Radość o poranku – ks. Sławomir Kunka

Owego pamiętnego dnia Piłat zapytał: „Cóż więc złego uczynił?” (Mk 15, 14). Nie padła żadna odpowiedź. Podburzony przez arcykapłanów tłum krzyczał jednak jeszcze głośniej: „Ukrzyżuj Go!” (Mk 15, 14).

REKLAMA


Piłat zrozumiał swoją rolę w całej „sprawie Jezusa”. Ma publicznie skazać na śmierć Tego, który w sercach swoich przeciwników już dawno został osądzony i „zabity” (zob. J 19,7). Początkowo więc starał się bronić Jezusa, albo raczej uchronić siebie od wydania niesprawiedliwego wyroku. Jednak „widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce na oczach tłumu, mówiąc: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz”. A cały lud zawołał: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27, 24–25). Ostatecznie Piłat uwolnił Barabasza, który „za rozruch i zabójstwo był wtrącony do więzienia; Jezusa zaś zdał na ich wolę” (Łk 23,25). Wyrok został wydany. Jednak „sprawa Jezusa” wciąż trwa. Czynności procesowe nie zostały jeszcze definitywnie zakończone. Piłat nie jest bowiem ostatecznym sędzią w tej wielkiej „sprawie”. Ostatnie słowo wypowie inny Sędzia.

Proces Nazarejczyka wciąż trwa
Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko w kazaniu z dnia 26 września 1982 r. stwierdził, że „nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach”. Dalej zauważa, że „aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa”. Proces ten trwa, bo wciąż żyje też „Barabasz” – człowiek winny, który jednak dzięki Jezusowi ma ocaleć od śmierci, lecz tym razem od śmierci wiecznej.
W procesie Jezusa bierze udział każdy z nas. Już samo poczęcie, samo bycie człowiekiem jest biletem wstępu na wielką salę rozpraw. Tu nikt nie może pozostać neutralny. Jeśli nawet ktoś przyjmuje pozycję obojętnego obserwatora, szybko staje się częścią tłumu krzyczącego „Ukrzyżuj!” (J 19,6). Jeśli zaś wstrzymuje się od głosu, w szybkim tempie staje się jak Piłat i „umytymi rękoma” wydaje wyrok. Są też tacy, którzy tak jak Jezus, tylko usłyszą wyrok i zostaną skazani na śmierć – to nienarodzone dzieci. W procesie tym albo jesteśmy z Jezusem, albo zdecydowanie przeciw Niemu (zob. Mt 12, 30; Łk 11, 23). Jesteśmy zatem albo Jego oskarżycielami, albo skazanymi razem z Nim. W każdym razie ostatecznie to my ocalejemy, i to Jego kosztem. Ostatecznie my wyjdziemy z tej „sprawy” usprawiedliwieni.

Świadkowie procesu „bez prawa głosu”
W procesie Jezusa, a dokładniej w jego pierwszym etapie, nie wzięli czynnego udziału uczniowie i Jego przyjaciele. Odebrano im prawo głosu, albo sami – pod wpływem lęku – z niego nie skorzystali. W dużej mierze było to podyktowane niezrozumieniem „sprawy” ich Mistrza. Jeszcze na długo przed procesem, gdy Jezus zapowiadał im, że będzie musiał cierpieć i że zostanie zabity (zob. Łk 9,22), Apostołowie nie pojęli tego. „Piotr, który właśnie wyznał swoją wiarę w Jego godność mesjańską”, „pozwala sobie nawet na próbę rozpędzenia tego, co uważa najwyraźniej za jakieś «czarne myśli» Nauczyciela. Zganiony zaś przez Niego bardzo ostro i tak nic dalej nie pojmował (Mt 16,15–23)” (A. Świderkówna). W tym niezrozumieniu „sprawy Jezusa” można widzieć powód załamania się Piotra po pojmaniu Mistrza. „Nie kłamał, gdy Go niewiele wcześniej zapewniał, że prędzej umrze, niż Go się zaprze (Mt 26, 35). Był na pewno gotów na śmierć, ale z mieczem w ręku. Tymczasem Jezus kazał mu ten miecz schować do pochwy [zob. Mt 26,52] i Sam nie próbował się nawet bronić” (A. Świderkówna). Nadeszła bowiem Jego „godzina” (por. J 7, 30; 31,1).

Ze zbolałym sercem idzie Piotr za pojmanym Jezusem „aż do pałacu najwyższego kapłana” (Mt 26,58). Jego serce było coraz bardziej rozdarte, sam Piotr zaś był zagubiony, jak małe dziecko w wielkim mieście, które oddzielono od matki. „Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: „On powiedział: Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować»” (Mt 26,59–61). Po dalszym przesłuchiwaniu Jezusa, który wyznał, że jest Mesjaszem, Synem Bożym, sformułowano treść wyroku. Brzmiała ona: „Winien jest śmierci” (Mt 26, 66).
Piotr rozpoznany przez służące, wyparł się dwukrotnie znajomości z Nazarejczykiem. Wreszcie za trzecim razem wobec grupy ludzi oświadczył: „«Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz»” (Mt 26,72–75). W tych okolicznościach Piotr zaświadczył o Jezusie przed samym sobą: „Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Mt 26,75). Kto jednak mógł pojąć to wyznanie miłości do Mistrza, Syna Bożego? Któż zatem mógłby je wziąć pod uwagę w trwającym procesie? Na tym etapie „sprawy Jezusa” Piotr nie jest zdolny świadczyć. Później jednak, po zesłaniu Ducha Świętego, będzie świadczył i to po śmierć męczeńską.
Warto wspomnieć jeszcze o „cichych”, a tym samym nie zeznających w pierwszym etapie procesu, „przyjaciołach” Jezusa – o Nikodemie i Józefie z Arymatei. Pierwszy z nich był faryzeuszem, dostojnikiem żydowskim (zob. J 3,1). Jeszcze przed procesem Jezusa zabrał głos pośród arcykapłanów i faryzeuszów, którzy chcieli Go pojmać. Zapytał: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?” (J 7,51). Drugim razem zabierze głos w „sprawie Jezusa” po dokonaniu wyroku. Czytamy: „Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania” (J 19,39–40). Przed Nikodemem swoje świadectwo złożył także inny „człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. Nie przystał on na ich uchwałę i postępowanie. Był z miasta żydowskiego Arymatei, i oczekiwał królestwa Bożego. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany” (Łk 23,49–53).
Jako ostatniego możemy zaliczyć do tej grupy „niemych” świadków Syna Bożego Judasz Iskariotę, „który Go zdradził” (Mt 10,4). Trudno zrozumieć jego zachowanie. Św. Jan stwierdza, że „był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano” (J 12,6). Zwraca jednak uwagę też fakt, że „«trzydzieści srebrników» to nie była zbyt duża zapłata” oraz jeszcze bardziej to, że „tak zadziwiająco szybko zmienił zdanie!” (A. Świderkówna). Przecież Piłat jeszcze nie wydał wyroku śmierci na Nazarejczyka, a Judasz „już wiesza się, porzuciwszy te srebrniki w Świątyni. Gdyby miał zamiar istotnie doprowadzić do śmierci Jezusa, mógłby kiedyś w przyszłości ugiąć się pod ciężarem wyrzutów sumienia. Ale owemu «zdrajcy» wystarczyło, że Jezus nie próbował w ogóle oporu” (A. Świderkówna). Można zatem przypuszczać, że Judasz spodziewał się, że gdy Nauczyciel wpadnie w ręce Żydów, „okaże swoją moc, objawi się wreszcie jako oczekiwany Mesjasz. Rozgoni wszystkich i zdobędzie cały świat dla narodu wybranego. Zdradę swoją, być może, pomyślał jako prowokację, mającą zmusić Jezusa do wystąpienia” (Świderkówna). Niestety, ostatecznie Judasz pozbawił swoje świadectwo mocy dowodowej własnym czynem (zob. Mt 27,5).

Świadectwa na temat Syna Bożego sprzed wstępnego procesu
Wróćmy teraz do materiału dowodowego „sprawy Jezusa”, do tego, co On sam mówił o sobie, i jak świadczył we własnej „sprawie” przed rozpoczęciem procesu. Jezus zostaje oskarżony o przypisywanie sobie Synostwa Bożego. Tak Żydzi formułują zarzut wobec Piłata: „My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym” (J 19,7). Już na wcześniejszym etapie działalności Jezusa pojawia się to oskarżenie: „Usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,18).
Jezus odwołuje się do znanej Żydom zasady, że „każda popełniona zbrodnia musi być potwierdzona zeznaniem dwu lub trzech świadków” (Pwt 19,15). W tym kontekście stwierdza: „Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy” (J 5,31–32). To Jan Chrzciciel zaświadczył o Jezusie: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie” (J 1,29–30). Jezus ma jednak też świadomość, że dzieła, które pełni w duchu posłuszeństwa Ojcu, są „świadectwem większym od Janowego” (J 5,36; por. 10,25). Stwierdza bowiem, że pełnione przez Niego dzieła świadczą o Jego posłaniu przez Ojca, a wreszcie mówi: „Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał” (J 5,37–38).
W innym miejscu Jezus ponawia swoje odniesienie do świadectwa złożonego przez Ojca w Jego „sprawie”, stwierdzając: „Jeśli nawet będę sądził, to sąd mój jest prawdziwy, ponieważ Ja nie jestem sam, lecz Ja i Ten, który Mnie posłał. Także w waszym Prawie jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe. Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym oraz świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał” (J 8,16–18). Jezus zaś, pełniąc Jego wolę, żyje wciąż w świetle Ojcowskiego świadectwa.
Gdy wyznał, że jest z Ojcem jedno (zob. J 10,30), Żydzi chcieli Go ukamienować. Mówili bowiem: „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga” (J 10,33). Wówczas Jezus wykazuje ich nieznajomość pisma i tkwienie w wielkim błędzie (zob. J 10,34–36; Ps 82,6). Wreszcie rzekł: „Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie! Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10,37–38).
Gdy zaś chodzi o konkretne świadectwa Ojca w „sprawie Syna”, możemy przywołać trzy najbardziej znaczące. Pierwsze miało miejsce podczas chrztu Jezusa w Jordanie. Wówczas „Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie»” (Łk 3,22). Drugie świadectwo wiąże się z przemienieniem Jezusa na górze Tabor: „Z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!»” (Mt 17,5). Trzecie zaś miało miejsce po uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy, przed Jego męką, gdy Jezus modlił się: „«Ojcze, wsław Twoje imię!». Wtem rozległ się głos z nieba: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię»” (J 12,28; por. Iz 49,5).
Synostwo Boże Chrystusa jest w Jego „sprawie” ważnym motywem. Przyjęcie przez nas Jezusa jako Syna Bożego jest celem Ewangelisty Jana, spisał bowiem swoją Ewangelię, „abyśmy wierzyli,
że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyśmy wierząc mieli życie w imię Jego” (por. J 20,31).

