Zakochałem się w tych ludziach! – rozmowa z ks. Grzegorzem Paderewskim, misjonarzem z Brazylii

– W Brazylii nauczyłem się tego, że inny nie znaczy gorszy. Mogę tej inności nie rozumieć, ale potrafię ją zaakceptować. Odkąd przyjąłem to jako podstawę, życie stało się o wiele piękniejsze – mówi ks. Grzegorz Paderewski, od piętnastu lat na misjach w Manaus, proboszcz parafii Chrystusa Króla.

REKLAMA

– Jak to się stało, że trafił ksiądz do parafii w Manaus, w stanie Amazonia, w Brazylii? Z tego co wiem, był też na tej drodze przystanek Pelplin.

– Pochodzę z małej wioski z dawnej diecezji siedleckiej (dziś drohiczyńskiej), ale zawsze coś gnało mnie w świat. Trafiłem do Pelplina. W pierwszych dniach mojego pobytu w seminarium wrócił z Zambii dzisiejszy biskup Józef Szamocki, wówczas nasz ojciec duchowny. Jego opowieści o misjach często się przewijały w homiliach, które głosił, w rozważaniach, w rozmowach. I na mnie to robiło duże wrażenie, sam zacząłem myśleć o tym, by jechać na misje. Ale mój los potoczył się inaczej. Po święceniach pracowałem przez pięć lat w Koronowie, później przez cztery lata w Chojnicach. I właśnie w Chojnicach temat misji do mnie powrócił. W Ruchu Odnowy w Duchu Św. spotkałem panią Zofię Bacławską, która mi o nich przypomniała. Wróciło dawne pragnienie.

– Myślę, że podjęcie decyzji o wyjeździe na misje po 10 latach pracy duszpasterskiej w parafiach nie było łatwe.

– Nie, nie było mi łatwo. Przyznam, że dość długo się zbierałem. W końcu podjąłem decyzję, cały czas myśląc oczywiście o Afryce. Poszedłem prosić biskupa Bernarda Szlagę o pozwolenie. Zgodził się, ale… na wyjazd do Brazylii, nie do Afryki. Pomyślałem: niech będzie Brazylia. Choć kompletnie nic nie wiedziałem o tym kraju…

– Można więc powiedzieć, że Brazylia pojawiła się w życiu księdza przez przypadek.

– Tak, albo że Pan Bóg tak chciał. Dziś mogę powiedzieć, że gdybym wtedy wiedział, co mnie czeka, nie zwlekałbym ani chwili.

Na razie czekało mnie roczne przygotowanie do misji w Warszawie, w Centrum Formacji Misyjnej, polegające głównie na nauce języka portugalskiego. Dobrze opanowaliśmy gramatykę i słownictwo, ale później na miejscu okazało się, że jednak żywy język mieszkańców Brazylii brzmi inaczej – ani ja ich nie rozumiałem, ani oni mnie. Pół roku zajęło mi, żeby móc swobodniej się porozumiewać.

– Jakie były księdza pierwsze wrażenia z pobytu w tym nieznanym kraju?

– Pierwsze cztery lata pracowałem w diecezji biskupa Edwarda Zielskiego – Campo Maior w stanie Piaui, który jest jednym z najbiedniejszych w Brazylii. Kiedy wylądowałem, miałem wrażenie, że gdzieś po drodze pomyliłem samoloty. Po pierwsze spodziewałem się, że tam, dokąd lecę, będzie gorąco, nie zabrałem nawet cieplejszych rzeczy. A w Sao Paulo, gdzie był mój pierwszy kontakt z Brazylią, temperatura nie przekraczała 11 stopni C. Po drugie wyobrażałem sobie, że na miejscu zobaczę eksplozję zieleni, a stan, w którym się ostatecznie znalazłem, jest właściwie półpustynią. 

– Ale w końcu trafił ksiądz do Amazonii.

– W 2007 roku biskup Zielski poprosił, bym poszukał sobie innego miejsca w Brazylii. W jego diecezji było wyjątkowo dużo powołań, więc nie brakowało tam już kapłanów. W końcu, nie bez trudności i w sumie dziwnym trafem – inni księża, którzy mieli objąć nowe parafie, zrezygnowali dosłownie w przeddzień – udało mi się wraz z kolegą, ks. Jarosławem Piaseckim, trafić do diecezji Manaus. Mówiąc dokładniej – ówczesny biskup Luiz Soares utworzył dla nas nową parafię Chrystusa Króla, gdzie do dzisiaj pracujemy, już 15 lat. Ta nowa parafia powstała na skutek podziału innej parafii, która liczyła 700 tys. mieszkańców!

– Te wielkości są dla nas, Polaków, niewyobrażalne.

– Manaus oficjalnie ma 2 mln 700 tys. mieszkańców, nieoficjalnie może mieć dużo więcej. Jest tam około 100 parafii, w których pracuje obecnie 160 księży. Moją parafię zamieszkuje ok. 20 tys. ludzi. Mam pięć kościołów, do których teraz, po pandemii, chodzi ok. tysiąca wiernych. Trzeba pamiętać, że w Amazonii Kościół katolicki stanowi mniejszość religijną. Cała Brazylia boryka się z gwałtownym zmniejszaniem się liczby ludzi deklarujących się jako katolicy. Według mnie jest to destruktywny efekt gwałtownie odradzającej się w Ameryce Południowej teologii wyzwolenia, w której gdzieś po drodze zgubił się zupełnie Pan Bóg. Wiodące wyznania w Brazylii to wszelkiego rodzaju zielonoświątkowcy. Żeby pokazać skalę zjawiska, warto wiedzieć, że w Manaus jest oficjalnie zarejestrowanych 50 tys. pastorów! Niektóre odłamy są niestety wrogo nastawione do katolików.

– A co według księdza przekonuje Brazylijczyków do zielonoświątkowców?

– Przede wszystkim pastorzy zielonoświątkowców używają manipulacji, bardziej uprawiają coaching niż duszpasterstwo. Spotkanie wspólnoty to zawsze jest swego rodzaju „szoł”. Pastorzy głoszą głównie tzw. ewangelię sukcesu, czyli jak uwierzysz, oddasz wszystko Chrystusowi, to twoje problemy zostaną rozwiązane, staniesz się bogaty, a Bóg ci we wszystkim pobłogosławi. I to się ludziom podoba.

– Czy brazylijski katolicyzm czymś się różni od naszego?

– Co do istoty nie może się oczywiście różnić, ale są widoczne pewne różnice kulturowe, zwłaszcza w sposobie celebracji mszy. Chodzi przede wszystkim o spontaniczny udział wiernych w liturgii, o ich żywiołowość, silną ekspresję. Na mszy są oklaski, śpiewy połączone z tańcem. Przyznam, że sam nie czułem się dobrze z tym sposobem odprawiania mszy i tego nie robiłem. Okazało się, że są wierni, którym to odpowiada, parafia nie umarła i ma się dobrze (śmiech).

Druga rzecz, która zachwyca zwłaszcza odwiedzających mnie księży, to duże zaangażowanie świeckich w życie parafii. Każda ze wspólnot parafialnych (tzw. kaplic) jest tak zorganizowana, że nawet bez księdza musi istnieć. Każda ma swoją strukturę i osobę odpowiedzialną za poszczególne duszpasterstwa, wybieraną demokratycznie na okres dwóch lat. W ciągu tych 15 lat tylko raz zdarzyło się, że my, księża, czytaliśmy czytania podczas porannej mszy w ciągu tygodnia – zawsze jest ktoś chętny do czytania czy psalmów.

– Wygląda na to, że wierni mocno identyfikują się ze swoją wspólnotą.

– Tak, utożsamiają się z nią, są dumni z przynależności, używają wyrażenia: to jest mój Kościół. Na co dzień noszą koszulki z Matką Bożą, z Jezusem, choć czasem wymaga to odwagi, bo nie wszystkim się nasza religia podoba. Muszę dodać, że brazylijski Kościół jest bardzo kobiecy. Kobiety w Brazylii dokonują cudów, pod każdym względem – i jeżeli chodzi o rodziny, i o dzieci, i zaangażowanie w życie Kościoła. I to jest piękne. Parę tygodni temu arcybiskup Ryś ustanowił w Polsce dwie kobiety szafarkami komunii św., w Brazylii jest to powszechne i naturalne. Powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie tu życia bez ich zaangażowania i pomocy. Po prostu zakochałem się w tych ludziach! Ale ja zawsze zakochiwałem się w ludziach tam, gdzie pracowałem (śmiech).

– Z jakimi wyzwaniami natury duszpasterskiej muszą się mierzyć misjonarze w Manaus?

– Po pierwsze – musimy zawalczyć o powrót dzieci i młodzieży do świątyń. Po pandemii zupełnie zniknęły, z wielu obszarów życia społecznego. Po drugie – Manaus jest wielkim miastem, więc istnieje tu wiele wielkomiejskich zagrożeń, jak narkomania, prostytucja czy gangi. Choć nie jesteśmy parafią salezjańską, to mamy Oratorium salezjańskie – w soboty i w niedzielę zapraszamy najbiedniejsze dzieci, mogą przyjść, pobawić się, coś zjeść, jest też czas na modlitwę. Niestety, wielu młodych z naszej parafii trafiło do gangu, niektórzy już nie żyją.

– Spotykamy się przy kawie, więc trudno nie skorzystać z okazji i nie spytać o brazylijską kawę kogoś, kto od kilkunastu lat żyje w Brazylii. W końcu, obok piłki nożnej i może karnawału w Rio de Janeiro, właśnie kawa kojarzy się Polakom z tym dalekim krajem.

– Piję każdą kawę, ale w Brazylii na początku nie byłem w stanie w ogóle jej pić – smakowała, powiedziałbym, dziwnie. W końcu się przyzwyczaiłem, ale tak naprawdę nie miałem wyjścia, bo oni piją tam tylko kawę, o każdej porze. Parzą ją też w dziwny, jak dla nas, sposób, używając do tego filtra, ale nie z papieru, tylko z materiału. W kawiarni podaje się kawę z termosu, wcześniej przefiltrowaną. Najdziwniejsze natomiast jest to, że z tego, co widzę, w Polsce kawa jest tańsza niż w Brazylii. Cóż, chyba nie do końca rozumiem te ekonomiczne zależności (śmiech).

„Pielgrzym” [6 i 13 sierpnia 2023 R. XXXIV Nr 16 (879)], str. 24-26

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *