O mitach związanych z wizerunkiem sióstr zakonnych, mocy rozmowy i przekraczaniu swoich granic w habicie w rozmowie z KAI opowiada s. Anna Bałchan SMI, uczestniczka telewizyjnego programu „Welon, fura i brawura”, którego finałowy odcinek zostanie wyświetlony w TVP1 w Wigilię. – Nie trzeba wprost mówić o wierze w Boga, by dawać jej świadectwo. Często mówi o tym Twoja codzienność – podkreśla zakonnica.
Łukasz Kaczyński (KAI): Skąd pomysł, żeby wziąć udział w tym swoistym reality-show?
S. Anna Bałchan SMI: – Sam pomysł zaproszenia sióstr do tego programu należy do o. Michała Legana OSPPE, który jest kierownikiem Redakcji Audycji Katolickich Telewizji Polskiej. Tytuł spodobał się wszystkim, bo był zarówno tajemniczy, jak i zdradzał nietypowy charakter całej inicjatywy. Oprócz mnie w programie biorą udział także s. Karina Pawłowska CSSMA i s. Teresa Pawlak ZSAPU i żadna z nas nie wygrała jakiegoś castingu. Twórcom chodziło o pokazanie przekrojowej polskiej zakonnicy, która w swoim życiu jest aktywna. W ramach programu jedziemy przez kilka dni na wydarzenia, na które wybieramy się co roku, czyli Przystanek Jezus, koncert „Jednego serca, jednego ducha” i spotkanie lednickie. A na tej trasie podwożą nas różni ludzie, z którymi prowadzimy ciekawe rozmowy.
Wiedzieliście z kim pojedziecie?
– Nie i to jest piękne. Wyglądało to tak, że przez około tydzień na wspomniane przeze mnie wydarzenia podwozili nas różni ludzie. Zarówno związani z Kościołem, jak i będący nieco z dala od niego. Znani i mniej znani. Są wśród nich: raper, rodzina, rodzinny dom dziecka czy ratownik medyczny. Tajemnicą był też zawsze środek transportu, którym przemierzamy kolejne odcinki naszej podróży…
To znaczy?
– W programie pojawia się tak dorożka i ciuchcia, jak i laweta czy nawet harley. Niektóre pojazdy naprawdę zaskakiwały. Ja jechałam między innymi fiatem 126p, co miało dla mnie szczególne znaczenie, bo na tym modelu robiłam prawo jazdy. Ale najbardziej istotne są oczywiście rozmowy, które odbywały się w każdym z tym środków lokomocji. Rozmowy niewyreżyserowane, choć myślę, że prowadzone przez Boga. Odkrywające niezwykłe historie ludzkie, z których płynie przekaz, jak wiele dobra jest w ludziach i jak spełniają swoje marzenia, kierując się uniwersalnymi wartościami i nie zapominając przy tym o bliźnich.
Które rozmowy poruszyły Siostrę najbardziej?
– Spotkałam katechetę, który uczył jednocześnie sztuki cyrkowej i w ten sposób docierał do dzieci i młodzieży z przekazem ewangelicznym. To było bardzo energetyzujące. Był też pracownik Caritas, który mógłby ze swoim doświadczeniem zarabiać znacznie więcej, ale swoją pracę uważa za powołanie i jest w niej szczęśliwy. Wyjątkowe świadectwo. Ciekawe było również zetknięcie z mężczyzną, który uczy wokalu. Niby nic takiego, ale jego podejście do podopiecznych jest wyjątkowe – wyciąga z nich to, co najpiękniejsze i pozwala rozkwitnąć, wzmacniając wiarę w siebie.
Ile było duchowości w tych rozmowach?
– W moim przypadku zawsze podróżowałam z ludźmi wiary, którzy przeżywają ją na rozmaite sposoby. Nie mniej czuło się, że każde zadanie, które realizują, wykonują z perspektywy powołania. Ta moja trasa dowodzi, jak piękna jest różnorodność w Kościele. Pokazuje jak wszystko w życiu się układa, choć może czasem wydawać się trudne na samym początku. I że trwanie przy Bogu każdego dnia nie jest smutne, ale przynosi prawdziwe wewnętrzne szczęście, nawet jeśli życie nie jest do końca usłane różami. Co ciekawe w tych rozmowach nie ma egzaltacji, nie mówimy o Bogu non-stop. Bo nie trzeba wprost mówić o wierze w Boga, by dawać jej świadectwo. Często mówi o tym Twoja codzienność.
Czemu Telewizja Polska na animatorów tego reality-show wybrała właśnie siostry zakonne?
– Sądzę, że krąży o nas wiele stereotypów, które niekoniecznie pokazują zakonnice w dobrym świetle. A jest wiele fantastycznych sióstr, które cieszą się życiem, służąc ludziom i Bogu każdego dnia. Zaskakiwało mnie nieraz stwierdzenie podwożących, że „z siostrą to się tak normalnie gadało”. No, a jak miało się rozmawiać? Przecież nie spadłyśmy z nieba, pochodzimy ze zwyczajnych rodzin i jak wszyscy zmagamy się ze zwyczajnymi troskami oraz ciągle musimy się uczyć. A także podejmować wyzwania, co również ukazuje ten program, bo realizujemy w nim zadania wymyślone przez producentów. Ja na przykład uczyłam się żonglerki czy kręcenia talerzami. Super sprawa, bo nawet mi się to udawało. Dlatego warto obejrzeć ten program – tak z ciekawości, może by się trochę uśmiechnąć czy też znaleźć odpowiedzi na pytania, które są wewnątrz nas, a które może baliśmy się do tej pory zadać.
Źródło: https://www.ekai.pl/siostra-z-programu-welon-fura-i-brawura-nie-trzeba-wprost-mowic-o-wierze-w-boga-by-dawac-jej-swiadectwo/
Fot. Welon, fura i brawura TVP / Facebook