Noc sylwestrowa, ostatnia w roku, to święto pełne radości i humoru, obchodzone chyba we wszystkich krajach świata. Odbywają się wtedy wspaniałe bale i zabawy, strzelają w górę korki szampana, a niebo kolorowo rozświetlają pokazy sztucznych ogni. Bajkową scenerię i noworoczne imprezy trwające aż do białego rana wspominamy potem przez cały rok.
– Z mężem i grupą przyjaciół spędzałam w ubiegłym roku sylwestra w Madrycie – opowiada Anna Pavlovych. – Przed godz. 23 poszliśmy na plac Puerta del Sol (Brama Słońca), gdzie odbywają się manifestacje, popularne fiesty i gdzie Hiszpanie witają Nowy Rok. Ten plac usytuowany jest w środku miasta, są tam fontanny, pomnik Karola III i zabytkowy ratusz, a przed nim, co ciekawe, oznaczenie kilometra zero, od którego liczy się wszystkie drogi w Hiszpanii.
Kiedy sylwester, czyli Nochevieja (po polsku Stara Noc), zaczął się powoli rozkręcać, ktoś wręczył nam papierowe torebeczki z 12 winogronami i powiedział, że przy odliczaniu czasu, czyli po każdym uderzeniu zegara, mamy zjeść jedno grono, bo to zapewni nam szczęście w przyszłym roku. Ulegliśmy czarowi wróżby, a potem składaliśmy życzenia i piliśmy hiszpański szampan cava, było naprawdę miło.
– Bardzo lubię sylwestra – zwierza się Kamil Marciński – zwłaszcza ten sztafaż: bibułkowe dekoracje, baloniki, serpentyny, konfetti, no i wszystko, co wybucha, a więc race, petardy etc. Dwa lata temu na przekór sobie wybrałem się jednak na noworoczny maraton filmowy, z zimnymi przekąskami, gorącym bufetem i szampanem. Muszę przyznać, że to była prawdziwa uczta dla kinomana, ze starannie dobranymi filmami. Impreza godna polecenia znajomym – akcentuje Kamil.
W ostatnich latach panuje moda, szczególnie wśród młodzieży, na oryginalne spędzanie sylwestra, np. w klubach jazzowych, pubach karaoke, a także w sposób aktywny: na stokach narciarskich, w biegach maratońskich, przejażdżkach w siodle albo z dala od mroźnej Polski, np. w krajach tropikalnych, gdzie lód jest tylko w lodówce i serwuje się go dla ochłody do drinków i deserów. Jednak coraz więcej osób spędza sylwestra w sposób kameralny, czyli we własnym domu, w towarzystwie najbliższych oraz… telewizora.
Lewiatan i św. Sylwester
Sylwester to święto szczególne, odmierzające czas: uroczyście żegnamy stary rok i jednocześnie witamy nowy, z nadzieją, że będzie lepszy, szczęśliwszy, dostatni i bogaty tylko w dobre i ciekawe wydarzenia. I chociaż w ciągu jednej nocy starzejemy się o rok, nie odczuwamy z tego powodu smutku, wręcz przeciwnie – wypełnia nas radość i oczekiwanie jutra. Drugiego takiego święta, zapewniającego niemal wszystkim dobre samopoczucie, próżno szukać w całym kalendarzu. Dlatego warto sięgnąć do jego genezy, czyli imienia Sylwester, które pochodzi od łacińskiego słowa silvestris i oznacza człowieka mieszkającego w lesie, dzikiego.
W średniowiecznej Europie najbardziej znanym Sylwestrem był papież Sylwester I (314-335 r.), późniejszy święty, patron Kościoła katolickiego i prawosławnego. Z jego osobą łączyło się wiele legend, sporo niepotwierdzonych, jak np. o ochrzczeniu Konstantyna Wielkiego, którego na łożu śmierci ochrzcił Euzebiusz z Cezarei. Jednak związana z nim legenda o Lewiatanie rozrastała się, nabierając z upływem czasu bajkowego kolorytu. Wierzono, że groźny potwór morski został pokonany i uwięziony w 317 r. przez Sylwestra I w lochach papieskiego pałacu, pod wzgórzem na Lateranie. W tej historii prawdziwe jest jednak to, że papież Sylwester I zasłynął jako budowniczy Bazyliki św. Jana na Lateranie, którą uroczyście konsekrował. Ale zasług miał znacznie więcej: wysłał legatów na I Sobór Nicejski, brał też czynny udział w sporach związanych z szerzącą się w Europie herezją – arianizmem. Zmarł 31 grudnia 335 r. i wydawało się, że popadł w zupełną niepamięć.
Urbi et orbi
Pod koniec X wieku, a więc kilkaset lat po śmierci Sylwestra I, mieszkańcy Europy, a zwłaszcza Włoch, zaczęli obawiać się nadchodzącego milenium. Proroctwa Sybilli wieszczyły, że z przełomem wieków Lewiatan wyzwoli się z więzów, pochłonie całą ziemię i ludzi, a powietrze wypełni piekielnym ogniem. Katastroficzna wizja końca świata korespondowała z nowotestamentową Apokalipsą św. Jana. Uczeni teolodzy uważnie wczytywali się w jej słowa i potwierdzali nadchodzącą zagładę. Napiętą atmosferę w Europie podsycało jeszcze to, że na papieskim tronie zasiadł mnich z zakonu benedyktynów –Gerbert. Powszechnie uważany był za mistrza sztuk czarnoksięskich, choć naprawdę był po prostu wykształcony. Znał się na matematyce, astronomii, mechanice; był genialnym konstruktorem, pracował nad zbudowaniem zegara wahadłowego i instrumentów astronomicznych. Jako papież przybrał imię Sylwester II (999-1003 r.), co rozwiązało worek podejrzeń i plotek. Mówiło się, że pierwszy Sylwester uwięził Lewiatana, drugi natomiast wypuści go na wolność. Nic więc dziwnego, że w nocy z 31 grudnia 999 r. na 1 stycznia 1000 r. przerażeni mieszkańcy Europy, zwłaszcza Włoch, pozamykali się w domach oraz pochowali się w piwnicach i na strychach. Kiedy wybiła północ i katastroficzna wizja nie potwierdziła się, bo świat nadal istniał w posadach, ludzie powychodzili z ukrycia. Wszystkich ogarnęła euforia, zaczęto się cieszyć, bawić i świętować. Wtedy papież Sylwester II udzielił po raz pierwszy błogosławieństwa urbi et orbi (miastu i światu). Od tej pory jest to tradycyjne noworoczne błogosławieństwo papieskie, na które czeka świat.
Szampańska noc
Sylwester i karnawał były hucznie obchodzone w dawnej Polsce, choć może nie tak różnorodnie, jak dziś. – Na Kaszubach – mówi Krystyna Budzyś – stary rok wypędzali ze wsi dorośli i młodzież, chodząc przed północą z klekotkami, terkotkami, grając i hałasując. Trzaskano wtedy z bicza, strzelano z fuzji i pistoletów. Stary rok poganiano nawet za wsią, już na polu, żeby się nigdzie przypadkiem nie zatrzymał i podstępnie nie został. Przy obrzędzie wypędzania wypowiadano życzenia i prośbę o „Jędrzne jabłka, jędrzne kreszkji, jędrzne siewe, jędrzne wszetko żeto na ten nowy rok”.
Młodzież czyniła przy tym wiele bezkarnych psot, o które nie wolno się było nikomu gniewać, jak wyjęcie bramy z zawiasów i postawienie w innym miejscu, rozebranie wozu na części i umieszczenie ich na dachu itd. Oczywiście za te figle obwiniano odchodzący stary rok – śmieje się Krystyna Budzyś.
Uroczystość sylwestrowa organizowana była w domach zarówno szlacheckich, jak i wiejskich, gdzie zapraszano całą rodzinę, znajomych i sąsiadów. Przypominała ona nieco Boże Narodzenie i była związana przede wszystkim z urodzajem. W chatach wiejskich pieczono więc chleby i bułeczki, zwane szczodrakami, którymi dzielono się z gośćmi, żeby przez cały kolejny rok żyło się zdrowo i pomyślnie. Dzielono się też nimi i ze zwierzętami w celu dobrego ich chowu. – W ten dzień mieszkańcy Pomorza – wspomina pani Budzyś – obwiązywali drzewka owocowe słomą, w którą wtykali krzyżyki z ciasta, żeby mieć urodzaj w nadchodzącym roku. Ja też tak robiłam, gdy miałam jeszcze własne gospodarstwo. Z urodzajem bywało różnie, ale nigdy nie obwiniałam o to pięknej tradycji – podkreśla moja rozmówczyni.
Noworocznym wróżbom zawsze towarzyszyły zabawy i salwy śmiechu. Dziewczęta, ciekawe jaka czeka je matrymonialna przyszłość, na wzór andrzejkowy lały wosk i z jego kształtu odczytywały swe losy. Wpatrywały się także w lustro, wyglądając wizerunku przyszłego męża. Sądziły, że uda się im uchylić trochę zasłonę tajemnicy i poznać to, co dopiero będzie.
Gwiżdże
– Szkoda – martwi się pani Krystyna – że coraz rzadziej w wieczór sylwestrowy spotkać można na Kaszubach paradujących w dziwnych strojach kolędników. Kiedyś i ja z nimi chodziłam przebrana za śmierć, żeby wszyscy się mnie bali. To były Gwiżdże, którzy przybycie oznajmiali dzwonkami i gwizdaniem. Był tam stróż porządku, dziad z babą, śmierć z kosą, diabeł, skaczący kozioł, bocian podszczypujący dziewczyny, niedźwiedź prowadzony przez Cygana i żołnierz jadący na drewnianym koniu. Ludzie chętnie nas przyjmowali, dawali słodycze, ciasto, ale śmierć, czyli mnie odganiali od siebie i domu. Często brali nawet szczotkę albo kija – śmieje się pani Krystyna.
Kiedy wybiła północ – wedle staropolskiego zwyczaju – szlachta, dodawszy sobie animuszu trunkiem, wznosiła tokajem uroczysty toast (szampan wprowadzony został dopiero w XIX wieku) i na wiwat strzelała z bicza i fuzji. Podobne strzały słyszało się i na wsi, gdzie hucznie witano Nowy Rok.
Tradycyjne zabawy i zwyczaje sylwestrowe ulegają zmianom, niekiedy odchodzą w zapomnienie. Pozostaje uroczystość św. Sylwestra, czyli najpiękniejsza i szampańska noc w roku, podczas której wszystko może się zdarzyć…
Marzenna Bławat
„Pielgrzym” 2009/2010 nr 26 (524), s. 14-15