Hej ho, wakacje! Moment, gdy mijam Władysławowo i wjeżdżam na wąski pas Półwyspu Helskiego, niezmiennie napawa mnie błogim nastrojem. Wzdłuż drogi migocą kwiaty dzikiej róży, woda błyszczy w słońcu, a po niej suną z wiatrem windsurferzy. I pomyśleć, że jeszcze sto lat temu nadmorskie kurorty, takie jak Kuźnica i Jastarnia, były spokojnymi osadami rybackimi. Czas bardzo je zmienił.
Półwysep Helski jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc nad Bałtykiem. I mimo że niemal co drugi dom oferuje nocleg, w sezonie letnim ciężko tu o wolny pokój. Na helskich drogach (choć nie ma ich zbyt wiele) spotykany jest praktycznie każdy typ turysty – rodzice z dziećmi, rowerzyści, miłośnicy nordic walkingu, amatorzy sportów wodnych. Ciężko dziś odszukać wśród nich rdzennych mieszkańców Półwyspu. A przecież wszystko zaczęło się właśnie od Kaszubów, którzy ciężko pracując na morzu, każdego dnia stopniowo budowali swoją tożsamość.
Rybackie korzenie Półwyspu Helskiego najlepiej widać w Kuźnicy. Ta mała wieś, położona pomiędzy Chałupami a Jastarnią, nie pozbyła się swojego pierwotnego charakteru w takim stopniu, jak pozostałe (nie licząc Juraty, która wioską rybacką nigdy nie była). Może dlatego, że nie ma tu za bardzo „pola do popisu” – pas lądu jest w tym miejscu bardzo wąski (jego szerokość wynosi niespełna 200 m), więc i przeróbki pod turystę są, siłą rzeczy, ograniczone. Dziś na stałe mieszka tu tylko 650 osób – i pomyśleć, że ponad sto lat temu była to największa osada rybacka na Półwyspie! Wszystko zaczęło się w XVII wieku. Wtedy Kuźnica była jeszcze wysepką. I to prawie bezludną, bo stała tu zaledwie jedna chata. Wieki później, gdy porozrzucane po morzu piaszczyste punkty zwarły się w jeden ląd, rozwinęła się z niej wioska rybacka z prawdziwego zdarzenia. Praktycznie wszyscy miejscowi trudnili się rybołówstwem. Wiele zmieniło się, gdy Półwysep Helski został połączony z „resztą świata” linią kolejową. To właśnie wtedy zaczęli się tu zjeżdżać letnicy z całej Polski.
W Kuźnicy nieśmiało zaczęła rozwijać się turystyczna infrastruktura. W 1921 roku powstał tu pensjonat „Morskie Oko” i trzy gospody. Największe tłumy bawiły się w „Domu Kaszubskim”, a miejscowi rybacy zadbali, by gościom na wakacjach się nie nudziło. Wieczorami wypływali z letnikami na tzw. Suchą Rewę, czyli piaszczysty wał na zatoce, gdzie odbywały się potańcówki. A czasem i randki! Pomimo napływu urlopowiczów Kuźnica wciąż była jednak kojarzona z rybołówstwem. Letnicy mieli w końcu wiele opcji do wyboru, zwłaszcza że w latach trzydziestych na Półwyspie Helskim powstała Jurata – kurort nadmorski szyty na europejską miarę. Rybackie tradycje Kuźnicy są pielęgnowane po dziś dzień, co widać chociażby w dzień Świętych Piotra i Pawła. Wybrzeże zapełnia się wtedy kolorowymi łodziami, a rybacy wyruszają nimi w pielgrzymkę do Pucka.
Podobne losy spotkały Jastarnię. XX wiek przyniósł rozwój nadmorskiej turystyki, a miejsce tradycyjnych gospodarstw pozajmowały pensjonaty i kwatery. O rybackim rodowodzie pamiętać jednak każą miejscowe muzea, chociażby zabytkowa Chata Rybacka, prowadzona przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Nieduży szachulcowy budynek powstał w 1881 roku. Miejscowi zbudowali go z drewna pochodzącego z rozbitych statków, które morze wyrzuciło na brzeg. We wnętrzu chaty znajduje się ekspozycja przedstawiająca dzieje rybołówstwa na przestrzeni kilku wieków. Warto tu zajrzeć – w końcu niewiele się ostało takich miejsc.
Przechadzając się po Jastarni, warto również zwrócić uwagę na tablice informacyjne. Nazwy ulic oznaczone są w dwóch językach – polskim i kaszubskim. Ponadto miasteczko zachowało gdzieniegdzie swój pierwotny układ urbanistyczny. Ślady kaszubskiego osadnictwa są więc zarówno w Jastarni, jak i w Kuźnicy nadal żywe, mimo że pod płaszczem plażowego szaleństwa nie rzucają się już tak bardzo w oczy.
Małgorzata Motyka / blog www.pokraju.com.pl
„Pielgrzym” 2016, nr 18 (698), s. 28-29