Tu rodzi się dobro – rozmowa z Elizą Dzwonkiewicz, konsul generalną RP we Lwowie

Jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku Polska przygotowywała się do organizacji pomocy Ukraińcom. Polacy otworzyli serca i drzwi swoich domów. Ostatni rok był także niezwykle intensywny dla Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie. O ewakuacji, pomocy charytatywnej, wspólnej historii i przyszłości naszych narodów z konsul generalną RP we Lwowie Elizą Dzwonkiewicz rozmawia Patrycja Michońska-Dynek.

REKLAMA

– Proszę powiedzieć, jak we Lwowie wyglądały ostatnie dni przed atakiem Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku?

– Nie jest tajemnicą, że spodziewaliśmy się ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, chociaż jak mówią politolodzy i analitycy – nie przewidywano, że będzie to atak na taką skalę i że Rosjanie odważą się zaatakować stolicę. Byliśmy gotowi i spakowani, a wcześniej ewakuowaliśmy najważniejsze dokumenty i sprzęt. Dodatkowym alarmowym sygnałem był dla nas czarny dym, który unosił się nad konsulatem rosyjskim we Lwowie – niepokojące było to, że Rosjanie zaczęli niszczyć dokumenty. W przeddzień wojny placówki z Odessy i Winnicy były już ewakuowane. Tu, we Lwowie, wcześniej ustaliliśmy, kto z nas zostaje na wypadek najgorszego. Przygotowaliśmy kolumnę samochodów, zamówiliśmy pierwszy autobus. To były dramatyczne chwile… Opuszczali nas pracownicy, którym radziliśmy wyjazd, bo mają małe dzieci. Pytali, co mają robić. Mówiłam: „Jedźcie!”. Łez było bardzo dużo…

– Jak wyglądała praca konsulatu polskiego we Lwowie w ciągu ostatniego roku?

– Teraz wygląda dosyć zwyczajnie – wykonujemy wszystkie działania konsularne, które podejmowaliśmy przed wojną. Ale mniej więcej pół roku pracowaliśmy w trybie doraźnym i zadaniowym. Koncentrowaliśmy się głównie na niesieniu pomocy i organizacji transportów. Obrazem tamtych dni był inny strój. Nikt z nas nie ubierał się elegancko do pracy. Nie były to pantofle, garnitury i sukienki, a polarowe bluzy. Mieliśmy specjalne robocze stroje, żeby było widać, że jesteśmy pracownikami konsulatu. Przychodziliśmy z podwiniętymi rękawami, gotowi do pracy, często także fizycznej. Najważniejszą grupą, którą mamy obowiązek się zaopiekować, są polscy obywatele. Wszystkim oferowaliśmy pomoc w postaci przejazdów do Polski. Było to bardzo trudne, bo granice były absolutnie zakorkowane i działy się tam dramatyczne sceny. Na szczęście także dzięki współpracy z ukraińskimi władzami nasze autobusy ewakuacyjne wyjeżdżały do kraju. Obywatele ukraińscy posiadający Kartę Polaka również byli pod naszą szczególną ochroną. Pomagaliśmy też obywatelom innych krajów, które nie miały przedstawicielstw dyplomatycznych we Lwowie – dołączali do naszych grup. 

– Pierwsze tygodnie wojny to ogromna mobilizacja w niesieniu pomocy. Czy było miejsce na strach?

– Wszyscy się baliśmy, że Lwów, z którym mamy taki związek emocjonalny, nie da się tego opisać słowami – miałby być zaatakowany. Cierpiałam na myśl, że to przepiękne miasto, ważne nie tylko dla Polaków, ale też dla Ukraińców, Ormian, i wielu innych narodowości, które współtworzyły historię, kulturę i koloryt tego miasta – może być zniszczone. Na szczęście do tego nie doszło. Mimo trudnych chwil niektórzy nigdy nie myśleli o wyjeździe z Ukrainy. Jesteśmy w kontakcie z naszymi rodakami, wiemy, że ich sytuacja ekonomiczna bardzo się pogorszyła – jak wszystkich na Ukrainie. Wciąż płynie bardzo dużo pomocy z Polski, a my staramy się sprawiedliwie ją rozdzielać.

– Czy z pani obserwacji wynika, że ten rok zmienił coś w relacjach polsko-ukraińskich?

– Na pewno tak, ale tu potrzeba bardzo dojrzałego spojrzenia na historię, na to, dlaczego te relacje nie były wzorcowe wcześniej. Musimy mieć świadomość, że Ukraina ledwie ponad trzydzieści lat temu uzyskała możliwość samostanowienia we własnym państwie, którego nigdy tak naprawdę nie miała. Marzenia Ukraińców o niepodległości, o państwowości, żeby można było mówić po ukraińsku, uczyć się po ukraińsku, pielęgnować własne tradycje, ziściły się po rozpadzie Związku Radzieckiego. Ten niedługi czas niepodległości jest jeszcze naznaczony różnymi „chorobami”, które Ukraińcy wynieśli z czasów sowieckich. Cały system oligarchiczny jest dziedzictwem tamtych czasów. Teraz Ukraińcy mają szansę poradzić sobie z problemami wewnętrznymi.

Z drugiej jednak strony pokutuje do dzisiaj brak zaufania między innymi do Polaków. Rosja podtrzymywała retorykę, że Polacy będą chcieli odebrać tereny, które kiedyś wchodziły w skład Rzeczpospolitej, że czyhamy, by oderwać Lwów i przyłączyć go do Polski. Oni w to święcie wierzyli i dlatego nie mieli do nas zaufania. A teraz Ukraińcy widzą, że Polacy po prostu cenią wolność jako wartość. Stajemy ramię w ramię z Ukraińcami, walczymy razem, pomagamy Ukrainie, dlatego, że wiemy, że niepodległość to jest wartość i nikt nie ma prawa nikomu jej zabierać. To jest proces, który będzie musiał jeszcze trochę potrwać i od naszej dojrzałości zależy, czy nam się uda utrzymać to, że Ukraińcy zaczynają nam ufać. My z kolei czeka-
my na to, że wraz ze wzrostem tego zaufania do nas Ukraińcy zweryfikują swoją postawę w obszarach, które wymagają z ich strony większej wrażliwości wobec naszych postulatów czy ran, które nosimy.

– Czy mówi pani o ranach historycznych, które są wciąż żywe? W Polsce często pojawią się pytania o Wołyń.

– Tak, tragiczny rok 1943 na Wołyniu, ale i w dawnych województwach lwowskim i stanisławowskim jest wciąż żywą raną. Mamy obowiązek pamiętać, wyciągać lekcje z historii. Ale chrześcijanin też wybacza, też bije się we własne piersi, wiedząc, że często i my postępowaliśmy niewłaściwie. Trzeba zrobić wszystko, żeby to, co nas dzieliło, nigdy nie wróciło. Ale oczywiście musimy zacząć ze sobą rozmawiać, a nie udawać, że nic się nie stało i zamiatać pod dywan trudne tematy. Bądźmy tam, gdzie jest ta bolesna pamięć. Oddajmy cześć tym, którzy zginęli, i obiecajmy sobie wzajemnie, że to nigdy się nie powtórzy.

– Czy to już się dzieje? Czy powinniśmy poczekać na koniec wojny?

– Myślę, że ten proces się zaczął, ale nie jest tak szybki, jakby wiele osób sobie życzyło. Naprawdę jestem przekonana, że przed nami dobry czas. Bądźmy cierpliwi. Tyle lat tej wzajemnej nieufności sprawia, że z dnia na dzień to się nie zmieni.

Od lutego 2022 roku widzimy ogromną współpracę świata świeckiego i Kościoła w zakresie pomocy humanitarnej dla mieszkańców Ukrainy oraz ukraińskich uchodźców.

– Dla mnie naturalnym i głównym partnerem we współpracy charytatywnej były Caritas Spes czy archidiecezja lwowska. Biskupi angażowali się nie tylko od strony modlitewnej, wszyscy pracowali fizycznie, nie spali, nie jedli, przerzucali tony pomocy. Stworzyła się symbioza, w której każdy miał swój odcinek do działania. Tylko razem, we współpracy udawało nam się wiele rzeczy skutecznie zorganizować. Kościół katolicki jest w Ukrainie Kościołem mniejszościowym, ale parafie rozsiane są w całym kraju. A w nich są ludzie, którzy nie czekają na zapłatę, tylko wiedzą, co to jest służba drugiemu człowiekowi. Myślę, że odnawia się w Ukrainie pozytywny obraz Kościoła – pomocnego, obecnego, towarzyszącego w niedoli.

– Czy Ukraińcy zauważają tę pomoc płynącą z Polski?

– Tak, oczywiście. Ona jest zaskakująca dla samych Ukraińców, którzy są bardzo za nią wdzięczni. I choć tego nie mówią – czuję, że pojawia się taka myśl: nie spodziewaliśmy się, że aż tak nam pomożecie. Uczestniczę w wielu spotkaniach i zawsze bardzo dużo jest słów podzięki oraz autentycznej życzliwości i sympatii. Ten wyjątkowy czas, wywołany trudnymi wydarzeniami, rodzi dobro.

– Jak pani patrzy na naszą przyszłość?

– Ukraina ma ogromny potencjał i chciałabym, żeby moja ojczyzna, Polska, mogła wejść z nią w partnerską współpracę, z której będziemy mogli czerpać wzajemne korzyści, nie konkurując ze sobą. Chciałabym, żebyśmy potrafili podjąć współpracę, która pozwoli stworzyć coś ważnego, dużego i pięknego. Jest na to miejsce i jest na to czas, bylebyśmy tego nie przegapili. Absolutnie wierzę w zwycięstwo Ukrainy. Bardzo mi zależy na moim udziale w tym, żeby polsko-ukraińskie relacje były jak najlepsze, szczere i konstruktywne. Chciałabym zrobić w tym kierunku coś dobrego.

„Pielgrzym” [2 i 9 kwietnia 2023 R. XXXIV Nr 7 (870)], str. 17-19

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *