Czas tegorocznego Wielkiego Postu i Triduum Paschalnego był inny niż we wcześniejszych latach, inny pozytywnie i negatywnie. Przede wszystkim zabrakło obecności, wspólnego spotkania przy Eucharystycznym Stole w Wielki Czwartek, pod Krzyżem umierającego Chrystusa w Wielki Piątek i czuwania przy Grobie Pańskim w Wielką Sobotę.
Zimne szklane oko kamery stało się jedynym naszym łącznikiem ze wspólnotą Kościoła i oknem na liturgię pozwalającym wsłuchiwać się w natchnione teksty, przyjąć duchowo do serc obecność Jezusa, oglądać i tak mocno okrojoną celebrację, w której zabrakło procesji do Ciemnicy, obrzędu umywania nóg czy uroczystego poświęcenia ognia. Dziwnie było święcić koszyki nie mogąc poczuć zapachu świeżych produktów, które trafiły na stół wielkanocny.
O. Krzysztof Drybka, przeor Amerykańskiej Częstochowy głosząc Słowo Boże w Wielki Czwartek porównał dzisiejsze szpitale do wieczerników, a łóżka szpitalne do ołtarzy, na których każdego dnia setki ludzi składają ofiarę z życia, nie mogąc nawet pożegnać się z bliskimi.
W Wielki Piątek o. Mariusz Dymek ukazując wiernym krzyż, którego ze względów higienicznych nie można było uroczyście pozdrowić pocałunkiem, zachęcił, by przynajmniej zdjąć go ze ściany i przytulić do serca jako znak naszego zbawienia.
Dzień później podczas Wigilii Paschalnej o. Marcin Ćwierz w homilii nawiązał do uczuciowej huśtawki, która towarzyszyła całemu Triduum Paschalnemu, która wyraziła się w sercach kobiet stojących przy pustym grobie Jezusa, gdy zmieszał się w nich lęk z radością. Jezus przychodzi pomimo naszego lęku, niepewności jutra i daje każdemu nadzieję. W końcu sam na sobie doświadczył największego i najgorszego cierpienia, i zwyciężył je przemieniając w nadzieję zbawienia.
Pięknie wyraził to słowami św. Jana Pawła II o. Tymoteusz Tarnacki w homilii niedzielnej, nazywając nas wszystkich „ludźmi wielkiej nocy”, a zatem świadkami tej samej radości i nadziei, które ofiarował nam Jezus. I to jest pozytywna strona tych świąt, gdyż mogliśmy na sobie poczuć moc opuszczenia, jakie przeżył na sobie Jezus, a także tęsknotę za Nim. W końcu Zmartwychwstanie dokonało się w samotności, nie było tłumów z koszyczkami czekającymi przed grobem Jezusa.
Warto być może chociaż raz w życiu przeżyć w takiej samotności, w oddaleniu od zgiełku świata, który zatrzymał się, lecz nie zatrzymał naszej wiary, która codziennie wychodzi na spotkanie z Jezusem, a której nic nie zatrzyma, nawet najgorszy wirus. Czy ten wielki post i święta były inne? Nie, one były takie jak zawsze. To myśmy stali się inni: lepsi, bardziej skupieni na tym, co ważne, piękniejsi, duchowo mocniejsi, choć pozbawieni wielu duchowych łask i przywilejów. Boga to jednak nie zatrzymało, lecz jeszcze mocniej zmotywowało do wyjścia na spotkanie nam, cierpiącym i zalęknionym, ze słowami: pokój Wam, nie bójcie się, Ja Jestem!
o. Marcin Ćwierz OSPPE
Amerykańska Częstochowa