„Jestem otwarty na głoszenie Słowa Bożego, rekolekcje, ale nade wszystko pragnę być blisko ludzi, szczególnie tych potrzebujących pomocy, zranionych, chorych, załamanych, poszukujących. Jestem w pierwszym rzędzie powołany, aby iść do nich” – mówi Rafał Maliszewski, który 27 kwietnia 2024 roku w bazylice katedralnej w Pelplinie z rąk biskupa pelplińskiego Ryszarda Kasyny przyjął święcenia diakonatu stałego. O swoim powołaniu opowiada w rozmowie z Mają Sitkiewicz.

– Jakie emocje towarzyszyły diakonowi w dniu święceń?
– Z pewnością emocji było wiele. W pierwszej kolejności wskazałbym jednak na radość. Mówi się, że radość umożliwia pełną obecność. Bardzo zależało mi, aby być obecnym dla Boga na sto procent. Oczywiście, miałem też sporo wątpliwości, czy będę w stanie podczas tej uroczystości odłączyć się od tego wszystkiego, co ziemskie. Jak wiadomo, o organizację takiej uroczystości należy właściwie zadbać, ale jasno postawione priorytety pozwoliły mi skupić się na tym, co najważniejsze.
Drugą istotną i obecną podczas święceń emocją była wdzięczność. Długo czekałem na tę chwilę, a właściwie najdłużej na moją dojrzałą decyzję to czekał sam Pan Bóg. Jestem Mu wdzięczny za to, że poprowadził mnie do tego dnia, kiedy naprawdę byłem gotowy powiedzieć Mu: „Oto jestem”. Swoją wdzięczność kierowałem również do biskupa Ryszarda Kasyny i biskupa Arkadiusza Okroja. Na drodze formacji diakońskiej doświadczałem od nich wielkiej życzliwości i wsparcia.
Radowała mnie myśl, że są przy mnie w tym dniu moi najbliżsi – tata, siostra z rodziną, środowisko szkół katolickich z Chojnic, wielu kapłanów, których spotkałem na swojej drodze, wiernych przyjaciół, wspólnota franciszkanów Maryi, zespół Fatima oraz parafianie z Borzyszkowych – miejscowości, w której mieszkam na co dzień.
– Jak długo trwały przygotowania do tego ważnego momentu?
– Moimi podstawowymi studiami były studia filozoficzne na KUL-u, a następnie studia doktoranckie w Monachium i Gdańsku na kierunku germanistyka. Aby jednak przyjąć święcenia diakonatu, należy mieć ukończone studia teologiczne, które ukończyłem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pracę magisterską na temat szkolnictwa katolickiego napisałem pod kierunkiem ks. prof. Wojciecha Cichosza. Oprócz pięcioletniej formacji intelektualnej, zostałem zobowiązany do odbycia trzyletniej formacji duchowej w Ośrodku dla Kandydatów do Diakonatu Stałego Diecezji Elbląskiej pod kierunkiem biskupa Wojciecha Skibickiego. Licząc od podjęcia pierwszej rozmowy z biskupem, aż do momentu przyjęcia święceń diakonatu, upłynęło prawie osiem lat.
Jeżeli chodzi o moje wyobrażenia, to nie sądziłem, że uroczystość będzie aż tak podniosła. Jestem wzruszony faktem, że moje święcenia mogły się odbyć w bazylice katedralnej w Pelplinie. Posługa lektoratu została mi udzielona przez biskupa Arkadiusza w mojej macierzystej parafii w Borzyszkowach, natomiast posługa lektoratu – w bazylice w Chojnicach. W ten sposób stopniowo zostałem przedstawiony całej diecezji jako ten, który idzie do wszystkich, aby służyć. Choć mamy w diecezji pelplińskiej już jednego diakona stałego, to reakcje ludzi na święcenie kolejnego pozwalają stwierdzić, że było to wydarzenie oczekiwane. Na początku myślałem, że może nie być zrozumienia dla tego rodzaju posługiwania. Panują przecież stereotypy na temat diakonów stałych, chcących rzekomo zastąpić kapłanów. Tymczasem – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – ani razu nie spotkałem się z głosami sprzeciwu czy wątpliwości co do potrzeby wyświęcania diakonów stałych. Zrozumienie znalazłem zarówno wśród duchowieństwa, jak i wśród osób świeckich. Myślę, że Kościół będzie się coraz bardziej otwierać na tę formę posługiwania pośród ludzi i dla ludzi.
– Czy diakonat stały to powołanie?
– Zdecydowanie tak! Nie mam wątpliwości, że powołanie do diakonatu stałego jest darem pochodzącym od Boga, za który należy nieustannie dziękować, i o takie powołania również warto się modlić. Powołanie do diakonatu stałego jest darem nie tylko dla samego powołanego, ale również dla ludzi, do których posłani są diakoni stali. Posługując się terminem „diakon stały”, należy pamiętać, że mamy do czynienia z mężczyznami wyznaczonymi do posługi, a nie do kapłaństwa.
Diakonat stały nie jest zatem formą przejściową na drodze do święceń prezbiteratu. Nie zmienia to jednak faktu, że diakoni stali obecni byli już w Kościele starożytnym. Dzieje Apostolskie mówią nam o wybraniu siedmiu mężów: „Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie…” (Dz 6,3). Posługa ta przetrwała do końca XIII wieku, aby zostać reaktywowana dzięki decyzjom Soboru Watykańskiego II. Skoro więc Bóg daje takie powołania, ich zasadność w Kościele nie powinna być kwestionowana.
– Jaka jest misja diakonatu stałego?
– Na początku należałoby powiedzieć, że diakonat jest jednym z trzech stopni sakramentu święceń, który obejmuje episkopat (biskupstwo), prezbiterat (kapłaństwo) i diakonat. Misję diakona można byłoby określić jednym słowem: służba. Pewnie wynika to bezpośrednio z samego greckiego słowa diakonos, oznaczającego „służyć”, „posługiwać”, „iść w ślad”. Ten ogólny termin najpierw został zastosowany dla określenia samego Chrystusa jako sługi Boga (Christos diakonos), a następnie dla oznaczenia postępujących za nim sług Boga, Chrystusa i Kościoła. Postawa Chrystusa, który przyszedł na świat, aby służyć, powinna być z pewnością inspiracją i wzorem do właściwego wypełniania misji diakonatu stałego.
W Konstytucji dogmatycznej o Kościele wprost podaje się zadania diakonów. Chodzi przede wszystkim o służbę ludowi Bożemu w posłudze liturgicznej, słowie, miłości oraz łączności ze swoim biskupem. Diakoni mogą udzielać chrztu, przechowywać i rozdzielać Eucharystię, asystować i błogosławić w imieniu Kościoła małżeństwom, zanosić wiatyk umierającym, czytać Pismo Święte, pouczać i zachęcać lud Boży, przewodniczyć nabożeństwom i modlitwie wiernych, udzielać sakramentaliów, przewodniczyć obrzędom żałobnym i pogrzebowym. Aby tę posługę spełniać, należy być dla ludzi i z ludźmi. Sądzę, że dziś szczególnie potrzeba takiej obecności, która będzie przede wszystkim umocnieniem w wierze i jasnym świadectwem, że warto iść za Jezusem.
– Jak wielu jest diakonów stałych w Polsce?
– W Polsce mamy około stu diakonów stałych. Najwięcej jest ich w archidiecezjach katowickiej i łódzkiej oraz w diecezjach opolskiej i elbląskiej. Diecezja pelplińska ma od 27 kwietnia dwóch diakonów stałych. Natomiast na świecie ich liczba wynosi około pięćdziesięciu tysięcy. W Europie zachodniej posługa diakona stałego jest bardziej powszechna. Są oni aktywni w wielu parafiach oraz instytucjach kościelnych.
Z pewnością posługa diakonatu stałego jest potrzebą czasu. Nie ulega wątpliwości, że diakoni stali stanowią istotną pomoc w parafiach, gdzie brakuje kapłanów. Szczególnie dotknięte taką sytuacją są kraje misyjne. Niewłaściwym byłoby jednak sprowadzanie posługi diakonów stałych do wymiaru wyłącznie pragmatycznego. Chodzi tu przede wszystkim o życie łaski Kościoła i troskę o prawidłowy, teologiczny jego obraz jako wspólnoty różnorodnych charyzmatów. Kościół w swym pięknie zawsze odznaczał się bogactwem służb i troszczył się o człowieka zagubionego, zranionego, odrzuconego, ale poszukującego Boga. To pragnienie wciąż trwa i może szczególnie we współczesnym świecie jest to jeden z głównych powodów, dlaczego liczba diakonów stałych wzrasta.
– Czym więc posługa diakona stałego różni się od posługi księdza?
– Przede wszystkim rodzajem powołania. Diakon stały, choć może wykonywać wiele posług równych aktywności kapłańskiej, nie jest przeznaczony do prezbiteratu. Różnice widać także w stroju. Diakoni ubierają stułę ukośnie, na kształt szarfy, opadającą z lewego ramienia na prawy bok, a w czasie Eucharystii zakładają dalmatykę. Jeśli są żonaci, muszą uzyskać pozwolenie żony na przyjęcie święceń. W przypadku owdowienia nie mogą ponownie się ożenić. Natomiast bezżenni kandydaci do diakonatu w momencie święceń przyrzekają zachowanie celibatu na całe życie. Ja właśnie jestem celibatariuszem.
– Jaka była droga do tego powołania?
– Przyznam, że pierwsza myśl dotycząca szczególnego poświecenia się służbie Panu Bogu dotyczyła kapłaństwa. Nad taką drogą poważnie zacząłem się zastanawiać w klasie maturalnej. Uczęszczałem wówczas do Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Romualda Traugutta w Chojnicach i tam po raz pierwszy pojawiła się u mnie myśl o kapłaństwie. Po zdaniu matury i wyjeździe na studia do Monachium i Londynu, miałem okazję obserwować pracę diakonów stałych na zachodzie Europy. Posługa ta zaczęła mnie interesować i zacząłem coraz poważniej myśleć o podjęciu takiego wyzwania. Powrót do domu i do mojego byłego liceum – tym razem w roli dyrektora szkoły – spowodował, że zaistniało wiele okoliczności sprzyjających podjęciu formacji diakońskiej. Staram się zawsze być otwarty na to, co mówi do mnie Bóg, choć nierzadko się zdarza, że moja droga nieco się wydłuża. Ważne jednak, że nie ustaję w tej drodze dzięki towarzyszącej mi łasce Bożej.
– Czy Kościół w życiu diakona zawsze odgrywał ważną rolę?
– Tak. Kościół zawsze był dla mnie ważny. Przyczyniła się do tego przede wszystkim moja rodzina – rodzice, a szczególnie babcia, która była dla mnie wzorem prostej, bezkompromisowej i głębokiej wiary. W okresie mojego dorastania, młodości i dojrzałości towarzyszyli mi – i nadal towarzyszą – wspaniali przyjaciele, dzięki którym mogłem się rozwijać i pozostawać blisko Pana Boga. Również decydującym kryterium wyboru szkoły średniej, jak i szkół wyższych, była katolickość. Po liceum katolickim w Chojnicach zdecydowałem się na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracę magisterską przygotowałem pod kierunkiem arcybiskupa Stanisława Wielgusa, natomiast studia doktoranckie w Monachium podjąłem pod kierunkiem jezuity ojca prof. Gerda Haeffnera.
Miałem szczęście do wielu autorytetów. Na swej drodze spotkałem mądrych i roztropnych katechetów, kapłanów i nauczycieli, którzy dzielili się ze mną nie tylko swoją wiedzą, ale również oddaniem Kościołowi. Wszystko to sprawiło, że możliwe było poznanie i ukochanie przeze mnie Eucharystii. Dziś stanowi Ona dla mnie istotę duchowego wzrostu.
– Oprócz realizowania powołania i wykonywania pracy zawodowej ma diakon również swoją ogromną pasję, którą są podróże.
– Rzeczywiście lubię podróżować, poznawać nowe kultury i uczyć się języków obcych. Sporo podróży odbywam z ramienia obowiązków służbowych, biorąc udział w szkoleniach międzynarodowych, konferencjach oraz programach edukacyjnych. Często też sam prowadzę wykłady za granicą. Innym rodzajem podróży są pielgrzymki organizowane przeze mnie do sanktuariów maryjnych i miejsc objawień. W sumie odwiedziłem ponad czterdzieści krajów na pięciu kontynentach. Zawsze fascynowała mnie powszechność Kościoła i misja, z jaką dociera On do najdalszych zakątków świata.
– W jaki sposób święcenia wpłyną na życie diakona? Co się w nim zmieni?
– Myślę, że pojawi się świadomość większego posłuszeństwa wobec woli Bożej oraz chęć większej aktywności duszpasterskiej. Z pewnością chciałbym dalej prowadzić dzieła przeze mnie zainicjowane. Myślę tu o przewodzeniu wspólnocie franciszkanów Maryi w dekanacie borzyszkowskim, organizacji Franciszkańskiego Pikniku Rodzinnego w Borzyszkowach, posłudze w zespole Fatima, działalności na rzecz rozwoju szkół katolickich w Chojnicach. Jestem otwarty na głoszenie Słowa Bożego, rekolekcje, ale nade wszystko pragnę być blisko ludzi, szczególnie tych potrzebujących pomocy, zranionych, chorych, załamanych, poszukujących. Jestem w pierwszym rzędzie powołany, aby iść do nich.
„Pielgrzym” [12 i 19 maja 2024 R. XXXV Nr 10 (899)], str. 18-21.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.