Zeznania naocznych świadków egzekucji oraz reakcja Ojca
Zanim Jezus skonał, przybity do krzyża, jeszcze wiele musiał wycierpieć od ludzi. Z relacji św. Marka wynika, że przeklinali Go przechodzący obok, szydząc z Niego: „Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!” (Mk 15,29–30). Tak samo dręczyli Ukrzyżowanego arcykapłani i uczeni w Piśmie: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli” (Mk 15,31–32). Nawet „lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani” (Mk 15,32; por. Mt 27, 44). Św. Łukasz zaś przekazuje nam, że tylko jeden z dwóch złoczyńców urągał Chrystusowi (zob. Łk 23, 39). W końcu „Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha” (Mk 15,37). Moment ten jest momentem przełomowym dla relacji człowieka z Bogiem. Wraz ze śmiercią Baranka Bożego rodzi się doskonalsza forma kultu, oparta na Nowym Przymierzu (zob. Łk 22,20). „Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym»” (Mk 15,39).
Właśnie ów setnik staje przed nami jako kolejny świadek w „sprawie Jezusa”. „Jedynym autentycznym komentatorem krzyża jest osoba najmniej odpowiednia, która nie ma żadnego motywu, chyba, że negatywny – poganin, dowódca plutonu egzekucyjnego, niegodziwy kat sprawiedliwego” (S. Fausti). Dlaczego akurat on? „Jedynym, który może zrozumieć Boga, Boga ukrzyżowanego, jest ten, który Go ukrzyżował” (S. Fausti). Jego świadectwo, choć zostało wydane po egzekucji, nie możne zostać pominięte w trwającej wciąż „sprawie Jezusa”.
Całą dramaturgię „sprawy Jezusa” św. Paweł oddaje w krótkim stwierdzeniu: „mieszkańcy Jerozolimy i ich zwierzchnicy nie uznali Go, i potępiając Go, wypełnili głosy Proroków, odczytywane co szabat. Chociaż nie znaleźli w Nim żadnej winy zasługującej na śmierć, zażądali od Piłata, aby Go stracił. A gdy wykonali wszystko, co było o Nim napisane, zdjęli Go z krzyża i złożyli w grobie” (Dz 13, 27–29).
Ojciec na Golgocie milczy, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (por. Łk 2,35). W dziele tym uczestniczyła także Maryja. Z tego samego powodu bowiem miecz boleści przeniknął Jej duszę. Jeśli zaś wierzyć innym „nieautoryzowanym świadkom” cierpienia Maryi z Golgoty, można przyjąć nawet, że miecz ten wbijał się w duszę Niepokalanej wielokrotnie i to z wielką natarczywością. Ona jednak ani na chwilę nie przestała ufać i zawsze była oddana „sprawie” swego Syna.
Po trzech dniach Ojciec zareagował. Reakcja Boga Ojca na całą tę „sprawę” wyrażona została bardzo znacząco:
„Ale Bóg wskrzesił Go z martwych” (Dz 15,30). Oto najzwięźlej ujęta reakcja Ojca na dramat Golgoty. Oto Ojcowskie potwierdzenie niewinności Syna skazanego na śmierć za to, że „sam siebie uczynił Synem Bożym” (J 19,7). Oto Wielkanocne świadectwo Ojca na temat umiłowanego Syna. Oto realizacja obietnicy, którą Bóg spełnił, „wskrzesiwszy Jezusa. Tak też jest napisane w psalmie drugim: Ty jesteś moim Synem, Jam Ciebie dziś zrodził” (Dz 13,33; por. Ps 2,7). Tego Ojcowskiego „wyroku” już nikt nigdy nie podważy. „Pan rzeczywiście zmartwychwstał” (Łk 24,34).

* * *

Chciałbym podzielić się radością Wielkanocnego poranka z Niepokalaną i powtórzyć Jej słowa Jezusa wypowiedziane niegdyś do urzędnika królewskiego po uzdrowieniu jego umierającego syna: „Syn Twój żyje!” (por. J 4,50). Pewnie Maryja odpowiedziałaby mi z uśmiechem: „Tak, wiem. Był tu wczesnym rankiem. Wrócił po nas” (por. J 12,32).
Ojciec przemówił w Wielkanocny poranek znakiem pustego grobu. Przemówi dobitnie ukazaniem się Zmartwychwstałego: „Mój Syn żyje”, a „każdy, kto w Niego wierzy, nie zginie, ale będzie miał życie wieczne” (por. J 3, 16). Oto prawomocny i ostateczny „wyrok” w „sprawie”, z której teczki materiałów dowodowych podpisane są także naszymi imionami (por. Ap 21,27).
Na koniec wiersz autora, który już czeka na zmartwychwstanie po drugiej stronie życia: „Oczy zwrócone na Ciebie/ Serce bolejące jak Twoje/ Ręce rozkrzyżowane podobnie jak Twoje/ Cierpienia zbliżone do Twoich…/ Tylko miłość nie ta”. Jak dobrze, że to miłość Ojca sprawi nasze zmartwychwstanie, a nie nasza własna.

ks. Sławomir Kunka



„Pielgrzym” 2016, nr 7 (687), s. 14-17

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *