Kalwaria Zebrzydowska – Jan Gać

NA PIELGRZYMKĘ Z UBEZPIECZENIEM

Spośród wielu polskich sanktuariów jedno zasługuje na szczególną uwagę – Kalwaria Zebrzydowska. Położona blisko Krakowa, pozwala w ciszy, w oprawie nienaruszonej przyrody, w atmosferze sacrum, w otoczeniu piękna dzieł sztuki z dawnych epok, przeżyć chwile zauroczenia i doświadczyć estetycznych wzruszeń. Zachęca, by pokłonić się przed wizerunkiem Matki Bożej Kalwaryjskiej, wcześniej zwanej Maryją Płaczącą, dla której w połowie XVII wieku Michał Zebrzydowski, wnuk pierwszego fundatora, Mikołaja Zebrzydowskiego, wzniósł bogato zdobiną, barokową kaplicę przy kościele ojców bernardynów.

REKLAMA

To przed tym obrazem rodziło się kapłańskie powołanie Karola Wojtyły. Po śmierci matki usłyszał od ojca, który małego chłopca przywoził z Wadowic do Kalwarii, znamienne słowa, których nigdy nie zapomniał: teraz Ona jest twoją Matką. Świadectwem wdzięczności Jana Pawła II za łaskę powołania jest podarowana Maryi złota róża.

Wspinając się stromo pod górę z okolonego lasem parkingu, pielgrzym jest wprost zauroczony widokiem wyłaniającej się sylwetki kościoła. Już z daleka witają go figury świętych w liczbie ośmiu, towarzyszy Chrystusa i Maryi – wszyscy umocowani na metalowym ogrodzeniu przed frontonem spokojnie wymodelowanej w baroku fasady świątyni z czteroma ewangelistami w niszach.

Po wejściu do kościoła wzrok pada na główny ołtarz wzorowany na konfesji z bazyliki św. Piotra w Rzymie, wypełniony srebrną figurą Matki Bożej Królowej Aniołów, zakupioną w Loreto przez studiującego w Italii późniejszego biskupa krakowskiego Bernarda Maciejowskiego. To wybitne dzieło zakonnego snycerstwa z pierwszych dekad XVII stulecia. Trzeba zajść za ten przepyszny ołtarz do miniaturowego chóru zakonnego z przebogatymi stallami, zdobionymi na zapleckach rzeźbionymi w drewnie scenami z życia Matki Bożej. Nie można przejść obojętnie obok monumentalnego krucyfiksu wykonanego na wzór jerozolimskiego, przytwierdzonego na tyłach głównego ołtarza do posrebrzanej blachy z trybowanymi scenami dróżek kalwaryjskich. Kościół i klasztor ojców bernardynów są pełne dzieł sztuki sakralnej najwyższego lotu, pochodzących z różnych epok.

Kalwaria Zebrzydowska to najważniejsze w Polsce sanktuarium pasyjno-maryjne. Żeby zapoznać się z jego fundatorami, warto odwiedzić klasztorny wirydarz. W jego krużgankach spoglądają ku nam fundatorzy kościoła, klasztoru i kilkudziesięciu kaplic rozrzuconych po lesie wzdłuż liczącego sześć kilometrów pątniczego szlaku. Poczet antenatów otwiera Mikołaj Zebrzydowski, tuż obok stoi jego małżonka. Dalej widzimy ich syna, Jana Zebrzydowskiego, który po zmarłym w 1620 roku rodzicu przejął dzieło budowy, tak ambitne, że trzeba było całego stulecia, aby je doprowadzić do szczęśliwego końca. Po Janie, który zszedł z tego świata w 1642 roku, zamysł kontynuował jego syn, Michał Zebrzydowski do końca swych dni w 1667 roku, by przekazać zadanie córce, Annie. Ta, wychodząc za mąż za jednego z Czartoryskich, wniosła niejako w wianie do tej możnej rodziny obowiązek ukończenia budowy Kalwarii w Zebrzydowicach.

Od początku bowiem chodziło o Kalwarię, o zaszczepienie na ziemiach polskich czegoś, czego w tamtych czasach jeszcze nie było – repliki Drogi Krzyżowej z Jerozolimy. Wychowany w pobożności i staranne wykształcony u jezuitów w ich braniewskim kolegium Mikołaj Zebrzydowski, skłaniający się ku życiu samotniczemu, miał pragnienie, by od czasu do czasu odsuwać się na ubocze aktywnego życia, które w służbie Polsce pochłaniało go bez reszty. Pełnił przecież obowiązki wojewody lubelskiego i krakowskiego, marszałka wielkiego koronnego, nie licząc pomniejszych godności i funkcji państwowych. Więcej, przecież to on, nazywany łowcą dusz heretyckich, wraz z Januszem Radziwiłłem, kalwinem, stanął na czele szlacheckiej opozycji wobec poczynań Zygmunta III Wazy, zmierzającego do wzmocnienia władzy królewskiej kosztem wolności i przywilejów szlacheckich. Posunął się nawet do rokoszu, zgniecionego siłą przez wojska królewskie w bitwie pod Guzowem w roku 1607. Po klęsce rokoszowych wichrzycieli Mikołaj Zebrzydowski jakby się opamiętał. Ukorzył się przed królem, otrzymał przebaczenie. Wycofał się z czynnej polityki. Czas i energię poświęcał rozbudowie bernardyńskiego klasztoru. Popadał w coraz głębszą dewocję. Zamykał się w pustelni, nie rozstawał się z brewiarzem , wdziewał bernardyński habit. Zobowiązał jedynego syna Jana do pochowania go po śmierci w bernardyńskim habicie przy wejściu do kościoła, ażeby ludzie mogli deptać po jego grobowej płycie. Syn nie dopełnił ojcowskiej woli. Ciało zmarłego w roku 1620 ojca złożył u boku jego żony w kaplicy biskupa krakowskiego Andrzeja Zebrzydowskiego w katedrze wawelskiej. W kalwaryjskim kościele zostali pochowani potomkowie Mikołaja Zebrzydowskiego, syn Jan i wnuk Michał, kontynuatorzy budowy Kalwarii Zebrzydowskiej.

Zamysł urządzenia w Polsce Kalwarii był dziełem życia Mikołaja Zebrzydowskiego. Wybierającego się z pielgrzymką do Ziemi Świętej dworzanina, Hieronima Strzałę, zobowiązał do przywiezienia stamtąd planów jerozolimskiej Bazyliki Grobu Pańskiego. Sam wczytywał się w krążące podówczas dzieło Chrystiana van Adrichomisza „Theatrum Terrae Sanctae”, w którym holenderski duchowny opisał Miasto Święte ze stacjami Drogi Krzyżowej. Do pracy najął miejscowego geometrę, Szczęsnego Żebrowskiego, by ten wytyczył położenie w terenie poszczególnych stacji, których miało być więcej aniżeli czternaście, a ich wygląd miał przybrać postać wolnostojących kaplic. Zmówił się z krakowskim jezuitą włoskiego pochodzenia, Giovannim Marią Bernardonim, wsławionym przenoszeniem na grunt polski i litewski kościołów będących repliką barokowej świątyni Il Gesù w Rzymie. Ten opracował fasadę zebrzydowskiej świątyni Matki Bożej Anielskiej, której budowę prowadził do swej śmierci w 1605 roku. Wznoszenie poszczególnych kaplic drogi krzyżowej zlecił wojewoda Flamandowi, Paulowi Baudarthowi, od jakiegoś czasu pracującemu w Polsce. Obcokrajowiec ów przydał najwcześniejszym kaplicom wygląd manierystyczny. Pozostałe, wznoszone po śmierci architekta i ich pierwszego fundatora, przybrały postać pełnego już baroku. Budowę ostatnich kaplic kończono jeszcze w XVIII wieku, a pewne prace architektoniczne przeciągnęły się nawet na pierwsze dekady XIX stulecia.

Warto się wybrać na wędrówkę dróżkami Pana Jezusa, przy których stoi dwadzieścia osiem kaplic i dróżkami Matki Bożej z dwudziestoma czterema kaplicami rozrzuconymi po wzgórzach pośrodku leśnej gęstwiny.

Jan Gać

Więcej przeczytasz w 16. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [6 i 13 sierpnia 2023 R. XXXIV Nr 16 (879)], str. 22-23.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *