Od dziecięcych lat wciąż na coś lub kogoś czekamy. Nie zmienia się to przez kolejne etapy naszego życia. Tak jest do samego końca naszego ziemskiego bycia.
Pojawia się zatem pytanie: skoro jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, czy w naszym ciągłym czekaniu w czymś Go przypominamy? Czy Bóg też na coś, na kogoś czeka?
Odnaleźć zagubiony skarb
Umiejętność czekania określamy jako cierpliwość. Ta ma związek z cierpieniem. Kto czeka, w jakiejś mierze przyjmuje i przeżywa jakąś formę cierpienia. Mistrzynią w sztuce czekania, zgodnie ze słowami św. Pawła, jest miłość. Ona bowiem „cierpliwa jest” (1 Kor 13,4). Skoro „Bóg jest miłością” (1 J 4,8), jej pełnią i jej źródłem dla całego stworzenia, a miłość jest cierpliwa, zgodzić się trzeba, że również z ziemskiej perspektywy w „codzienność” Stwórcy wpisuje się oczekiwanie. Bóg na nas czeka, na nasz powrót do tego „początku”, którym jest dla nas Jego Ojcowskie łono. Czeka, aż będzie mógł być pośród nowego stworzenia „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28). O tej czekającej miłości Ojca przypominają słowa piosenki o synu marnotrawnym: „Wróć synu, wróć z daleka. Wróć, synu, wróć, Ojciec czeka”.
Cierpliwość jest cnotą określającą dzieci Miłosiernego Ojca. Nieporozumieniem jest uznawanie jej za relikt minionej epoki, obecny już tylko w zakurzonych albumach rodzinnych: czekanie na męża czy żonę, czekanie na dziecko, czekanie na efekty pracy. Wyrzekając się umiejętności czekania, gubimy białe welony, poczucie własnej wartości, czystość i spokój sumienia, radość z wykonywanej uczciwie pracy, a także poczucie dumy z niezłomnej wiary naszych przodków.
Spełnienie przedwiecznych pragnień Stwórcy
Jeśli ktoś potrafi czekać, to z pewnością najpierw jest to sam Bóg. On „wybrał nas przez założeniem świata” (Ef 1,4). Mijają kolejne wieki, tysiąclecia, a człowiek wciąż odrzuca Jego Ojcowską miłość. Iluż ludzi jeszcze Go nie poznało, a iluż odrzuciło? Bóg mimo to pozostaje Miłością, i to nad ludzki wyraz cierpliwą. Kolejne etapy historii zbawienia dokonują się i następują po sobie w świetle niezmiennej i „oceanicznie” bezkresnej cierpliwości Miłosiernego Boga.
Ważnym etapem w „odwiecznym adwencie” Stwórcy była pełnia czasów. Gdy ona nadeszła, „zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem” (Ga 4, 4). Aby mogło się to dokonać, posłał najpierw swego anioła do Maryi, „Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef” (Łk 1,27). Wybrana od wieków na dziewiczą Matkę Syna Bożego zgodziła się, aby w Niej spełniły się odwieczne plany Ojca, zapowiadane przez proroków (zob. Iz 7,14; Jer 31,22).
Odwieczne plany Boga Ojca okazały się zbieżne z dziewczęcymi pragnieniami Serca Maryi. Świadczy o tym pytanie, skierowane przez Nią do Bożego posłańca, zwiastującego radosną wieść: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk 1,34). Cały kontekst sytuacji świadczy, że samym tym pytaniem Dziewica z Nazaretu ujawnia swoje najżywsze pragnienie całkowitego oddania Bogu. Maryja „na mocy dobrowolnego wyboru pragnie pozostać dziewicą” (Jan Paweł II). Cała święta, „pełna łaski” (Łk 1,28), okazała się posłuszną Bożym planom i gotową spełnić odwieczne pragnienie Trójjedynego. „Postanowienie zachowania dziewictwa pomogło Jej przygotować się na przyjęcie Bożej woli” (Jan Paweł II). Bóg obdarzył Maryję szczególną łaską od początku Jej istnienia. Niepokalanie Poczęta swoim „fiat” wyznaczyła nowy etap „adwentu” swego Stwórcy.
Dziewicza Matka swego Stwórcy
Niepokalana zapragnęła dziewiczego oddania Bogu i życia tylko Jego miłością. Pragnienie należenia jedynie do Tego, który nas stworzył i miłością ożywia, ma swoje korzenie w postawie Panny wybranej odwieczną miłością Boga. Stąd „fiat” Dziewicy jest odpowiedzią całego stworzenia na miłość Stwórcy. Czy w dniu Zwiastowania wypełnił się już odwieczny plan Boga?
Dziewica „porodziła swego pierworodnego Syna” (Łk 2,7). Świat oczekiwał wyzwolenia, ale nie wszyscy potrafili w Synu młodej, ubogiej Matki rozpoznać Odkupiciela ludzkości. „Bóg w swoim zamyśle zbawczym chciał, by Jego Syn narodził się z Dziewicy” (KKK 502). Maryja zrodziła bowiem „Syna, którego Bóg ustanowił «pierworodnym między wielu braćmi» (Rz 8, 29), to znaczy między wiernymi, w których zrodzeniu i wychowywaniu współdziała swą miłością macierzyńską” (KK 63). Syn Dziewicy jest „Pierworodnym wobec każdego stworzenia” (Kol 1,15), a Jego dzieło zaowocuje wypełnieniem odwiecznych planów Ojca, który pragnie być „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28). Jego pragnieniem jest, abyśmy „byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4). Dlatego „przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (w. 5), którego Krew uzdalnia nas do nowego życia. Ta, która stała się dziewiczą Matką swego Stwórcy, jest również naszą „Matką z niezgłębionego Miłosierdzia Boga” (św. Faustyna, Dzienniczek, 449). Jej nieme „fiat” wypowiedziane pod Krzyżem Syna, potwierdziło tę prawdę, a jednocześnie rozpoczęło kolejny etap „adwentu” Miłosiernego Ojca.
Oczekiwanie Odkupienia
Od dnia, gdy Adam i Ewa zwiedzeni diabelskim podstępem, zagubili postawę dziecięcego zaufania swemu Ojcu, kolejne pokolenia czekały na Odkupienie. Ostatecznie wiąże się ono z wypełnieniem słów tzw. Protoewangelii, gdy to głowa kłamstwa zostanie zmiażdżona mocą Niepokalanego Poczęcia (por. Rdz 3,15). Wówczas bowiem przyjdzie powtórnie Ten, który jest „Głową Ciała – Kościoła”, Ten, który jest „Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych” (Kol 1,18). Tak spełni się pragnienie Ojca, aby przez Chrystusa „znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach” (w. 20). Nastąpi czas „odnowienia wszystkich rzeczy, co od wieków przepowiedział Bóg przez usta swoich świętych proroków” (Dz 3,21). Całe stworzenie uczestniczy w oczekiwaniu na ten czas. Św. Paweł, świadom tego, zapisał, że „stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8,19) oraz że „całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia” (w. 22). Potem dodaje, że „my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów” (w. 23).
Czy Odkupiciel nie czeka bardziej niż stworzenie na dopełnienie się dzieła pojednania z Ojcem? Czy Jego tęsknota spotęgowana mijającymi wiekami nie jest większa niż nasza? Już za swego ziemskiego życia Jezus wyznał: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,49–50). W godzinę zaś „przyjmowania” owego chrztu, „świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę»” (J 19,28). Umierając zaś, wypowiedział słowa: „Wykonało się!” (w. 30). Pierwszą, którą objęło to „pragnienie” i „wykonanie” dzieła Syna Bożego, była Jego dziewicza Matka, Niepokalana. Ona bowiem „na mocy przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, (…) została zachowana nienaruszona od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” (Pius IX).
* * *
Nasze życie wpisuje się w kolejny, ostatni etap „adwentu” naszego Boga. Nasz ziemski Adwent to czas łaski, aby serce przygotować na spotkanie z odwieczną Miłością, która zanim łzy otrze, sama je najpierw wyleje; zanim naszą biedę pokona, sama ją będzie znosić. Dziewicze macierzyństwo Maryi uczy nas, że Bóg działa przed nami, że to Jego miłość do nas ożywia nasze życie, a nie odwrotnie. Czekamy na odrodzenie w naszym „początku”, bo tam jest Bóg ze swoją miłością do nas, z planami naszego szczęśliwego życia i z wiarą, że nam się uda. Skoro niebo nie jest miejscem, może więc bardziej jest „czasem”? Będzie ona dla nas otwarte wówczas, gdy Ojciec Miłosierny doczeka się nas w domu.
ks. Sławomir Kunka
„Pielgrzym” 2017, nr 25 (731), s. 20-21