Figurka Matki Bożej Aparecida ma zaledwie 40 centymetrów wysokości, a zbudowano dla niej największą świątynię tuż po bazylice watykańskiej. Znajduje się ona w odległości 4 godzin jazdy samochodem od Rio de Janeiro – niewiele to jak na odległości w tym kraju. Ale do Pani Brazylii przybywają pielgrzymi nie tylko drogą z Rio – ciągną ze wszystkich stron.
Statystyki mówią o magicznej liczbie pięciu milionów pielgrzymów rocznie. Zawiera ona w sobie tłumy pątników – nie turystów odwiedzających ciekawe miejsca, jak chociażby wspomniana już bazylika św. Piotra. Tam przybywa sześć milionów ludzi, ale… czy wszyscy są pielgrzymami jak tu?
Na początku wszystko było szare, małe, ledwo zauważalne. Takie było życie mieszkających w tym regionie ludzi – pochodzących z „nikąd”, mieszkających „nigdzie”, nie mających „żadnego” znaczenia. Obiektyw tego świata nie rejestrował ich obecności. Życie toczyło się zwyczajnymi koleinami, po zaledwie paru latach zacierały się ostatnie ślady nic nieznaczących wydarzeń.
Taka była w końcu XVII wieku mała wioska Guaratinguetá, leżąca na brzegu rzeki Paraiba. Był to przystanek emigrantów wędrujących na poszukiwanie złota w rejonie Martwej Rzeki. W Guaratinguetá zatrzymała się garstka rodzin. Miała dość umierania na „gorączkę złota”, zmieniła plany życiowe i wybrała zwykłe wiejskie życie. Może zatrzymały ich codzienne modlitwy zanoszone do Nieba przed figurkami Matki Bożej – domowym skarbem zabranym ze swych pierwszych ojczyzn. Były one znakiem miłości do Maryi – bardzo ubogiej, ale bardzo szczęśliwej. W Guaratinguetá w soboty rodziny odmawiały wspólnie różaniec, śpiewały litanie, a domowe figurki były zawsze ozdobione kwiatami. Jedna z nich musiała pewnego dnia spaść z domowego ołtarzyka, bo gliniana figurka pękła i straciła głowę.
W tym momencie zaczyna się niespieszna Boża historia. Popękaną figurkę Maryi Niepokalanej wrzucono do rzeki. Ludzie nie chcieli jej zakopywać, jakby grzebali umarłą. Rzeka była dla nich symbolem życia i czystości. Niech omodlona przez wieśniaków figurka spoczywa na jej dnie, opłukiwana przez płynącą wodę. Martwa, a jednak żywa – jakby czekająca na swe zmartwychwstanie i powrót do swoich czcicieli.
Wiele lat mała Madonna leżała w mule rzeki, a pamięć o jej istnieniu odeszła wraz z wymianą pokoleń. Figurka zdążyła już stracić kolory: błękit płaszcza, brąz włosów, biel skóry. Stała się jedną z Czarnych Madonn.
Cudowny połów
Opatrzność czekała cierpliwie aż do roku 1717, by do realizacji swych świętych planów wykorzystać pewne świeckie wydarzenie. Oto książę Dom Pedro de Almeida e Portugal, gubernator okręgu Sao Paulo i Minas, zatrzymał się na nocleg w Guaratinguetá. Tu właśnie wyznaczono dla niego krótki postój w podróży do Vila Rica, gdzie miał wizytować wielką kopalnię złota. Dla mieszkańców osady było to niezwykłe wyróżnienie, postanowili więc na cześć gościa zorganizować wspaniałą ucztę. Potrzeba było do niej między innymi dużej ilości ryb. Gdy kobiety uwijały się przy ogniu, mężczyźni poszli łowić w rzece.
Wśród nich była trójka przyjaciół: Domingos Garcia, Joao Alves i Filipe Pedroso. Rzucili swe sieci w jednym miejscu, potem dużo dalej i jeszcze gdzie indziej. Nic nie złowili. Kiedy rzucili sieć w pobliżu portu ltaguaçu, tam też nie było ryb. Jednak Joao Alves coś wyłowił: małą, pozbawioną głowy figurkę Matki Najświętszej. Zarzucając sieć nieco dalej, mężczyźni wydobyli z wody brakującą głowę Madonny.
Rybacy owinęli części figurki w koszulę i już chcieli dalej łowić ryby, kiedy jeden z nich spojrzał po twarzach towarzyszy i zakrzyknął: „Zarzućmy sieci z wiarą w naszą Panią, która się objawiła jako Niepokalana”. Dosłownie powiedział: „Nossa Senhora da Aparecida Conceição” – stąd dzisiejsza nazwa największego sanktuarium maryjnego na świecie. I stał się cud. Teraz, ilekroć zarzucili sieci, za każdym razem wyciągali je pełne ryb.
Niebo daje znaki
Pedroso, najstarszy, zabrał figurkę do domu. Oczyścił ją i skleił. Jego syn zbudował dla niej małe oratorium, w którym zaczęli zbierać się ludzie. Wówczas zaczęły się dziwne znaki. Gdy ludzie śpiewali na cześć Niepokalanej, zapalone przy figurce świece gasły. Kiedy chciano je ponownie zapalić, zapalały się same. Poza tym podczas sobotnich modlitw ołtarzyk z figurą zaczynał się trząść.
Te dziwne zjawiska sprawiły, że proboszcz ks. Joao Alves Vilella dał się ludziom przekonać, by dla Nossa Senhora da Aparecida zbudowano kaplicę, a potem niewielki kościółek.
Uwolnienie przez Maryję
Najważniejszy okazał się jednak cud, który wydarzył się około 1790 roku. Dopiero u schyłku XVIII wieku Bóg zamknął wstępny etap swoich planów i uderzył w dzwon historii. Wybrał czasy, kiedy w Brazylii powstawały wielkie plantacje trzciny cukrowej, a do pracy na nich potrzebowano coraz większej liczby rąk. Z Afryki przypływały tysiące niewolników.
Jednym z nich był młody Zacarias. Był jednym z tych, którzy próbowali uciec od swego pana, ale nie mieli szczęścia, bo szybko zostawali schwytani. Właściciel Zacariasa zakuł go w łańcuchy i prowadził z powrotem na plantację. Czekało go na początek dwieście batów, co nie każdy przeżywał… Kiedy niewielki orszak mijał kościółek z wyłowioną przed laty z rzeki figurką Matki Bożej, niewolnik ubłagał, by mógł pomodlić się chwilę do „Pani, która się objawiła”… Gdy przed Nią uklęknął, Maryja sprawiła cud – uczyniła go wolnym. Jej decyzji nie mógł podważyć nawet bogaty plantator. Nie tylko musiał uznać wolność Zacariasa, ale też sam zapłacić za jego wykup!
Ksiądz Francisco Claro de Vasconcellos tak opisuje to zdarzenie: „Uciekinier niewolnik był prowadzony do swojej hacjendy przez właściciela, a przechodząc obok kaplicy, spytał, czy mógłby wejść do niej i odmówić kilka modlitw. Gdy trwał w modlitwie przed figurą, łańcuchy cudownie opadły z szyi i nadgarstków i spadły na ziemię. Poruszony tym faktem właściciel uwolnił go, płacąc zwyczajową cenę za wyzwolenie niewolnika i pozostawiając pieniądze na ołtarzu. Poprowadził do domu niewolnika jako wolnego człowieka”.
Miliony cudów
Owe łańcuchy to pierwszy dokument świadczący o niezwykłym działaniu Madonny z Aparecida. Można je oglądać w tak zwanym Pokoju Cudów, który znajduje się pod nową bazyliką, wzniesioną w 1955 roku. Znaków dokumentujących cuda jest tam tysiące tysięcy: świece różnej wielkości, kawałki tkaniny, repliki woskowych części ludzkiego ciała, które zostały cudownie wyleczone, ubrania, mundury, broń, instrumenty muzyczne, narzędzia pracy, obrazy, zdjęcia i niezliczona liczba przedmiotów, które zostawiają tu wdzięczni pielgrzymi jako znak, że Maryja objawiła się w ich życiu z mocą, która potrafi zmieniać historię, ratować ludzi – jak Zacariasa – w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Dla nas Aparecida jest przede wszystkim znakiem niespiesznego działania Boga, który cierpliwie, krok po kroku, realizuje swoje święte cele. Wystarczy nie wyrzucić Go za burtę historii, a z wolna doprowadzi świat do szczęśliwego zakończenia. Jak zawsze „przez Maryję”. Dlaczego przez Nią? Zapytajcie Pana Boga…
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” 2017, nr 18 (724), s. 24-25