Mój przyjaciel – tato… – rozmowa z Magdaleną Mikulską, psychologiem


O ważnej roli ojca w życiu każdego dziecka – z psychologiem Magdaleną Mikulską – rozmawia Anna Mazurek-Klein.

REKLAMA


 

– Tak naprawdę, aby dziecko było szczęśliwe potrzebuje zarówno mamy, jak i taty.
– Oczywiście. Rozwój dziecka to bardzo złożony proces, w którym bierze udział obydwoje rodziców. Każda ze stron daje bowiem dziecku coś innego i zaspakaja jego inne potrzeby. Abyśmy mogli mówić o dziecku szczęśliwym, należy się zastanowić, co powoduje, że może się ono czuć wspaniale. Oczywiście wiele zależy od etapu rozwoju dziecka, jednak uważam, że najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa, miłość i uważność ze strony rodziców.

– Spotkałam się niedawno z takim określeniem, jak „tacierzyństwo”. Czy określenie to można poniekąd utożsamiać z macierzyństwem?
– Dawniej rola matki i ojca w wychowywaniu dzieci była jasno określona i podzielona. To matka troszczyła się o dziecko, uczyła emocjonalności, ojciec zaś miał za zadanie dbać o finanse, byt, a także stawiany był dziecku jako autorytet, czasem wręcz postrach. Dzisiaj jesteśmy uczestnikami szybkich zmian społeczno-kulturowych, w których musimy nauczyć się funkcjonować. Także jako rodzice. Od dawna znajomy był termin „macierzyństwo”. „Tacierzyństwo” to termin dość młody, pojawił się wówczas, gdy zaczęto mówić o „urlopach tacierzyńskich.” Ma on swoich zwolenników, jak i przeciwników. Coraz częściej zastępuje on inne określenie – „ojcostwo”. Osobiście uważam, że „tacierzyństwo” zawiera w sobie komponent uczuciowości, sugerujący, że bycie tatą to coś więcej niż surowy autorytet.

– Czy współcześni ojcowie powinni  naśladować matki w wychowaniu dzieci?
– Nie sądzę. Gdyby ojcowie mieli naśladować matki, czy byliby potrzebni? Role matki i ojca różnią się, choć zdecydowanie uzupełniają i łączą. W dzisiejszych czasach granice te są co raz mniej ostre, jednakże wciąż istnieją. I o ile celem samym w sobie nie jest naśladowanie matki, o tyle myślę, że wiele może wnieść wzajemne inspirowanie się i uczenie się od siebie. Matka od ojca – stanowczości i opanowania, ojciec od matki – uczuciowości i uważności.

– W jaki sposób tata powinien budować swoje relacje z dzieckiem?
– Budowanie relacji ojciec-dziecko jest nieco trudniejsze aniżeli relacji matka-dziecko. Z mamą dziecko połączone jest pępowiną przez dziewięć miesięcy, zna jej zapach, głos… Gdy się rodzi, jego więź z mamą ma już solidną podstawę. Dla ojca często jest to początek świadomego budowania relacji. I właśnie od momentu narodzin budowanie tejże się zaczyna.

– Zatem w jaki sposób ją budować?
– Przede wszystkim świadomie. Nie da się zbudować żadnej relacji, także tej z dzieckiem, bez spędzania z nim wspólnego czasu. Ten wspólny czas warto przeznaczyć na zabawę, naukę nowych umiejętności, działanie, wzmacnianie tych cech i predyspozycji, których nie zauważa mama. Recepta? – czas i jego świadome spędzenie z uwagą skierowaną na dziecko. Pomocne może być odłożenie telefonu, by nie „kusił”, wyłączenie telewizora i niejako wejście w taką aktywność, jaką przejawia dziecko. Pokazywanie świata, zjawisk, być może zabaw ze swojego dzieciństwa. Tłumaczenie tego, co się dzieje, ale też i słuchanie dziecka – tego, co ono mówi, objaśnia, o co pyta. Budowanie więzi ma także swój początek przy wspólnym stole i wspólnych posiłkach, a przynajmniej przy jednym. Podczas rodzinnego zasiadania przy stole jest czas na to, by porozmawiać o minionym dniu, o trudnościach i sukcesach, o planach.

– Niestety, bywa jednak i tak, że ojciec jest toksyczny, i co wtedy?
– Toksyczni rodzice to tacy, którzy zaniedbują swoje dziecko, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i emocjonalnym. Niestety wcale nierzadko ma to miejsce. Toksyczny ojciec nie musi oznaczać stereotypowo rozumianego ojca patologicznego – pijanego, mieszkającego ze swoją rodziną w ubóstwie. Toksyczne relacje są widoczne także w tzw. dobrych domach. Bywa tak, że dziecko staje się dodatkiem, kolejnym punktem na liście życiowych zadań. Traktowane jak projekt, bez zważania na jego uczucia i możliwości. Toksyczność tutaj może przejawiać się albo w zbyt wysokich wymaganiach, ambicjach wobec dziecka i postrzegania jego wartości jedynie poprzez odnoszone sukcesy. Z drugiej strony może być to model rodziny, w której dziecko jest w ogóle niezauważane, a rodzice (lub rodzic) skupiony na pracy,  a to zaangażowanie emocjonalne w pracę przewyższa to, które kierowane jest wobec bliskich, w tym wobec dziecka. Są ojcowie, którzy niby są zaangażowani w życie rodzinne. Niby. Ponieważ gdy zostają sami z dzieckiem, nie wiedzą co robić, jak spędzać ten czas, jak się bawić. Bywa i tak, że ojcowie, nie dotrzymują obietnic, przez co dziecko uczy się, że nie może na ojcu polegać. Są też ojcowie, którzy tworzą z partnerkami związek dwóch biegunów: miłość–nienawiść. I fundują dzieciom raz obraz głębokiej miłości, raz skrajnej nienawiści. Dziecko nie wie, kiedy i jak rodzice będą się wobec siebie zachowywać, uczy się niestabilności, żyje w lęku. Dramat pogłębia się, gdy rodzice zaczynają „używać” dziecka i przeciągać na swoje strony.

– Czy możemy to oceniać?
– Nie. Toksyczny ojciec czy toksyczni rodzice zachowują się w ten sposób, bo nie potrafią inaczej. Nikt nigdy nie nauczył ich zdrowego tworzenia dobrych relacji, a to może oznaczać, że sami doznawali jakiegoś rodzaju toksyczności. Być może któryś z rodziców zorientuje się, że coś „jest nie tak”, że jego zachowanie nie służy jego rodzinie. Wówczas dobrym rozwiązaniem będzie zgłoszenie się do psychoterapeuty, aby podczas terapii móc przyjrzeć się sobie i swoim schematom postępowania i nauczyć się tworzenia zdrowych relacji.

– A co z samotnym ojcostwem – przywilej to czy stygmat?
– Samotnego ojcostwa nie traktuję ani jako przywileju, ani jako stygmatu. Samotne ojcostwo jest trudne, tak jak trudne jest samotne macierzyństwo. Cierpią obie strony – zarówno ojciec, który dźwiga podwójną rolę, jak i dziecko, które czegoś nie otrzymuje, bez względu na to,  jak fantastyczny jest tata. Dodatkowo w społeczeństwie, w którym żyjemy, większe przyzwolenie jest na bycie samotną matką, aniżeli samotnym ojcem. Nadal pozostaje to nieco „dziwne”. Szkoda, ponieważ samotne rodzicielstwo to naprawdę duże wyzwanie. Mówię to jako matka mająca u swojego boku wspaniałego męża – ojca naszego syna. Bycie rodzicem to po prostu ciężka praca i wyzwanie. Owszem, także radość i satysfakcja. Jest łatwiej, gdy jedno i drugie można wspólnie dzielić między sobą. Stąd też uważam, że każda mama lub tata samotnie wychowujący potomstwo zasługuje na ogromne uznanie. I pomoc. Nie mylić z litością.
Uważam, że o samotnym ojcostwie wciąż niewiele się mówi. Samodzielni ojcowie, których znam, często zostali nimi bez swojej zgody, w wyniku trudnych doświadczeń życia czy też losu. Często nieprzygotowani, ponieważ do tej pory więcej w życiu dzieci było ich mamy. I nagle nie dość, że trzeba poradzić sobie ze swoją stratą, to jeszcze trzeba nauczyć się tak wielu nowych rzeczy związanych z opieką nad dzieckiem.

– Porozmawiajmy o świadomym ojcostwie, czym ono jest?
– Świadome ojcostwo to ojcostwo, w którym ojciec jest obecny w życiu dziecka. To ojcostwo, w którym ojciec zastanawia się nad swoim wpływem na rozwój dziecka. Świadome ojcostwo jest przeżywane, a to wiąże się z emocjonalnym zaangażowaniem. Świadomy ojciec wie, że czas spędzony z dzieckiem nie jest „poświęceniem czasu” dziecku, a daniem mu tego, czego bardzo potrzebuje, oraz inwestycją w jego rozwój. Świadomy ojciec zadaje pytania, także sobie, po to, by jako rodzic mógł się rozwijać. Ponieważ rodzicielstwo to niewątpliwie rozwój – dziecka i swój. Ponadto świadomy ojciec to mężczyzna, który zna swoje zalety i wady, swoje mocne strony, umiejętności i wie, w jaki sposób może je wykorzystać, by wspierać rozwój córki czy syna.

– Dobry ojciec to coś więcej niż wychowawca. To też przyjaciel.
– Myślę, że dobry ojciec to taki, który potrafi wypośrodkować te dwie role. Wie, kiedy jego dziecko potrzebuje autorytetu, kiedy wychowawcy, kiedy przewodnika, a kiedy przyjaciela. Niezależnie od roli, jaką pełni, zawsze powinien kierować się uważnością w stosunku do swego dziecka. Ważne jest także uświadomienie sobie, jaki jest cel wchodzenia w te poszczególne ojcowskie role. Co jako ojciec chcę uzyskać? Jak to wpłynie na moje dziecko? Czy pomoże mu? Wzmocni je, lecz w taki sposób, by nie poczuło się przytłoczone, bezradne i uzależnione od ojca?

– Zatem jaki jest  ten „fajny tato”?
– (Śmiech) Myślę sobie „taki, jak mój!”. Mój tata to fajny tato. I mam jeszcze to szczęście, że mam drugiego fajnego tatę – teścia. Patrzę też na mojego męża i myślę sobie, że jest super tatą dla naszego syna. A jaka jest definicja „fajnego taty”? Hmm… zapewne każdy z nas ma swoją. A fajny tata to taki, którego dziecko powie, że ma najlepszego tatę pod słońcem. Nie zapominajmy, że to dzieci są lustrem naszego rodzicielstwa.


Fot. pixabay.com

„Pielgrzym” 2017, nr 13 (719), s. 14-16

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *