Ociera ludzkie łzy

Santa Maria Maggiore, czyli „Matka Boża Większa” – najstarsza i do dziś największa na świecie  (stąd owo Maggiore w jej tytule) świątynia poświęcona Bożej Rodzicielce.

REKLAMA


Każdy, kto przekracza próg tego kościoła, staje zafascynowany jego pięknem, o którym można by opowiadać godzinami. Ale nasze stopy nie zatrzymują się nigdzie: wędrują po porfirowo-marmurowej posadzce, pod sklepieniem wyłożonym złotem, które z Nowego Świata przywiózł Kolumb – kierując się  wprost do kaplicy paulińskiej, która znajduje się w lewym transepcie. Tam klękamy chyba przed najważniejszym, a z pewnością najbardziej znanym wizerunkiem Matki naszego Zbawiciela – Sprawczynią niezliczonych i niepojętych cudów. Dla nas nawet nie cuda dokonane za pośrednictwem tej ikony są tu najważniejsze… Najpiękniejszy jest pewien drobny detal wizerunku: Matka Najświętsza trzyma w ręku chustę, a Rzymianie tłumaczą, że Madonna ociera nią ludzkie łzy. Tak jest właśnie w staroruskiej legendzie opowiadającej o tym, że święci przekraczający bramę królestwa, na próżno szukają w niebie Maryi. „Nie ma Jej tu – tłumaczą im aniołowie. – Ona wciąż pozostaje na ziemi, by ocierać łzy Jej płaczących dzieci”.

Kościół tonie w herezji
Wizerunek „nieobecnej w niebie Maryi” jest najważniejszym skarbem tej świątyni, która swe początki ma właśnie w wizji niebieskiej.  Zawdzięcza ona swe istnienie niezwykłemu objawieniu, które  dokonało się letniej nocy 352 roku w Rzymie i nie tylko zaowocowało powstaniem najstarszej i najważniejszej maryjnej świątyni w świecie chrześcijańskim, ale też zaowocowało ocaleniem Kościoła przed zatonięciem w morzu herezji. Cóż z tego, że potępionej na soborze w Nicei w 325 r., skoro spór trwał…
Jak głosi tradycja, w nocy z 4 na 5 sierpnia 352 r. Matka Najświętsza ukazała się we śnie trzem osobom jednocześnie. Pierwszym był papież Liberiusz, sprawujący władzę Piotrową, w epoce, kiedy – jak wołał św. Hieronin –  „świat cały jęknął ujrzawszy się ariańskim”. W tamtym okresie 80 proc. biskupów, większość kapłanów i  mnichów, a za nimi rzesze wiernych wyznawali fałszywą wiarę. Sam cesarz był jej wielkim zwolennikiem i na wszelki sposób zabiegał o to, by herezja stała się oficjalną wykładnią chrześcijańskiej wiary.
W IV wieku – patrząc po ludzku – istniała realna groźba śmierci Kościoła. Herezja, którą zrodziła gorliwość ascetycznego kapłana o imieniu Ariusz, głosiła, że Chrystus nie jest „współistotny Ojcu”. Ariusz głosił, że Chrystus został stworzony przez Boga Ojca, a nie zrodzony – czyli nie jest Bogiem, a tym samym Matka Najświętsza nie jest Bożą Rodzicielką.
Kiedy Liberiusz dostrzegł, że potępiona przez Kościół herezja staje się jedyną „prawowierną” nauką, zwołał na rok 353 Sobór Arelateński, który miał zaradzić szerzącym się błędom. Zwróćmy uwagę na datę: sobór odbył się rok po Maryjnym objawieniu w Rzymie! Dwa lata później zwołał kolejny do Mediolanu. Niestety, cesarz miał wpływy nawet na soborach i synodach. Lawina arianizmu zalała cały Kościół. Fałszywa nauka musiała zostać jeszcze zatwierdzonia przez papieża. Na próżno zabiegał o to cesarz – spotkał się z nieprzełamanym oporem Liberiusza. Nieustępliwy papież został wtrącony do więzienia i wygnany do Tracji.
Rodzi się pytanie o związek świętego jego uporu z objawieniem, które stało się jego udziałem rok przed zalaniem Kościoła przez heretycką falę.

Trzy sny i śnieg na wzgórzu
Objawienie z 353 roku miało troje wizjonerów. To wspomniany Liberiusz, i jeszcze pewne rzymskie małżeństwo – patrycjusz Jan i jego żona. O tych ostatnich nie  wiemy zbyt wiele poza tym, że ich małżeństwo było bezdzietne. Jan zamartwiał się tym, że nie posiadała potomka. Wiemy też, że wraz z żoną prosił gorąco Boga i Jego Matkę, by wskazali im kogoś, kto odziedziczy ich wielki majątek i dobrze zużytkuje posiadane przez nich bogactwo.

Matka Boża wysłuchała ich prośby. W nocy z 4 na 5 sierpnia objawiła się we śnie obojgu małżonkom i każdemu z nich przedłożyła swoje życzenie. Chciała, aby tam, gdzie rankiem znajdą na wzgórzu śnieg, zbudowali ku Jej czci kościół. W taki właśnie sposób miała zostać ich spadkobierczynią.
Rankiem Jan i jego żona opowiedzieli sobie swe nocne widzenia. Kiedy patrycjusz ruszył opowiedzieć o tym zdarzeniu papieżowi Liberiuszowi, usłyszał, że Ojciec Święty miał identyczny sen. Udał się więc papież z przyjacielem na poszukiwanie znaku. Szedł otoczony klerem i ludem w uroczystej procesji, bowiem wieść rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Dotarł na pokryte śniegiem wzgórze eskwilińskie i tam ujrzał, że leżący na ziemi śnieg wyznaczył nie tylko miejsce, ale nawet obrys fundamentów świątyni. Mający tam powstać kościół, miał być „posagiem” dla patrycjuszowej dziedziczki, Najświętszej Maryi Panny.
Bogaty patrycjusz uczynił Matkę Najświętszą dziedziczką swego majątku i we wskazanym przez Nią miejscu ufundował okazały kościół. Jeszcze za rządów Liberiusza świątynia została poświęcona i oddana czci Matki Bożej. Po soborze efeskim (431) kościół rozbudowano, a kolejni papieże przebudowywali świątynię i ją upiększali. W tej bazylice złożono np. bezcenne relikwie żłóbka Pana Jezusa, znajdują się tam groby siedmiu papieży, wśród nich św. Piusa V. Jednak najważniejszym jej miejscem pozostaje kaplica z cudownym obrazem Matki Bożej Śnieżnej.

Madonna Śnieżna i Zwycięska
Umiłowany przez lud rzymski obraz ma jeszcze co najmniej dwie inne nazwy. Pierwsza to łacińskie Salus Populi Romani (Ocalenie Ludu Rzymskiego), druga to „Matka Boża Zwycięska”. Podczas gdy „Matka Boża Śnieżna” odwołuje się do wizji papieża i patrycjusza Jana, dwie pozostałe nazwy zostały nadane ikonie ze względu na jej cudowną moc. Rychło okazało się, że Śnieżna Madonna została wybrana przez Boga jako narzędzie ratowania Rzymu (i nie tylko Rzymu!) w chwilach wielkich zagrożeń. To ona, obnoszona w procesji po murach oblężonego Wiecznego Miasta, ratowała go przed barbarzyńskimi najeźdźcami i zarazami.
Objawienie udzielone patrycjuszowskiemu małżeństwo zaoowocowało wybudowaniem świątyni Santa Maria Maggiore. To samo udzielone papieżowi Liberiuszowi dało mu moc i pewność wiary, że Maryja nie jest Matką człowieka, lecz Bożego Syna. Jest Matką Bożą, bowiem Jej Syn jest Bogiem: zrodzonym, a nie stworzonym, współistotnym Ojcu. Tak oto Matka Najświętsza broniła w pierwszych wiekach fundamentalnych prawd chrześcijańskiej wiary i zabiegała o swoją cześć, która miała owocować „ocieraniem łez płaczących dzieci”. Jeśli będziecie mieli szczęście być kiedyś w Rzymie, wyruszcie do Śnieżnej Pani z pielgrzymką i poproście Ją, by otarła wam wasze łzy…

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” 2017, nr 16 (722), s. 24-25

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *