Przy tej grocie dotykam najtrudniejszego dla mnie aktu wiary chrześcijańskiej. Bo wszystkie inne, łącznie ze Zmartwychwstaniem, są już tylko konsekwencją tego, co się tu wydarzyło. A co się tu wydarzyło? No właśnie. Tu się wydarzyło coś niepojętego. Bóg zechciał zejść na świat, zechciał przyjść na ziemię w sposób tak zwyczajny, że prawie niezauważalny.
Figurka Matki Bożej Aparecida ma zaledwie 40 centymetrów wysokości, a zbudowano dla niej największą świątynię tuż po bazylice watykańskiej. Znajduje się ona w odległości 4 godzin jazdy samochodem od Rio de Janeiro – niewiele to jak na odległości w tym kraju. Ale do Pani Brazylii przybywają pielgrzymi nie tylko drogą z Rio – ciągną ze wszystkich stron.
Tymi słowami można by określić pielgrzymkę. Dla laików bowiem pielgrzymowanie jest formą wędrownego obozu. Nie wchodzą w głębię tego niezwykłego religijnego doświadczenia, jakim są pielgrzymkowe rekolekcje w drodze. Pielgrzymów łączy droga, wysiłek, niekiedy pęcherze i bóle mięśni, ale nade wszystko cel – Jasna Góra, a na niej Matka.
Położone na wzgórzu miasteczko Loreto spogląda z zadumą w Morze Adriatyckie. To stamtąd przyszła jego sława i niezwykła godność.