Między ziemią a niebem

„Góry od zawsze fascynują ludzkiego ducha, tak dalece, że Biblia uważa je za uprzywilejowane miejsce spotkania z Bogiem”. Ta myśl Jana Pawła II przybiera niemal materialny kształt we włoskich Alpach, gdzie króluje Madonna della Corona w sanktuarium przytulonym do stromej skały.

REKLAMA


Dobiegają końca włoskie wakacje. Czas udać się na ostatni nocleg przed powrotem do kraju. Spiazzi – urocza wioska w pobliżu jeziora Garda, położona wysoko w górach Baldo, wita nas czystym alpejskim powietrzem. By napełnić nim płuca, zamiast odpoczynku, wybieramy spacer.

Grupka turystów mijana nieopodal hotelu radzi odwiedzić miejscową drogę krzyżową. Idziemy. Leśna ścieżka prowadzi wzdłuż zbocza, raz po raz odkrywając niesamowite widoki. Majestatyczne góry można stąd podziwiać w całej okazałości. Schodzimy w dół, pokonując 234 kamienne stopnie wykute w skale przed wiekami. Niepostrzeżenie wyrastają przed nami naturalnych rozmiarów figury z brązu. Niezwykle realistycznie oddane postacie z poszczególnych scen Męki Pańskiej wyglądają, jakby dopiero co zastygły w bezruchu na oczach przechodnia. Prowadzeni przez kolejne stacje drogi krzyżowej docieramy na niewielki taras widokowy. Spodziewamy się ujrzeć z niego malowniczą dolinę Adygi i bujną roślinność. To, co widzimy, na chwilę odbiera mowę.

Na sąsiednim wzgórzu, przytulony do skały, wznosi się kościół. Sprawia wrażenie zawieszonego w powietrzu między ziemią a niebem. Jego białe ściany, różowa fasada i strzelista wieża pięknie odbijają się od szarości górskiego urwiska. Bardzo chcemy tam dotrzeć, aby zobaczyć to cudo z bliska.

Sanktuarium Madonna della Corona bierze swoją nazwę z korony gór, które je otaczają. Świątynia wznosi się na wysokości 774 m. Dwie z jej ścian tworzy skała, kolejne dwie dobudowano. Wnętrze zadziwia prostotą i surowością. Jakże różni się ta świątynia od włoskich obiektów sakralnych, które odwiedziliśmy w ostatnich dniach. Żadnego przepychu – tylko kamień i metal. Nic tu niepotrzebnie nie rozprasza, bo to miejsce ciszy i medytacji, a przede wszystkim modlitwy.

Z ulotki dowiadujemy się o historii tego miejsca. Pierwsze wzmianki o zamieszkujących te okolice pustelnikach pochodzą z około tysięcznego roku. W połowie XIII wieku pojawiły się informacje o istnieniu sanktuarium z kaplicą Matki Boskiej z Góry Baldo. Miejsce to zyskało na popularności od czasu wybudowania drewnianego mostu w 1458 roku, który ułatwił dostęp pielgrzymom, a następnie wzniesieniu niewielkiego kościoła. Później wykuto schody. W XVII wieku wybudowano nową świątynię nad poprzednią. Z czasem ją rozbudowano i dobudowano wieżę. W 1974 roku zburzono górny kościół i na jego miejscu wzniesiono większy. W roku 1982 sanktuarium otrzymało tytuł bazyliki mniejszej. 17 kwietnia 1988 odwiedził to miejsce papież Jan Paweł II.

W sanktuarium szczególnym kultem otaczana jest niewielka Pieta – rzeźba przedstawiająca Madonnę z martwym Jezusem na kolanach. Ma zaledwie 70 cm wysokości, a wykonana została z miejscowego kamienia. Inskrypcja umieszczona na cokole wskazuje, że dzieło dłuta Lodovica Castelbarca – przedstawiciela szlacheckiego rodu z Rovereto – powstało w 1432 roku. Madonnę przedstawiono tu nie jako ideał piękna, lecz jako kobietę-matkę z obliczem zatroskanym i pełnym boleści. Figura Matki Boskiej zostaje koronowana 17 października 1899 roku. O szczególnym zawierzeniu Pani Gór świadczą liczne wota, zdjęcia i prośby składane na maleńkich kartkach przed obliczem Madonny nie tylko przez okolicznych mieszkańców, ale i pielgrzymów przybywających tu z całej Italii.

Podziwiając sanktuarium z zewnątrz i w środku, odwiedzając pomieszczenia jedno po drugim, odkrywamy, że jesteśmy tu całkiem sami. Przez kilka chwil mamy to miejsce jakby na własność. Niesamowite uczucie – radość połączona ze zdziwieniem. Przez boczne drzwi wychodzimy na taras i znów otwiera się przed oczami panorama na zielone wzgórza. Teraz, w promieniach zachodzącego słońca, wyglądają inaczej, niemal płoną. Czas wracać. Zbliża się pora zamknięcia sanktuarium, a przed nami droga powrotna, o wiele trudniejsza, bo trzeba będzie schodami wspinać się pod górę. Jeśli wierzyć informacji z folderu, mamy do pokonania 556 stopni.

Anna Gniewkowska-Gracz


„Pielgrzym” 2016, nr 21 (701), s. 20-21

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *