W ikonografii nie ma rzeczy przypadkowych, tu wszystko ma swoje znaczenie. Według św. Jana Damasceńskiego: „Ikona jest widzialnością niewidzialnego obrazu”. I mimo że tradycja wykonywania ikon sięga prawdopodobnie czasów apostolskich, a dziś przeżywa swój renesans, do tej pory jej język często jest przez nas niepoznany.
Ikona to rodzaj modlitwy, bycia w promieniach Bożej łaski, to przedłużenie Słowa Bożego, które ikonograf przenosi na płótno, na deskę. Na czym właściwie polega pisanie ikony?
– Proces jest dość długi i skomplikowany, ponieważ ostateczny efekt poprzedza wiele etapów. Na podstawowe elementy ikonopisarskiego warsztatu składają się: podobrazie, grunt, pozłota, farby temperowe i werniks – mówi Elżbieta Długosz, ikonograf, prowadząca warsztaty w Pracowni Ikon przy Klasztorze oo. Dominikanów w Gdańsku. – Najpierw trzeba przygotować deskę. Taka deska musi jakiś czas schnąć, nawet do trzech lat. Potem odpowiednio się ją przycina. Musi być sklejona z kilku kawałków, które gruntuje się specjalnym klejem. Na to się kładzie płótno, które ma dwie funkcje. Z jednej strony trzyma razem te wszystkie deski, a z drugiej w sposób symboliczny przypomina chustę św. Weroniki, na której odbił się wizerunek Pana Jezusa. Na to kładzie się grunt kredowo-klejowy. Dokładnie dwanaście warstw. Ma to również wydźwięk symboliczny i nawiązuje do dwunastu apostołów. Na to dopiero kładzie się całą malaturę, złoto, kolory, co również jest powolnym procesem. Ikonę maluje się bez pośpiechu. On na pewno nie jest wskazany – zaznacza ikonografka.
Ikona sama w sobie wymaga konkretnych przedstawień, form i kolorów. Mówi się o niej, że jest istotowym głoszeniem prawdy o zbawieniu. Wszystkie elementy, gesty, atrybuty, kolorystyka mają swoje znaczenie symboliczne i teologiczne odnoszące się do prawd duchowych i sposobu głoszenia Ewangelii.
Kolory
Zawsze zaczyna się od najciemniejszego elementu po ten najjaśniejszy. – I tu nic nie jest przypadkowe. Symbolizuje to wychodzenie z naszej ciemności do światła, prowadzi do spotkania z tą postacią, którą chcemy przedstawić – zaznacza Elżbieta Długosz.
W Bizancjum kanon zakładał malowanie czystymi kolorami i używanie w dużych ilościach pozłoty. Barwa była wówczas tak samo ważna jak słowo, a ponieważ każde z nich ma znaczenie, barwy również przekładano na język symboli. Nadawał on kolorom ściśle określoną wymowę. I tak złoto symbolizowało świętość, oddanie czci, nieśmiertelność, Bożą chwałę. Purpurowy: władzę i bogactwo. Czerwień była synonimem życia, krwi, piękna i czystości. Bielą przedstawiano Boskość, czystość i niewinność. Niebieski oddawał niebo, ale też duchowość i mistycyzm. Zielony: życie, wieczną młodość, płodność, wewnętrzne bogactwo. Brąz był symbolem ziemi, materii, ubóstwa.
– Nie chodzi jednak o to, by było bardzo kolorowo – mówi Elżbieta Długosz. – Ważny jest pewien minimalizm. Im mniej, tym łatwiej skupić się na przedstawieniu. Kontrowersyjnym kolorem jest na przykład czarny. W zasadzie nie używa się go w ikonopisarstwie – poza kilkoma wyjątkami. Jednym z nich jest przedstawienie Bożego Narodzenia, gdzie widoczna jest jaskinia i ciemność, w której rodzi się światło. Najważniejszą barwą natomiast jest złoty. Złoto pojawia się jako pierwsze na ikonie. To z kolei przypomina o tym, że na początku powstało światło. Od tego wszystko się zaczęło. Ono tę naszą ciemność rozjaśnia. Jest też purpurowy. Kiedyś był on jednym z najdroższych kolorów na świecie, zarezerwowany wyłącznie dla królów. Dlatego na ikonach przedstawiana jest w tym kolorze Maryja, która ma purpurowy płaszcz. To symbol ziemskości i przypomnienie, że Matka Boga była człowiekiem. Na zachodnich przedstawieniach występuje też ona w płaszczu niebieskim, kolor ten oznacza z kolei dziewictwo.
Podstawowym przedstawieniem w ikonografii jest ikona z obliczem Jezusa w typie Pantokratora. – Zawsze występuje ona z charakterystycznym ukazaniem czerwonej sukni i błękitnego płaszcza – mówi o. Jacek Wróbel, jezuita, założyciel pracowni Droga Ikony. – Czerwień brunatna odnosi się do tajemnicy człowieczeństwa Syna Bożego. Z kolei płaszcz narzucony na suknię koloru granatowego jest symbolem bóstwa Chrystusa. I to w tej kolejności. Jezus stał się człowiekiem, ale przez swoją śmierć i zmartwychwstanie na nowo przyoblekł się w bóstwo, czyli zbawienie. Ten błękitny płaszcz mówi o tym, że w Jezusie Chrystusie, jak to bardzo ładnie ujmuje tradycja wschodnia, nastąpiło przebóstwienie człowieka. Pan Jezus obdarzył nas łaską życia Bożego.
Pochodzenie
Z powstaniem kanonu związana jest pewna opowieść o królu Abgarze V, władcy Edessy, po raz pierwszy zanotowana przez Euzebiusza z Cezarei. Kiedy król zachorował na trąd, wysłał swego sługę Ananiasza, by poprosił Jezusa, którego sława uzdrowiciela była już wówczas głośna, aby przybył do niego i go uzdrowił. Chrystus nie mógł jednak spełnić prośby króla. W legendzie wspomina się, że Abgar poprosił swojego wysłannika, aby w przypadku gdyby Chrystus nie mógł przybyć, sporządził jego portret. W Jerozolimie okazało się jednak, że posłaniec nie jest w stanie namalować oblicza Zbawiciela. Wówczas Chrystus przyłożył chustę do swojej twarzy i w ten sposób powstał portret, którego kontemplacja uzdrowiła króla.
– Istotą tej opowieści jest to, że pierwsza ikona (z języka greckiego eikón, czyli obraz) nie powstała z inicjatywy człowieka, ale z woli samego Chrystusa, który chciał zostawić świadectwo wcielenia – podkreśla o. Jacek Wróbel. – Późniejsi teolodzy, zwłaszcza św. Jan z Damaszku, który był wielkim orędownikiem wykonywania i czci ikon, argumentował, że my, jako chrześcijanie, nie tyle możemy wykonywać ikony, które są swoistym odpisywaniem pierwowzoru oblicza Jezusa, ale wręcz powinniśmy to robić na świadectwo tego, że Bóg niewidzialny stał się widzialny, że Bóg nieskończony stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie. Jak mówi sam Chrystus w jednej z Ewangelii: „Kto widział mnie, widział Ojca”.
Sens teologii ikony zawiera się w tym, że my, stając przed ludzkim obliczem Chrystusa, które ukazujemy na ikonie (co nie jest inicjatywą ludzką, ale darem samego Pana Boga) stajemy również przed tajemnicą Jego Bóstwa. Stąd nazwa mandylion, czyli pierwsza ikona oblicza Pana Jezusa, jej rdzeń oznacza po prostu chustę. W tradycji greckiej to acheiropoietos, czyli „nie ręką ludzką uczyniony”.
Podobnie nasza tradycja łacińska, zachodnia przypisuje powstanie pierwszej ikony cudowności, a więc woli samego Pana Jezusa. Jednak my znamy tę opowieść już z dużo późniejszego okresu, mniej więcej z około XIII–XIV wieku. Mowa o chuście Weroniki. Tej, która otarła twarz Jezusowi, a On w geście uznania i wdzięczności pozostawił na chuście swoje odbicie. Różnica polega na tym, że we wschodniej tradycji odbite oblicze Chrystusa nie ma znamion męki, natomiast w tradycji łacińskiej, w związku z kultywowaniem pobożności Męki Pańskiej, oblicze Pana Jezusa jest umęczone, często pokazywane z kroplami krwi i w koronie cierniowej. To przedstawienie nazywa się veraicon. Samo imię Weronika, które tradycja chrześcijańska przypisuje tej kobiecie, złożone jest z dwóch słów. Łacińskiego vera – prawdziwa, i greckiego icon – obraz. Czyli Weronika przekazała nam prawdziwy obraz – vera icon – podkreśla o. Wróbel.
Pisanie ikon, prawda
Pisanie ikon czy też ikonopisanie wywodzi się z greckiego źródłosłowu iconographia i w rozumieniu tradycji wschodniej jest formą głoszenia Słowa Bożego. A skoro mowa o głoszeniu Słowa Bożego, zawsze należy się do tego przygotować – intelektualnie i duchowo.
– Ikona to pisanie Pisma Świętego, ale w kolorach i obrazach – zaznacza Elżbieta Długosz. – To przedstawienie tego, czego nie da się napisać literą. Trochę taki alfabet. Każdy gest, sposób przedstawienia mówi nam całą prawdę o tym, co jest w Piśmie Świętym.
Chrześcijaństwo wschodnie zawsze traktowało misję pisania ikon jako formę posługi i głoszenia Słowa w Kościele. – Związany jest z tym więc pewien etos – podkreśla o. Wróbel. – Ma to związek z dyspozycją duchową, wolnością, czystością serca, wiarą, nieżywieniem zawiści. Uformował się nawet specjalny kodeks ikonografów, mający dziewięć punktów. Wskazują one między innymi na to, jaka powinna być duchowa dyspozycja takiego ikonografa. Pierwszy punkt mówi o tym, aby przebaczyć swoim nieprzyjaciołom, aby uwolnić serce, aby żywić wdzięczność wobec Boga za łaskę, jaką udzielił ikonografowi. To wskazanie na to, że ikonograf podczas swojej pracy powinien się modlić i oczekiwać łaski, która go wspomoże – nie tylko w kunszcie umiejętności, ale też w istotowym oddaniu tego, czym jest ikona, czyli głoszeniu prawdy o tym, że Bóg stał się człowiekiem, a my jesteśmy zbawieni w Jezusie Chrystusie dzięki Jego śmierci i zmartwychwstaniu.
– Dla mnie pisanie ikon jest czymś w rodzaju głębokiego pragnienia – zdradza Elżbieta Długosz. – Wiem, że chcę zrobić coś konkretnego, co do mnie przemawia. To też pragnienie ciszy, dlatego przed przystąpieniem do pracy tak ważna jest dla mnie adoracja, wyciszenie. To nie musi trwać długo, czasem wystarczy kilkanaście minut. Uważam, że najważniejszy jest wewnętrzny spokój. Jeżeli w to się zagłębimy, wejdziemy w zupełnie inny wymiar czasowy. Nawet jeśli maluje się po raz kolejny ten sam wizerunek, za każdym razem jest to inne doświadczenie i odkrywa się coś innego – inną prawdę.
Przedstawienie
Samych przedstawień w ikonografii jest bardzo wiele. Jednym z najczęściej spotykanych jest wizerunek Matki Boskiej.
– Można powiedzieć, że ikonografia Matki Bożej jest jeszcze bogatsza, jeszcze liczniejsza niż ikonografia Pana Jezusa – stwierdza o. Jacek Wróbel. – Ikona Pana Jezusa jest pierwszą, jest źródłem. Druga natomiast jest ikonografia Matki Bożej. Występują aż trzy typy jej przedstawienia: oranta – modląca się, ukazywana albo w całej postaci, albo w półpostaci frontalnie ze wzniesionymi ramionami w geście modlitwy. Drugi typ to tak zwana Matka Boża hodegetria, czyli wskazująca drogę, przewodniczka. W Polsce ten typ bardzo dobrze znamy z ikony Matki Bożej Częstochowskiej. To Maryja, która na swoim lewym ramieniu podtrzymuje Pana Jezusa, lewą dłonią wskazując na niego. Trzeci typ ikony Matki Bożej to tak zwana eleusa, czyli miłościwa, czuła, współczująca. To charakterystyczne ukazanie Maryi, która trzyma w ramionach Pana Jezusa wyciągającego główkę w jej stronę. Swoim policzkiem styka się z policzkiem Matki Bożej. Najbardziej rozpowszechnioną ikoną tego typu jest Matka Boża Włodzimierska.
Język
Czytając Pismo Święte, należy podjąć pewne studium, podobnie jest z ikoną. – Trzeba poznać jej język, bo ikona w swoim wyrazie posiada cały alfabet – zaznacza o. Jacek Wróbel. – I jak to z językiem, żeby go zrozumieć, trzeba go poznać. Ogromna jest waga symboliki przedstawień, koloru, elementów, atrybutów. Dlatego tak istotne jest podejście z wiarą, świadomością tego, że ikona zawsze ma na celu ukazywanie prawdy o miłości Boga, która objawiła się we wcieleniu, śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa. O tym trzeba pamiętać, bo nawet z pozoru najbardziej odległa tematycznie ikona zawsze sprowadza się do tej podstawowej prawdy – stwierdza.
Ikony mają za zadanie pogłębiać życie duchowe, wprowadzać do modlitwy. Są efektem działania płynącego z wiary. To droga kontemplacji. Św. Jan od Krzyża w swoim poznawaniu Boga dochodził do pewnej granicy, do pewnego punktu, w którym milkną słowa, kończy się rozumowanie i rozpoczyna się kontemplacja. Trwanie przed majestatem Boga.
Renesans
Od jakiegoś czasu obserwuje się ponowne odkrycie ikony. – Myślę, że w ikonografii chodzi o to, aby umożliwić człowiekowi szczególnie dziś potrzebne wyciszenie – mówi o. Wróbel. – Ten zwrot ku ikonografii jest wyrazem potrzeby życia duchowego człowieka, którego bardzo często nam brakuje.
Maja Przeperska
„Pielgrzym” 2017, nr 12 (718), s. 18-21