Widujemy je codziennie. Na ulicy, w sklepie, ale przede wszystkim w naszych parafiach – krzątające się wokół kościoła i plebanii, a także w szkołach, ponieważ często są katechetkami, czy też w domach opieki, gdzie zajmują się potrzebującymi. W Polsce jest ich około 19 tysięcy. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, jak wygląda codzienne życie sióstr zakonnych?
Czy są szczęśliwe i spełnione? A przede wszystkim: dlaczego wybrały, z punktu widzenia osoby świeckiej, tak niełatwą drogę życia? Co je do tego skłoniło? Ktoś mi kiedyś powiedział: „Jeśli poznasz bliżej siostry zakonne, to się w nich zakochasz!”. I to prawda. Wszystkie siostry, które spotkałam w swoim życiu, są niezwykłe. Uczę się od nich każdego dnia. I to nie tylko zawierzenia Panu Bogu, Jezusowi czy Matce Bożej, ale także kobiecości, odwagi, a do tego życia z pasją, radości oraz pogody ducha. I wielu, wielu innych rzeczy. Pamiętam spotkanie w moim domu z jedną ze znajomych sióstr. Obecne były też dwie moje koleżanki, które – podobnie jak ja – założyły tego dnia dżinsy. Rozmawiałyśmy między innymi o kobiecości i wtedy siostra z szerokim uśmiechem powiedziała: „Dziewczyny, ale przecież tylko ja mam tu spódnicę!”. Śmiałyśmy się, ale jednocześnie dało mi to bardzo do myślenia. Przecież to prawda. W dzisiejszym świecie, gdzie kobiety coraz częściej przejmują męskie role, siostry zakonne, choć dla niektórych może to zabrzmieć dość paradoksalnie, stanowią bastion kobiecości. Bez wątpienia ma to związek z Maryją, która jest dla nich wzorem, ukochaną Matką i przewodniczką. W większości zgromadzeń po ślubach siostry otrzymują nawet Jej imię. A przecież Matka Boża jest kwintesencją wszystkiego, z czym kojarzy się kobieta: z delikatnością, wrażliwością, miłością, ogromną pokorą i poświęceniem dla bliskich, a jednocześnie z odwagą i determinacją do realizowania planów Bożych. Poszła za głosem Boga wbrew rozsądkowi i logice, nie pytając nikogo o zgodę. Najważniejszy był Bóg. I te cechy odnalazłam w siostrach zakonnych, które poznałam. Nie lubią się chwalić tym, co robią na co dzień, a potrafią „góry przenosić”. Całe swoje życie oddają w służbę Panu Bogu, a tym samym drugiemu człowiekowi. Znoszą cierpliwie trudności i kryzysy, ponieważ są dojrzałymi kobietami. Ta dojrzałość ukształtowała się w nich w trakcie formacji w zgromadzeniach, czyli w czasie postulatu i nowicjatu. Wtedy bowiem musiały odpowiedzieć sobie w głębi serca na najważniejsze pytanie: „Czy dobrze rozeznałam swoje powołanie?”. Jedyną drogą do szczęścia i spełnienia jest przecież właściwy wybór życiowej drogi. Jest kilka możliwości, choć dwie z nich są najważniejsze: przede wszystkim małżeństwo i życie konsekrowane. Jeśli kandydatki do zakonu dokładnie nie poznają swoich głębokich pragnień zapisanych w sercu, nie przepracują i nie przemyślą tego, to potem łatwo o pomyłkę, co w konsekwencji wcześniej czy później może doprowadzić do kryzysu, frustracji czy buntu.
Należy podkreślić, że zdecydowana większość sióstr wie, kim jest i jakie ma powołanie. Dotyczy to też młodych dziewczyn, które wstępują do zakonu. W przeciwieństwie do swoich rówieśniczek zawierających sakrament małżeństwa są bardziej świadome swojego wyboru. Poznając ich historię, zaskoczyło mnie to, jak różne osoby Pan Bóg sobie wybiera. Naprawdę – nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych. Potrafi dotrzeć do dziewczyny, która wychowała się w rodzinie ateistycznej, nie miała nawet chrztu, a w ciągu jednej nocy stała się chrześcijanką, co więcej – z rozeznaniem powołania do życia zakonnego. Inna z kolei była zbuntowaną dziewczyną, dla której liczyło się przede wszystkim towarzystwo rówieśników. I do niej Pan Bóg znalazł drogę. Obie odpowiedziały na Boże zaproszenie. Powiedziały Maryjne „fiat”, czyli „niech tak się stanie”.
Kiedy chłopak prosi ukochaną o rękę, a ona mówi: „tak”, to w większości przypadków pędzi potem z radością do rodziców, żeby im o tym powiedzieć. Natomiast dziewczyny, które rozeznały powołanie do życia konsekrowanego (dotyczy to także świeckich zgromadzeń, na przykład numerarii z Opus Dei), bardzo często z trwogą zadają sobie pytanie: „Jak ja to powiem rodzicom?”. Dlaczego tak się dzieje? Przecież są wybrankami samego Boga! To powód do dumy, a nie wstydu! Na pewno jest to związane ze współczesną mentalnością. Kiedyś, jeśli córka chciała poświęcić swoje życie Bogu, rodzina była szczęśliwa, ponieważ miała wśród bliskich kogoś, kto był niejako bliżej Boga, swojego „ambasadora”, który „skuteczniej” wstawiał się w jej intencjach do Najwyższego. W dzisiejszych czasach bardzo wielu rodziców, kiedy dowiaduje się, że córka chce wstąpić do zakonu, nie potrafi się z tym pogodzić, uważając, że zmarnuje sobie życie. Oczywiście wiąże się to z tym, że każdy rodzic pragnie jak najlepiej dla swojego dziecka. Ale szczęście kojarzy mu się tylko i wyłącznie z posiadaniem rodziny i dzieci. Bo jeśli ktoś ma powołanie do życia w małżeństwie, trudno jest mu zrozumieć kogoś, kto pragnie wieść życie konsekrowane. Najwięcej napięć między rodzicami a córkami pragnącymi poświęcić życie Bogu jest właśnie wynikiem tego braku wzajemnego zrozumienia.
Bardzo dużo sióstr zakonnych już na samym początku ma do pokonania poważną przeszkodę – opór rodziców. Łatwiej im to zrobić, gdy są starsze. Coraz częściej do klasztorów zgłaszają się kobiety już po studiach, ale wciąż Pan Bóg powołuje do siebie młode dziewczyny, mające 18, 19 lat. W takim wieku nie jest łatwo przeciwstawić się rodzicom. A przecież dla każdego niezwykle ważne jest ich błogosławieństwo. Przyszłe siostry zakonne pragną tego równie mocno jak narzeczeni, którzy idą do ołtarza. I kiedy tego nie ma, w sercu pojawia się ból. Warto o tym głośno mówić, bo z tego powodu wiele dziewcząt odsuwa od siebie myśl, że mogłyby iść do klasztoru. Strach przed odrzuceniem, przede wszystkim przez bliskich, ale i rówieśników, determinuje ich decyzje życiowe. A szkoda, bo mamy tylko jedno życie i pragniemy być w nim szczęśliwi. Znajdziemy to tylko wtedy, gdy dobrze rozeznamy nasze powołanie i pójdziemy jego śladem. Ile razy słyszałam: „Mówiąc «tak» Panu Bogu, poczułam się jak u siebie w domu”. Od kiedy znalazły swoje miejsce na ziemi, czują się szczęśliwe i spełnione.
Z myślą o tych wszystkich pokornych i wspaniałych kobietach, które poświęciły swoje życie Bogu, oraz młodych osobach rozeznających swoje powołanie powstaje książka, która niebawem ukaże się na rynku. Będą to wywiady z siostrami zakonnymi, które podzielą się z czytelnikami świadectwem dotyczącym zarówno drogi do Boga, jak również rozeznawania powołania. Każda z tych historii nadaje się na scenariusz fantastycznego filmu, który oglądałoby się równie emocjonująco jak opowieść o spektakularnym nawróceniu św. Pawła pod Damaszkiem. Czytelnicy będą mieli też okazję dowiedzieć się więcej o codziennym życiu w zakonie, o tym, czym siostry zajmują się zawodowo, jakie mają pasje, a nawet jak odpoczywają. Bohaterki są różne, tak jak niezwykłe jest bogactwo wśród zakonów żeńskich. Wywiadu udzieliła między innymi siostra Jolanta Glapka ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa, bohaterka książki „Siostra na krawędzi”, z wykształcenia psycholog, która obecnie buduje Centrum „Pasja życia” w Legionowie, a poza tym jest wielką fanką serialu „Bonanza”. Z kolei siostra Anna Maria Pudełko, apostolinka, psychopedagog powołania, autorka w serwisie katolickim Stacja 7, podzieli się z nami receptą na bycie szczęśliwą kobietą. Ale nie zabraknie też sióstr, które nigdy wcześniej nie miały kontaktu z mediami, a mają bardzo wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. To chociażby siostra Agnieszka Maria Miduch, kapucynka Najświętszego Serca Jezusa z Siennicy, katechetka, a zarazem wielka wielbicielka teatru i twórczyni wystawianych z sukcesem przedstawień, a także siostra Ancilla Dziarska, franciszkanka Służebnic Krzyża z Lasek, która pracuje jako lekarz w miejscowym ośrodku. Będzie też rozmowa z siostrą Edytą Wirtek, albertynką, która za rok złoży śluby wieczyste, a obecnie pracuje w Domu Pomocy Społecznej i studiuje. Posiada też niezwykły dar… zna język kwiatów.
Rozmawiając z każdą z bohaterek książki, zrozumiałam, jak mało wiem o siostrach zakonnych oraz ich życiu. Wcześniej zakon kojarzył mi się z czymś smutnym, żeby nie powiedzieć nudnym. Było to wynikiem stereotypów, jakie krążą w przestrzeni publicznej na ich temat, a które zostały mi w głowie. Tymczasem spotkałam kobiety pełne pasji, radości i spełnienia w swoim powołaniu. Są fantastycznymi nauczycielkami życia, ponieważ równie dobrze znają Pana Boga, jak i siebie.
Marzena Juraczko
„Pielgrzym” 2018, nr 2 (735), s. 18-20