wieku, kiedy chrześcijaństwo uzyskało wolność, cesarz Konstantyn sfinansował budowę wielkiej bazyliki nad grotą narodzenia Jezusa. Ta grota już wcześniej, w III wieku, była czczona – Orygenes napisał, że przyjeżdżali tam chrześcijanie z całego świata, żeby zobaczyć, gdzie narodził się Jezus. I kiedy w 328 roku nad tą grotą powstaje bardzo duża bazylika – wtedy właśnie obchodzi się pierwsze święto Narodzenia Jezusa.
– Są historycy, którzy twierdzą, że jeśli o jakimś wydarzeniu nie mówi się i nie pisze przez dwieście, trzysta lat, to pozostaje nam tylko legenda, a nie prawda historyczna…
– Jest przecież wiara Kościoła, są piękne opisy narodzin Jezusa w Ewangelii, mamy zapowiedzi przyjścia Zbawiciela na świat – cały Stary Testament tęskni za tym wydarzeniem, centralnym dla dziejów świata.
– Mówi Ksiądz o bazylice nad grotą Narodzenia – ile grot znajdziemy w Betlejem? Jaką mamy pewność, że to ta najważniejsza?
– Słuszne pytanie. Grot jest bardzo dużo. Nigdy nie upierałbym się, że narodziny miały miejsce tam, gdzie umieszczono gwiazdę i napis Hic Iesus Christus natus Est („Tu urodził się Jezus Chrystus”). Ale całuję to miejsce, klękam przed nim, pochylam się, bo gdzieś tutaj narodził się Zbawiciel. Kult chrześcijański to nie magia, która polega na tym, że jeśli ucałuję pięć centymetrów dalej, to „nie zadziała”. To działa, bo chodzi o wiarę. Oczywiście potrzebne są znaki: żłóbek, grota czy data. Przecież nie upieramy się, że 25 grudnia jest datą historyczną. To naprawdę jest sprawa drugorzędna. Kościół ma prawo wybrać możliwie najlepszą datę świętowania, żeby była jak najbardziej wymowna.
– Boże Narodzenie wydarzyło się dwa tysiące lat temu, a my co roku szykujemy się tak, jakby to miało wydarzyć się dopiero teraz.
– I bardzo dobrze! O to chodzi. Święto chrześcijańskie to nie tylko wspominanie rocznicy. Jezus rodzi się na nowo w szczególny sposób – On się rodzi każdego dnia. W każdej mszy świętej.
W każdej modlitwie przychodzi do nas. Narodzenie Jezusa oznacza, że staje się On dla mnie bardziej obecny – w moich słowach, myślach i w sercu. Nieustannie ma się rodzić. Święta to są takie cudowne momenty, kiedy szczególnie możemy doświadczyć łaski Boga – narodzenia, później zmartwychwstania, zwiastowania, tam wniebowzięcia. To nas podnosi. Wiara jest najważniejsza, ale potrzebuje obrzędu – choinki, żłóbka, wieczerzy wigilijnej, podzielenia się opłatkiem. Wiara zakorzeniona jest w codzienności. My stąpamy po ziemi. Już pierwszy opis uroczystości Bożego Narodzenia w Betlejem zawiera pasterkę, wigilię, całonocne czuwanie: najpierw biskup z wiernymi poszedł na pole pasterzy, potem zszedł do groty, a następnie w bazylice odbyła się liturgia i odczytano z Pisma Świętego kilkanaście fragmentów, które przypominały zapowiedzi Proroków.
– Czy Pan Jezus urodził się w roku „0”?
– Około… Nie będziemy burzyć tej ery rozpoczynającej się od daty, którą przypadkowo i niechcący ustalił Dionizy Mały w 525 roku. Dionizy nie był historykiem – policzył lata według tablic paschalnych (wykazu dat Wielkanocy) i podał lata od narodzenia Jezusa. Być może Chrystus urodził się cztery, pięć, sześć lat przed rokiem „0”. Ale piękne jest to, że reszta świata wciąż określa daty od momentu narodzenia Zbawiciela. To jest podstawą rachuby czasu.
A dzień? Współcześni historycy czy egzegeci zastanawiają się, czy to możliwe, że pasterze wypasali swoje zwierzęta w grudniu, kiedy jest chłodniej i trawy na pastwiskach jest zdecydowanie mniej. Ale przecież zdarza się, że wypasa się wtedy owce. To jest współczesny argument. Kiedyś bardziej zważano na symbolikę daty i na to, żeby przeżywać rok liturgiczny zgodnie z rokiem naturalnym.
– Dlaczego więc stanęło na 25 grudnia?
– Przypomnijmy sobie jeszcze najstarsze święto – Wielkanoc. To jest data podana Mojżeszowi przez samego Boga. Święto Przejścia, Święto Paschy obchodzone jest zgodnie z czynnikami astronomicznymi: po pierwsze – wiosna, po drugie – równonoc wiosenna, i po trzecie – pierwsza wiosenna pełnia księżyca. Kiedyś ludzie żyli z codzienną świadomością natury, obserwowali pełnię i nów księżyca – dla nich to był zegar. Stąd, jeżeli powstawało nowe święto, nie można go było umieścić w czasie wiosny, bo tu już było ciasno: Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego, spotkania pochrzcielne. Szukano więc innego ważnego, wymownego momentu, żeby sprawować tę tajemnicę. W Biblii narodziny Mesjasza przedstawiane są jako przyjście światłości na świat. Prorocy zapowiadali przyjście Mesjasza jako wzejście gwiazdy, wzejście słońca sprawiedliwości. W kalendarzu śródziemnomorskim 25 grudnia następuje przesilenie zimowe, czyli moment, kiedy nocne ciemności przestają się wydłużać i zaczynają się skracać. W tym dniu nie było żadnego wielkiego święta pogańskiego. Święto słońca, o którym dosyć często się mówi, pojawiło się niemal jednocześnie z Bożym Narodzeniem i w kalendarzu rzymskim było drugorzędne. Nie chodziło o zastąpienie pogańskich obchodów, tylko o datę symboliczną, która najlepiej pasuje, żeby obchodzić przyjście Światłości na świat.
– Ale teoria o zwalczaniu pogańskich świąt przez chrześcijańskie Boże Narodzenie jest wciąż bardzo popularna.
– Ten pogląd powtarzany jest nawet przez księży (śmiech). Utarł się, jest wygodny. Nie walczę z nim dla samej walki – po prostu z punktu widzenia historycznego nie jest on prawdziwy.
W książce „Narodziny Bożego Narodzenia” przytaczam wiele źródeł na ten temat.
Teoria ta pojawiła się w XVI–XVII wieku, kiedy radykalne nurty protestantyzmu, które głosiły powrót do czystej Ewangelii, odrzuciły Boże Narodzenie, gdyż według nich nie miało ono korzeni biblijnych. Bo rzeczywiście Pan Jezus nie nakazał obchodzić Bożego Narodzenia. Nie nakazał też obchodzenia wielu innych świąt, które Kościół stworzył. Doszło do tego, że kiedy purytanie zdobyli większość w parlamencie angielskim wprowadzili oficjalny zakaz Bożego Narodzenia. Jeśli ktoś tego dnia świętował – płacił karę. Prezbiterianie utrzymywali ten zakaz w Szkocji aż do lat sześćdziesiątych XX wieku.
– Ale dzisiaj już takich zakazów nie ma?
– Boże Narodzenie można obchodzić prawie wszędzie – problemy występują w państwach muzułmańskich, a także w Chinach czy Korei Północnej. Pamiętajmy, że Jan Paweł II podczas swojej wizyty na Kubie w 1997 roku wymógł na Fidelu Castro zgodę na przywrócenie Bożego Narodzenia. W Związku Radzieckim obchodzono uroczyście Nowy Rok, a Boże Narodzenie było zwykłym dniem pracy. Na szczęście te czasy już minęły.
„Pielgrzym” 2016, nr 26 (706), s. 28-29