W Juracie najbardziej lubię poranki, szczególnie te letnie. Ulice o tej porze są prawie puste, na molo kręci się raptem kilka osób. W oddali słychać delikatny szum morza, ptaki śpiewają w koronach drzew. Błogi spokój.
Królują tu strzeliste sosny, ma się wrażenie, że sięgają samych chmur. Okalają wąskie alejki, przy których wciąż stoją przedwojenne wille. Parterowe, z niedużymi werandami i ogrodami. To między innymi dla nich przed prawie dziewięćdziesięciu laty zaczęto karczować ogromne połacie lasu, znajdujące się między Jastarnią i Helem. Wcześniej nie było tu nic oprócz piasku, wody i drzew.
Jurata to jedyny taki kurort. Kurort, który powstał od zera, z marzeń o ekskluzywnej nadmorskiej przystani, do której miały przyjeżdżać elity z całej Polski. W 1928 roku ruszyły pierwsze prace. To właśnie wtedy zaczęły powstawać wytworne wille, pensjonaty i hotele, czynne po dziś dzień. Najsłynniejszy z nich, zbudowany na początku lat trzydziestych hotel Lido, przyciągał wielu polityków i artystów. (…)