Pomaganie jest piękne – rozmowa z  Katarzyną Tsiantos, prezesem Fundacji Kapucyńskiej im. bł. Aniceta Koplińskiego

Fundacja Kapucyńska w Warszawie od lat kojarzona jest z ulicą Miodową, zgromadzeniem braci kapucynów i kolejkami osób, które codziennie przychodzą po ciepły posiłek. Kim są dziś najbardziej potrzebujący i jakie są oblicza biedy? O tym opowiada Katarzyna Tsiantos, prezes Fundacji Kapucyńskiej im. bł. Aniceta Koplińskiego. Rozmawia Patrycja Michońska-Dynek.

REKLAMA

– Kim są dzisiaj najbardziej potrzebujący?

– Jeszcze niedawno byli to bezdomni, ale szczególnie w ostatnim czasie – wraz z początkiem pandemii, a potem kryzysem ekonomicznym związanym z wojną w Ukrainie – obserwujemy, że przekrój ludzi, którzy potrzebują elementarnej pomocy powiększył się o inne osoby, które dotyka skrajne ubóstwo i niejednokrotnie także głód, nie wystarcza im od pierwszego do pierwszego, produkty spożywcze są dla nich zbyt drogie. Dlatego tak ważny jest dla nich ciepły posiłek, stanowiący nieco odciążający punkt w ich miesięcznym budżecie. Coraz częściej w tym gronie pojawiają się kobiety, bywa też, że mają one dzieci.

– Skąd się bierze ta bieda?

– To zagadnienie można analizować na wielu płaszczyznach, jednak zawsze zwracam uwagę na tę cienką granicę, której nie zauważamy, dopóki nasze życie nie legnie – losowo lub przez nieuwagę – w gruzach. Ta granica między naszym zwyczajnym – jak nam się wydaje – życiem codziennym a życiem człowieka bezdomnego – mieszkającego niezależnie od pory roku dzień w dzień, noc w noc na ulicy – jest płynna. Bywa, że przekraczamy ją, nie zauważając tego od razu lub wtedy, gdy jest już bardzo późno. Gdy zabraknie więc pomocnej ręki, tego ostatniego „koła ratunkowego”, jakim może być przyjaciel czy ktoś z rodziny, kto pojawi się w odpowiednim momencie i pomoże przetrwać najtrudniejszy moment, a może nawet – pomoże stanąć na nogi w przyszłości – osoba bezdomna, w krytycznym poziomie ubóstwa, zamarza i umiera na ulicy. A przecież jest człowiekiem takim samym jak my – może tylko z tą różnicą, że my mieliśmy często wsparcie w postaci najbliższej rodziny, przyjaciół, odpowiednich autorytetów w szkole, bardziej konstruktywne wzory do naśladowania – czyli trochę więcej szczęścia na naszej drodze życia. Jeżeli takiej osobie zabraknie siły i woli do życia, to nie ma ona szans, aby wyjść z problemu. Powoli traci wszystko – pracę, majątek, zdrowie, swoich najbliższych. Życie wymyka się jej z rąk i zostaje na ulicy. Każdy niesie ze sobą inną historię – czasem depresję, czasem chorobę alkoholową. Często osoby te wpadają w uzależnienia, następnie muszą spłacić długi, czeka je ciężki i żmudny proces wychodzenia z uzależnień. Ale one będą to w stanie zrobić tylko wtedy, gdy będzie obok nich ktoś, kto im pomoże, wesprze i zachęci do zmiany. Bywa, że osoby te tylko na jakiś czas wychodzą z tego problemu, ale to również pokazuje im drzemiącą w nich siłę do poradzenia sobie z wszystkimi problemami – krok po kroku, nie naraz. My jesteśmy z nimi i staramy się im towarzyszyć w każdym dniu, wspierając ich tak, jak możemy, i na tyle, na ile pozwalają nam na to nasze możliwości finansowe, kadrowe, materialne. I warto pamiętać o tym, że to nie jest tak, że każdy bezdomny jest zawsze pijany. Osoby w kryzysie uzależnienia na co dzień walczą z nałogiem i próbują z niego wyjść, próbują pracować, próbują żyć tak jak my – i tę iskrę woli trzeba wspierać i podtrzymywać.

– Pomagającym nieraz wydaje się, że wyjście z bezdomności powinno być szybsze.

– Pamiętajmy, że proces wychodzenia z kryzysu bezdomności jest nieco podobnym procesem do wychodzenia z depresji, bez wsparcia właściwie jest się skazanym na porażkę, a czasem nawet na śmierć. Bo bezdomność może także zabijać – tak jak nieleczona skutecznie depresja, na którą niejednokrotnie cierpią osoby bezdomne – pogrążone w beznadziejnym zbiegu okoliczności życiowych czy tez zdrowotnych. Człowiekowi w depresji nie można nic narzucić, a słowa pocieszenia nie są tu skuteczne, mogą wręcz jeszcze bardziej zniechęcić do poradzenia sobie z kryzysem. Trzeba zatem działać według pewnego systemu wychodzenia z bardzo złożonego i wieloaspektowego kryzysu bezdomności czy ubóstwa. Osoby bezdomne często przychodzą do nas nie tylko po jedzenie, ale też z potrzeby serca, z chęci rozmowy z drugim człowiekiem, który ich nie osądzi i nie skrytykuje. Potrzebują też przytulenia, zrozumienia i akceptacji, aby mieć szansę na rozpoczęcie ponownego wzrostu wewnętrznego i nabrania sił, a także wewnętrznego przekonania, że można dalej żyć, że każdy dzień to nowa możliwość na dokonanie choćby minimalnej zmiany w swoim życiu. Osoby te przychodzą i opowiadają, że były na przykład u lekarza i jakie otrzymały diagnozy, bo nie mają z kim się tym podzielić, a boją się o swoje zdrowie i życie. U nas otrzymują zainteresowanie i chęć pomocy. Jeśli o nią proszą, jesteśmy z nimi i dla nich na co dzień i staramy się wspólnie znaleźć rozwiązanie.

– Od siedmiu lat pracuje pani w Fundacji Kapucyńskiej i zna wiele ludzkich historii. Co najczęściej prowadzi do samotności i bezdomności?

– Bywa różnie… Najbardziej ujęła mnie kiedyś historia starszego pana profesora, od którego odeszła żona, a on sobie z tym nie poradził – nie chciał żyć, nie płacił czynszu, stracił mieszkanie i znalazł się na ulicy. Przepiękny człowiek, przepiękna dusza, chodząca encyklopedia. Nieraz siedzieliśmy na schodkach, długo rozmawiając. Zdrowie nie pozwalało mu już pracować. Mieszkał na ulicy, czasem pomieszkiwał u kogoś pokątnie. Niestety nie wiem, co się z nim teraz dzieje, bo przez okres pandemii straciliśmy kontakt z wieloma naszymi podopiecznymi.

– Niektórzy mówią, że bezdomność to wybór – nie trzeba płacić podatków, rachunków, nie ma zobowiązań – i że bezdomni prowadzą życie w wolności, więc nie potrzebują naszego wsparcia.

– Być może zdarzają się osoby, które dobrowolnie i w pełni świadomie wybrały życie na ulicy. Jednak zapewniam, że nie znam osobiście nikogo z naszych podopiecznych, kto świadomie zdecydował się na takie życie, mimo że mogło ono oferować mu inne możliwości. Pracuję dla Fundacji Kapucyńskiej już wiele lat i nie spotkałam w tym czasie ani jednej osoby, która wybrała bezdomność po to, aby nie płacić podatków. Naszych podopiecznych postrzegam jako osoby, które zwyczajnie na świecie potrzebują drugiego człowieka. To jest naturalne, że potrzebujemy siebie nawzajem, że potrzebujemy ciepła, bliskości, zrozumienia i wsparcia. Zgodnie z piramidą potrzeb Maslowa najpierw najważniejszy jest żołądek, człowiek musi się najeść, aby później mieć siły do realizowania innych potrzeb, na przykład rozmowy, podjęcia ryzyka i otworzenia się emocjonalnego czy intelektualnego wobec drugiego człowieka.

– Jeśli widzimy na ulicy osobę potrzebującą – powinniśmy dawać jej pieniądze czy nie?

– Raczej nie. Lepiej wskazać takiej osobie konkretną organizację, fundację, stowarzyszenie, do której może się udać, ponieważ one najlepiej wiedzą, jak dalej działać. Dzisiaj prawie każdy ma przy sobie telefon, można szybko znaleźć informację, gdzie są fundacje zajmujące się ludźmi w potrzebie. Chociaż oczywiście musimy mieć świadomość, że nie każdy będzie chciał z tej podpowiedzi skorzystać. Zawsze warto spróbować, bo zdarza się, że osoby w potrzebie nie mają świadomości albo siły do działania, a my dajemy im impuls, aby to zmienić. Uświadamiamy, że jest ktoś, kto chce pomóc i że nie są sami. To jest ważne dla takiej osoby. To jest dobra i mądra pomoc.

– Ale jeżeli ktoś prosi o trzy złote na chleb, to moje chrześcijańskie serce chciałoby głodnemu pomóc.

– Rozumiem, ale zazwyczaj takie osoby stoją przed sklepem, więc lepiej zróbmy im zakupy, o które proszą. Wychodząc ze sklepu, przekażmy im rzeczy, które kupiliśmy. Najczęściej takie osoby bardzo się z takiej pomocy ucieszą, a my będziemy mieć pewność, że nasze pieniądze nie zostały wydane na alkohol.

– Czy osoby żyjące na ulicy chcą pomocy? Czasem jest ona wymagająca, ustawia pewne granice i ma zasady, których trzeba przestrzegać.

– Z doświadczenia wiem, że czasami jest trudno, ponieważ ludzie wykluczeni czują się gorsi. Trzeba dużo naszej wrażliwości i miłości, żeby spojrzeć na nich, poświęcić im trochę więcej czasu i dogłębnie zrozumieć. Powoli tłumaczyć. Jeśli ktoś czuje się gorszy, to trudniej do niego dotrze nasz przekaz. A tak naprawdę osoby te bardzo potrzebują zainteresowania, z każdym z nich można porozmawiać. Jak mają słabszy dzień, mówią o przeszłości, o tym, co ich najbardziej boli, o ranach, trudnych przeżyciach, a jak mają lepszy, mówią o przyszłości, o tym, co ich czeka, że znajdą pracę, że gdzieś zostali zaproszeni.

– Jaki macie pomysł na pomoc bezdomnym?

– Pomagamy doraźnie, wydajemy posiłki i ubrania. Mamy magazyn, a w nim wszystko, czego potrzeba. Na przykład w zimie rozdajemy rękawiczki, skarpety, ciepłe ubrania i buty. Niedługo ruszamy z warsztatami, na których osoby bezdomne będą mogły posiedzieć dłużej w cieple i czymś się zająć. Będziemy wypalać w drewnie, robić różańce, będzie głoszona Ewangelia i będą spotkania z braćmi kapucynami – nasi podopieczni bardzo je lubią. Przed każdym posiłkiem mamy wspólną modlitwę, a któryś z braci nas błogosławi.

– Czy pandemia coś zmieniła w waszych działaniach?

– Bardziej doceniliśmy siebie nawzajem – zobaczyliśmy, jak bardzo jesteśmy potrzebni osobom w kryzysie bezdomności. Liczby też się zmieniają – przed pandemią przychodziło mniej więcej trzysta pięćdziesiąt osób dziennie, podczas pandemii, kiedy wydawaliśmy posiłki przez okienko – było ich już około tysiąca, a teraz sześćset, siedemset osób. Dzisiaj wszyscy już wchodzą do środka, z każdym witamy się imiennie. Ze względów bezpieczeństwa weryfikujemy trzeźwość.

– Co dla osób bezdomnych jest najważniejsze w życiu?

– Chciałabym odwrócić perspektywę: to oni pokazują nam, co jest ważne. W biegu życia często się zatracamy – w pracy czy w różnych problemach – a zostawiany z boku to, co jest najważniejsze. Bezdomni pokazują nam, że ważny jest wspólny stół, wspólny posiłek, miłość i podanie ręki. Ważne jest to, że poklepiesz drugiego człowieka po plecach i zatrzymasz się przy nim. Czasami jest tak, że to oni bardziej pomagają nam. Pomaganie jest piękne, pozwala odnaleźć naszą prawdziwą życiową drogę.

„Pielgrzym” [5 i 12 lutego 2023 R. XXXIV Nr 3 (866)], str. 14-17

Dwutygodnik „Pielgrzym” można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

UWAGA!
Czasopismo do nabycia także w wersji elektronicznej (PDF)!

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *