Zrobili to dobrzy i utalentowani ludzie – Sławek Walkowski

Po wielkim boomie food trucków sprzed kilku lat pozostało jedynie wspomnienie. Czy to oznacza, że dobre uliczne jedzenie zniknęło na dobre? Wcale nie.

REKLAMA

Trzeba się uważnie rozglądać. Albo mieć po prostu szczęście – jakkolwiek je zdefiniujemy. Do mnie zadzwoniła moja przyjaciółka i powiedziała, że zjadła przepyszne fish & chips. Zapytałem, gdzie. W Sopocie. Kilka dni później byłem w tym miejscu. I zjadłem.

Fish & chips. – „Może tu…” to miejsce, które przeczy jednej z głównych zasad biznesu – że najważniejsza jest lokalizacja. Lokal, a właściwie buda, została wciśnięta pod trybuny sopockich kortów tenisowych. Jest tam kilka barowych stołków, kilka europalet do siedzenia i niesamowici dwaj panowie, którzy znają się na rzeczy. Najmniejsza porcja ryby z frytkami, kolejno 120 i 145 gramów, kosztuje 25 złotych. Tak, dla mnie wystarczyła. Bardziej głodni mogą sobie zamówić karton dla dwóch za 48 złotych. Są i większe. I teraz najważniejsze. Ryba to łupacz, zwany również plamiakiem, z rodziny dorszowatych. Bardzo popularny w krajach anglosaskich właśnie w kultowym fish & chips. Jest zdrowy i smaczny. Tutaj dostaniecie go smażonego w głębokim tłuszczu, w pysznej panierce, oczywiście z frytkami. Mięso jest jędrne i soczyste, panierka od niego nie odchodzi, co dowodzi dwóch istotnych rzeczy. Po pierwsze, ryba nie została zamrożona, po drugie – była panierowana zaraz przed smażeniem. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to do sosów z torebki, ale… przecież nie muszę ich używać. Frytki, zupełnie jak na Wyspach, można sobie skropić octem. Pewnie znalazłaby się i cytryna. Oczekując na swoją porcję, a trwa to dosłownie kilka minut, można porozmawiać z panami, którzy zajmująco opowiadają o potrawie. A najlepsze rekomendacje znajdziecie między innymi na mapach google. Mało który lokal ma tam ocenę 5.0. Ten ma. Poczytajcie opinie. A potem, będąc w kurorcie, zapomnijcie o popularnych barach nad morzem. Idźcie pod korty.

No dobrze, czy jeszcze jakieś jedzenie pod chmurką zachwyciło mnie w te wakacje? Jak najbardziej. I znowu jesteśmy w Sopocie. Albowiem tutaj mają swoją kwaterę główną Wędzeni. Mam nadzieję, że dobrze napisałem, no bo lokal to U wędzonych. Równie zacni i utalentowani ludzie jak z Fish & chips. – „Może tu…” postawili jednak na potrawy BBQ. I jak dobra amerykańska tradycja każe, ich specjały są grillowane i wędzone. W stałej ofercie znajdziecie na przykład pastrami, wołowinę, którą się pekluje, wędzi i piecze. Tradycjonaliści mogą się uraczyć pierogami z mięsem. Są burgery, skrzydełka i żebra, są i dodatki, jak kukurydza, coleslaw czy krążki cebulowe. Raj dla mięsożerców kochających dym i grill. Przyznaję, jeszcze tam nie byłem. Ale „wędzonego” food trucka spotkałem na gdańskim Przymorzu przy okazji Runmaggedonu. Jeśli myślicie, że biegałem w błocie i pokonywałem przeszkody z drutu kolczastego, to się mylicie. Przyjechałem na metę biegu rowerem, uśmiechnięty i opalony, a interesowały mnie wyłącznie samochody z jedzeniem. Były różne burgery, pity, lody, słodycze, lemoniady, frytki i tajski pad thai. Oraz auto fanatyków wędzenia. Wybrałem burgera z mostkiem wołowym, piklami, chilli i sosem bbq (35 złotych). Szukałem zimnego, chmielowego napoju, ale auto z takowymi nie dostało pozwolenia od miasta nawet na 0%. Westchnąłem na myśl o pracownikach urzędu miejskiego, usiadłem i zatopiłem się w burgera. Mostek był aromatyczny, soczysty, prawie maślany i rozpływał się w ustach. Dodatki wspaniale podbijały smak mięsa. Następnego dnia zaprowadziłem tam Leosia i Jasia, razem raczyliśmy się burgerami z mostkiem i ciepło myśleliśmy o dobrych, utalentowanych ludziach.  

Sławek Walkowski

„Pielgrzym” [1 i 8 października 2023 R. XXXIV Nr 20 (883)], str. 37.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *