Najważniejszy jest Bóg – rozmowa z dominikaninem, ojcem Wojciechem Czwichockim OP

O wsłuchiwaniu się w głos swojego serca, odnajdywaniu siebie i Boga w medytacyjnym skupieniu, z dominikaninem, ojcem Wojciechem Czwichockim OP, rozmawia Anna Mazurek-Klein.

REKLAMA


– Obecnie coraz więcej ludzi zaczyna przygodę z medytacją, traktując ją jako sposób walki ze stresem, ma ona także pomóc przywrócić zaburzoną równowagę emocjonalną –   ale na tym koniec. Myślę jednak o medytacji, która swoje korzenie ma w chrześcijaństwie i staje się coraz bardziej popularna. Niektórzy witają ten trend z radością, inni podchodzą do medytacji z obawą. Czym zatem jest medytacja chrześcijańska?

– Medytacja jest oczywiście nie tylko chrześcijańskim, a nawet nie tylko religijnym doświadczeniem. Myślę, że najprościej można ją opisać jako drogę, sposób osiągnięcia wewnętrznego skupienia. Medytacja chrześcijańska jest natomiast modlitwą. Wierzymy, że sakrament chrztu świętego włączył każdego z nas w życie Boże. Zostaliśmy napełnieni łaską, zanurzeni w Ducha Świętego. Różnymi słowami opisujemy ten dar, który każdy z nas otrzymał na chrzcie świętym. On jest w nas, ale najczęściej nie jesteśmy go świadomi. Medytacja jest tym rodzajem skupienia, który pomaga nam doświadczyć tego, co już w każdym z nas się dokonało. W codziennym życiu nieustannie czymś się zajmujemy. Spełniamy nasze obowiązki, wchodzimy w pewne role społeczne, za czymś tęsknimy, do czegoś dążymy. Życie szarpie nas na różne sposoby. Wszystko dzieje się ekspresowo. W pewnym momencie możemy poczuć, że tracimy grunt pod nogami, że w tym zamęcie nie wiemy już, kim tak naprawdę jesteśmy. Medytacja jest sposobem na odnalezienie siebie. A przecież wierzymy, że „nasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol. 3,3). Medytacja to doświadczenie w wierze tej właśnie prawdy, będącej owocem łaski chrztu świętego, że odnajdując siebie, odnajdujemy siebie w Bogu. Tradycja medytacji chrześcijańskiej zaczęła się w trzecim wieku na pustyni egipskiej. Tę tradycję przekazał Kościołowi łacińskiemu Jan Kasjan w swoich „Rozmowach z Ojcami” (Collationes patrum). Pustelnicy szukali drogi zbawienia. Znajdowali ją na pustyni w prostym życiu, które pomagało im zachować „pamięć o Bogu”, którą nazywali „modlitwą nieustanną” albo „modlitwą serca”. Ojcowie pustyni zalecali swoim uczniom powtarzanie z wiarą krótkiego wezwania modlitewnego i jednoczesnej świadomości najbardziej podstawowych rytmów naszego ciała, jakim są oddech i bicie serca. Słowo kładzie się na oddechu. To bardzo ważna praktyka, która pomaga nam nie uciekać z modlitwą w świat fantazji i wyobrażeń. Moje zbawienie jest tam, gdzie moje życie, tam gdzie mój oddech i bicie serca, a nie tam, gdzie próbują mnie „zabrać” moje nawet najpobożniejsze fantazje. Tradycja modlitewna ojców pustyni znalazła swoją kontynuację w prawosławnej praktyce modlitwy Jezusowej, w której powtarza się w rytm oddechu wezwanie „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Także w grupach i wspólnotach medytacji chrześcijańskiej w Kościele rzymskokatolickim odwołujemy się do tradycji modlitewnej ojców pustyni.

– Co w medytacji jest najważniejsze?
– Najważniejsza jest wiara, jak w każdej modlitwie. Wierzę, że to Duch Święty modli się we mnie. Wierzę, że jestem zanurzony w Bogu. Oczywiście, jak w każdym sposobie modlitwy, ważna jest też wytrwałość i cierpliwość.

Jak się medytuje?
– Jak już powiedziałem, w naszej praktyce medytacyjnej staramy się kontynuować tradycje „modlitwy serca” ojców pustyni. Najpierw zajmujemy miejsce. Siadamy na stołeczku lub poduszce medytacyjnej. Ponieważ będziemy siedzieć nieruchomo kilkanaście minut, ważne jest, żeby znaleźć wygodną pozycję, która pozwala zachować wyprostowany kręgosłup. Na początku słuchamy swojego ciała, doświadczamy go. Słuchamy bicia serca, oddechu. To ja. Tutaj jest moje spotkanie z Bogiem. Potem w rytm swojego naturalnego oddechu zaczynamy w myśli powtarzać z wiarą swoje modlitewne wezwanie. Te wezwania mogą być różne, ważne jest, żeby wybrać swoje, takie, które wyraża moją wiarę w Boga, i przy nim pozostać. Anonimowy autor „Obłoku niewiedzy” z XIV wieku podpowiada, żeby było ono krótkie, może nim być słowo „Bóg” albo „Jezus”. Myślę, że bardzo dobrym wezwaniem jest modlitwa „Jezu, ufam Tobie”, także wypowiadane słowo „Maranatha”, wezwanie „Przyjdź Duchu Święty” bądź tradycyjna formuła modlitwy Jezusowej „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”. Powtarzając z wiarą tę krótką modlitwę, siedzimy nieruchomo, najczęściej dwadzieścia minut. Kiedy zorientujemy się, że nasze myśli uciekają do różnych fantazji, trudnych spraw dnia codziennego czy innych wydarzeń, które już były albo które planujemy, spokojnie i cierpliwie wracamy do powtarzania swojej modlitwy. Dobrze, jeśli medytacja staje się codzienną praktyką modlitewną.

– Czy jest jednoznaczne stanowisko Kościoła wobec form modlitwy, które przypominają praktyki medytacyjne, znane w tradycjach dalekowschodnich?
– W 1989 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała „List do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej” (Orationis formas). Bardzo zachęcam do lektury tego dokumentu. Przypomina on, że medytacja jest tylko jednym z elementów drogi nawrócenia człowieka, która znajduje swoje wypełnienie w miłości Boga i bliźniego. Ponadto zwraca uwagę na niebezpieczeństwo synkretyzmu religijnego, a także na to, że czasem łatwo pomylić odprężenie
i poczucie ulgi, jakie niekiedy daje medytacja, z doświadczeniem łaski Bożej. Zresztą na to samo zwracali uwagę ojcowie pustyni w swoich pismach.

– Czy można mówić o zagrożeniach wynikających z medytacji chrześcijańskiej?
– Myślę, że sama medytacja chrześcijańska nie jest groźna. Niebezpieczne może być to, jak człowiek ją przeżywa. Można zafiksować się na swoich oczekiwaniach jakichś wyjątkowych wrażeń. Każdy nauczyciel modlitwy powie nam, że to Bóg jest najważniejszy, a nie nasze odczucia, „dreszcze” czy poczucie ulgi. Można czasem popaść w zadufanie, że modlę się w jakiś wyjątkowy sposób. Pomoc przewodnika duchowego, który gdy trzeba „spuści z nas powietrze”, jest nieoceniona. Można się zniechęcić, bo w gruncie rzeczy w medytacji „nic się nie dzieje”. Dla kogoś, kto nieustannie żyje w świecie bodźców, obrazów, wrażeń, taka modlitwa bez wyobrażeń i z kilkoma tylko słowami może być odstręczająca.

– Każdy z nas może medytować, a może potrzebne są do tego specjalne predyspozycje?
– A czy każdy może usiedzieć dziesięć minut w milczeniu? Niby każdy, ale dla niektórych ludzi to duże wyzwanie. Podobnie jest z medytacją. Myślę, że jest dla każdego. Czasem stanowi  wielkie wyzwanie nie tylko dla naszej rozbuchanej wyobraźni i braku cierpliwości, ale może przede wszystkim dla naszej wiary. Z drugiej jednak strony wielu ludzi poszukuje jakiegoś wyhamowania, uspokojenia w zwariowanym świecie. Może medytacja chrześcijańska, która jest nie tyle techniką relaksacyjną, co modlitwą, pomoże im znaleźć prawdziwy pokój, a nie tylko chwilę odprężenia. W wielu miejscach świata praktykuje się krótkie medytacje z dziećmi w szkołach. O. Maksymilian Nawara OSB z klasztoru benedyktyńskiego w Lubiniu od kilku lat prowadzi zajęcia z medytacji chrześcijańskiej w przedszkolu. Ja sam miałem możliwość medytowania z osadzonymi w więzieniach, między innymi we Wrocławiu. Oczywiście nie ma sensu przymuszać kogokolwiek do medytacji albo twierdzić, że jest „do zbawienia koniecznie potrzebna”, ale jeśli ktoś odkrywa w sobie pragnienie prostej modlitwy, nie musi mieć specjalnych predyspozycji. Wiara i cierpliwość wystarczą.

– W życiu człowieka przychodzą chwile, w których staje się opuszczony, kiedy pomimo starań nie czuje obecności Boga. Czy medytacja może w tym pomóc?
– Chyba nie może pomóc w tym sensie, że przywróci poczucie obecności Boga. Natomiast może pomóc w modlitwie, mimo braku takiego poczucia. Medytacja to trwanie w wierze, że jest się przyjętym przez Boga, pomimo że się Go nie czuje, że skupienie na Jego obecności nieustannie przerywane jest rozpraszającymi myślami. Każdy powrót do powtarzania modlitewnego wezwania to nawrócenie, powrót do wiary w Boga, który jest obecny.

– Czy kontemplacja jest tym samym, co medytacja?
– Medytacja nie jest jedyną drogą do kontemplacji, a ściśle rzecz biorąc do kontemplacji nabytej, jak ją nazywa klasyczna teologia duchowości. Kontemplacja to pewność miłości Boga do mnie i moja na tę miłość odpowiedź. Ta pewność wiary jest niezależna od odczuć, nastroju, umiejętności wypowiedzenia jej. To zjednoczenie z Bogiem i wynikający z niego pokój i szczęście, którego pełnię będziemy przeżywać w niebie. Tu na ziemi taka kontemplacja jest łaską, czyli darem ofiarowanym nam przez Boga, wtedy nazywamy ją kontemplacją wlaną. Ale można też do tego daru się przybliżać i wtedy taki stan naszej relacji z Bogiem nazywamy kontemplacją nabytą.

– W jaki sposób Ojciec medytuje?
– Już trochę o tym mówiłem. Staram się codziennie znaleźć mniej więcej pół godziny na to, żeby medytować w sposób, jaki opisałem. Najchętniej tuż po przebudzeniu, ale nie zawsze się to udaje i wtedy medytuję wieczorem. Raz w tygodniu spotykam się w kościele św. Mikołaja w Gdańsku  na wspólnej medytacji z grupą.

Czy zatem medytację można rozumieć jako głębsze poznanie Boga?
– Nie wiem, czy głębsze. Wolę unikać takich przymiotników, że medytacja jest „bardziej”, „głębiej”, „subtelniej” itd. Każdy z nas ma swoją drogę do Boga. Wszyscy wierzący żyjemy we wspólnocie Kościoła z sakramentami, Pismem Świętym, liturgią i wieloma tradycjami duchowymi. Medytacja jest jedną z form modlitwy kontemplacyjnej i z pewnością dla wielu osób jest ich drogą do znalezienia się w Bogu.

„Pielgrzym” 2016, nr 1 (681), s. 18-20


Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *