16 października 1978 roku wybór polskiego kardynała na głowę Kościoła katolickiego stał się pierwszym ogniwem łańcucha wydarzeń, które zmieniły w ogromnym stopniu historię Polski i Europy.
Także i ta rocznica, podobnie jak sama osoba Karola Wojtyły, znajdują się obecnie w centrum walki kulturowej i politycznej. Przeciwko wielkiemu papieżowi wysuwane są z tej strony różne zarzuty, czasem uzasadnione, czasem krzywdzące lub tendencyjne. Cierpi na tym obiektywizm w interpretacji niedawnych przecież wydarzeń. Jako jeden z nielicznych w Polsce zawodowych biografów (a nie hagiografów) Karola Wojtyły obserwuję ten stan rzeczy z przerażeniem. Papież przestał być postacią historyczną, a uczyniono zeń totem w walce przeciwstawnych plemion.
Parę lat temu wydawnictwo „Znak” zaproponowało mi napisanie książki o kulisach konklawe roku 1978. Nie tylko tego październikowego, na którym wybrano Polaka, ale także sierpniowego, na którym nastąpiła elekcja kardynała Albina Lucianiego – Jana Pawła I. Zmarł on wkrótce potem w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Propozycja była bardzo kusząca, ale wahałem się przez czas jakiś. Jak powszechnie wiadomo, przebieg konklawe otacza tajemnica zawarowana groźbą kościelnej ekskomuniki. Oczywiście, istnieje bogata literatura medialnych przecieków i opartych na nich rozmaitych spekulacji, ale groziło to powtarzaniem banalnych plotek.
Z sekretem konklawe bywa różnie
Zdecydowałem się jednak podjąć wyzwanie, gdyż widziałem w swym ręku pewne atuty. Jeszcze w odległym kwietniu 1988 roku spotkałem się w USA z metropolitą Filadelfii kardynałem Johnem Królem, który w luźnej rozmowie podzielił się pewnymi wspomnieniami z tamtego konklawe. Według powszechnego mniemania był on jednym z „wielkich elektorów” (to znaczy głównych stronników wybranego) Karola Wojtyły. Człowiek, który prawdopodobnie zaproponował tę kandydaturę, arcybiskup senior diecezji wiedeńskiej kardynał Franz König, spotkany na lotnisku podczas pożegnania papieża w stolicy Austrii 21 czerwca 1998 roku, przyrzekł mi rozmowę, ale później dowiedziawszy się, że chodzi o konklawe, wycofał się z obietnicy.
Natomiast inny kardynał, Polak Andrzej Maria Deskur, którego poznałem podczas mojej piętnastoletniej pracy korespondenta w Rzymie, obdarzał mnie nawet pewnym zaufaniem. Co prawda nie będąc jeszcze purpuratem nie był on uczestnikiem październikowego konklawe, a przebywał w szpitalu po ciężkim wylewie, gdy toczyły się jego obrady, to jednak wcześniej był – jako bliski przyjaciel kardynała Wojtyły – głównym jego kontaktem w środowisku watykańskich dygnitarzy i chętnie na ten temat ze mną rozmawiał.
Kilkakrotnie spotykałem się – prywatnie i przed kamerą – z włoskim politykiem Giuliem Andreottim. Siedmiokrotny premier i wiele razy minister rządu Włoch, który zresztą sam stanął wobec bardzo poważnych, kryminalnych zarzutów, oddalonych później przez sądy, z upodobaniem uprawiał gałąź wiedzy nazywaną w Italii „dietrologią”, od słowa dietro, czyli z tyłu, a więc to, co zakryte, niejawne. Miał po temu sporą wiedzę, dzięki kontaktom z najważniejszymi politykami na arenie międzynarodowej i hierarchami Kościoła oraz raportom włoskiego wywiadu. Wiadomości na temat konklawe rozrzucone są po jego licznych książkach wspomnieniowych. On też bez zahamowań na ten temat rozmawiał. Wynika z udzielanych przezeń informacji, że kardynałowie, zwłaszcza włoscy, niespecjalnie przejmowali się tajemnicą konklawe, szczególnie w rozmowach z osobami im bliskimi.
Bardzo pragnął zachować sekret kardynał Stefan Wyszyński, jednak nie tyle świerzbiał go język, co pióro. Wiele informacji na temat okoliczności wyboru kardynała Wojtyły zawierają jego codzienne notatki „Pro memoria”, z których w krytycznym opracowaniu ukazały się do tej pory jedynie zapiski z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Indyjsko-polski historyk Peter Raina, który miał swego czasu dobre wejścia w Kościele warszawskim, ale nie cieszył się uznaniem środowiska naukowego, opublikował w niszowym wydawnictwie Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego i Stowarzyszenia „Trzeźwa Polska” teksty Prymasa dotyczące obydwu konklawe i okresu między nimi („Wybór Jana Pawła II. Zapiski Prymasa”, Warszawa 2008). Skróty oraz komentarze były jednak dosyć arbitralne, o czym mogłem się przekonać, kiedy udostępniono mi całość „Pro memoria” za rok 1978. Były to skany maszynopisu, sporządzonego przez panie z Instytutu Prymasowskiego, które przepisywały odręczne notatki swojego patrona. Całość przechowywana jest w Archiwum Archidiecezji Warszawskiej. Na mój dostęp wyraził zgodę metropolita stołecznej archidiecezji, kardynał Kazimierz Nycz.
Wnioski nieoczywiste
Ten sam kardynał Nycz, który był wśród prezentujących moje „Tajemnice konklawe 1978” podczas spotkania promocyjnego w Katolickiej Agencji Informacyjnej stwierdził, że nie znalazł tam informacji nieznanych mu wcześniej. W jakiś czas potem w tygodniku „Polityka” ukazała się całostronicowa recenzja, napisana przez cieszącego się również ogromnym autorytetem historyka Mariana Turskiego. Pomysłodawca i współtwórca Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” skonstatował, że powinienem za moją książkę dostać nagrodę Pulitzera. Była to oczywiście gruba przesada, ale zawsze miło przeczytać tego rodzaju komplement.
Autorowi trudno oczywiście zachować obiektywizm w takiej sprawie. Istotnie nie dokopałem się do sensacji w rodzaju zapisu rozmowy prezydenta USA Jimmiego Cartera z jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewem Brzezińskim: – Słuchaj no, Zbig. musimy mieć Polaka na tronie papieskim. Breżniew się nie pozbiera! – Wersję o polskim spisku z Waszyngtonu, który zadecydował o wyniku konklawe, lansowały zdecydowanie przeceniane tajne służby ZSRR. Umacniało ją pochodzenie sekretarza stanu USA Edmunda Muskiego. Nb. również ze Zbigniewem Brzezińskim przeprowadzałem wywiady w Polsce i we Włoszech. Wystąpił on też – obok innych czołowych polityków świata – w moim jedynym filmie o Janie Pawle II „Znak sprzeciwu” (TVP 2, 1992). Powiedział tam rzecz bardzo znamienną: – Kiedy rozmawiałem z Carterem miałem wrażenie, że słyszę przywódcę religijnego (prezydent był pobożnym baptystą.) W Janie Pawle II widziałem męża stanu.
Zbigniew Brzeziński musiał mieć wiedzę o zakulisowych wpływach na zgromadzeniu w Kaplicy Sykstyńskiej. Był jednak bardziej dyskretny, niż Giulio Andreotti. Wysłałem do Waszyngtonu email z prośbą o jeszcze jedną rozmowę, a wydawnictwo obiecało sfinansować wyjazd za Ocean. Znając dobre maniery „Zbiga” dziwiłem się brakowi odpowiedzi. Zamiast niej przyszła wiadomość o śmierci Brzezińskiego.
Reportaż historyczny różni się od pracy naukowej. Zawodowi historycy wierzą przede wszystkim pisanym dokumentom, czasem przesadnie. Reporter woli jako źródła żywych ludzi, zwraca uwagę na ich wspomnienia i zawarte w nich szczegóły, które mówią nieraz więcej, niż całe tomy akt. Wydaje się, że unikalną wartością mojej książki są osobiste świadectwa przyjaciół i bliskich współpracowników Karola Wojtyły – myślę tu przede wszystkim o biskupie Tadeuszu Pieronku, profesorze Stanisławie Grygielu oraz poecie i dziennikarzu Marku Skwarnickim – a także wieloletniego kapelana Stefana kardynała Wyszyńskiego i wice-postulatora jego procesu beatyfikacyjnego ks. prałata Bronisława Piaseckiego. Do tego ostatniego miałem ułatwione „dojście”, gdyż jako proboszcz parafii przy kościele Zbawiciela w Warszawie był on przyjacielem i duszpasterzem moich nieżyjących już rodziców. Rozmowa z nim pozwoliła chyba raz na zawsze rozstać się z legendą jakoby kard. Wyszyński był początkowo niechętnie nastawiony wobec kandydatury swojego młodszego kolegi z Krakowa. Przewija się ona w kilku zagranicznych biografiach Jana Pawła II, tłumaczonych zresztą także na język polski. Źródłem tego nieporozumienia wydaje się wspomnienie austriackiego kardynała Franza Königa. Zapytał on (chyba jeszcze przed początkiem obrad) kard. Wyszyńskiego, co ten myślałby o możliwości elekcji Polaka. Prymas miał mu odpowiedzieć: – Ja jestem już za stary. – Pomyślał więc, że chodzi o niego, do czego miał zresztą pełne prawo. Według zgodnych relacji kilku włoskich watykanistów starszej daty, na prymasa Polski oddano kilka głosów podczas konklawe w październiku 1958 roku. Ostatecznie wybrano wtedy kard. Roncallego (Jana XXIII). Także w dwadzieścia lat później kard. Wyszyński był początkowo zwolennikiem elekcji Włocha, jako gwarancji uniwersalizmu Kościoła i równego dystansu wobec różnych obszarów geograficznych.
Do kanonu dzieł „wojtyłologicznych” różnej jakości weszły oczywiście słowa kard. Wyszyńskiego, gdy kandydatura metropolity krakowskiego stała się na konklawe realna: – Jeśli wybiorą, nie odmawiaj! – Sam Jan Paweł II wspominał ten epizod parokrotnie (według mnie papież jako stanowiący prawo Stolicy Apostolskiej tajemnicą konklawe nie jest związany, ale mogę się mylić, niech się kanoniści wypowiedzą). Słyszałem te jego słowa w roku 1994 bezpośrednio, gdyż jako jeden z pięciorga dziennikarzy wylosowałem prawo do obecności na uroczystości inauguracji odnowionych przez japońską firmę fresków Kaplicy Sykstyńskiej.
Sprawa narodowości elekta była podstawowym dylematem, który musieli rozstrzygnąć w swoim sumieniu nie tylko obydwaj polscy purpuraci, ale wszyscy uczestnicy konklawe. Z kilku wiarygodnych źródeł, między innymi od kardynała Deskura, słyszałem opinię, że gdyby kardynał Wojtyła był Włochem, najprawdopodobniej mógłby być wybrany już na pierwszym, sierpniowym konklawe 1978 roku. Liczne jego zachowania po otrzymaniu wiadomości o przedwczesnej śmierci Jana Pawła I świadczą, że tym razem metropolita krakowski zaczął się na serio liczyć z własnym wyborem.
Mówi się czasem, że to poprzedni papież wybiera swojego następcę. Jak każda klisza intelektualna twierdzenie to zawiera tylko część prawdy. W przypadku Pawła VI może więcej, niż w innych. Papież Montini wyraźnie promował kardynała Wojtyłę, zwłaszcza od czasu, gdy polski arcybiskup udzielił mu wyraźnego i mocnego poparcia w sporze o etykę seksualną wokół encykliki „Humanae vitae” (1968). Często wspomina się rekolekcje w Watykanie dla papieża i kurii rzymskiej na Wielki Post 1976 roku jako moment prezentacji człowieka, który może być nadzieją Kościoła ze względu na swój charyzmat, przygotowanie intelektualne i relatywną młodość. Podobną rolę odgrywała w tym samym roku podróż kardynała Wojtyły do Stanów Zjednoczonych.
Prawdziwym punktem zwrotnym była jednak wizyta obydwu przywódców polskiego Kościoła w Republice Federalnej Niemiec we wrześniu 1978 roku. Sprawiła ona, że propozycja kard. Franza Königa zyskała na konklawe poparcie bardzo wpływowej grupy kardynałów niemieckojęzycznych, którzy z kolei mogli liczyć, że pójdą za nim przedstawiciele krajów Trzeciego Świata, uzależnieni od ich pomocy materialnej. Prałat Piasecki opowiadał mi, że prymas Wyszyński urażony niewłaściwym, jego zdaniem, przyjęciem za Łabą pamiętnego listu biskupów polskich, znanego jako „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, przez kilka lat wbrew opinii innych członków episkopatu blokował przyjęcie zaproszenia. Po powrocie z pierwszego konklawe roku 1978 powiedział jednak: „Już czas!” – dając tym samym zielone światło dla kościelnego sojuszu, który tak walnie przyczynił się do wyboru polskiego papieża.
Natomiast przejawem interpretacji „ex post” jest mniemanie, jakoby kardynałowie dokonując sensacyjnego wyboru planowali demontaż systemu komunistycznego. Raczej przeciwnie – zakładali jego trwałość i szukali człowieka, który w takich trudnych warunkach potrafił z sukcesami działać bez sprzeniewierzenia się wartościom.
Jacek Moskwa
***
Jacek Moskwa, dziennikarz i pisarz, przez kilkanaście lat był korespondentem polskich mediów w Rzymie i Watykanie. Autor książek o życiu i pontyfikacie Jana Pawła II, wśród których najbardziej znane to czterotomowa „Droga Karola Wojtyły” (Warszawa 2010 – 2011) oraz „Kulisy konklawe 1978” (Kraków 2018).
Źródło: https://www.ekai.pl/jacek-moskwa-16-pazdziernika-1978-nieujawniony-sekret-konklawe/
Fot. DPA/AFP/EAST NEWS